Tak gotowym trzeba być...

Zapis dni, w których odchodzi ktoś najbliższy na świecie, jest jak relikwia, którą przechowuje się w skarbcu serca.

zdjęcie: Backgrounds.hd

2015-01-28

Postanowiłam podzielić się zapiskami, jakie robiłam w ostatnich miesiącach życia mojego Ojca Andrzeja Łukasiewicza (1923-2012) i zaraz po jego śmierci. Porządkując jego rzeczy na stoliku już po pogrzebie, natknęłam się na małą karteczkę położoną na modlitewniku.

Wszyscy dla Niego żyjemy,
Wszyscy do Niego idziemy.
Czy chcemy, czy nie chcemy.
Czy o tym myślimy, czy nie myślimy.
Czy pamiętamy, czy nie pamiętamy.

                            / Ks. Mieczysław Maliński/

Słowa te musiały być częścią jego codziennej modlitwy ostatnich miesięcy. Uświadomiłam sobie wtedy, że o wyrazistym świadectwie  wiary mojego ojca, jakie zostawił swoim najbliższym, warto opowiedzieć innym.

Tak gotowym trzeba być...
Do każdej ludzkiej podróży

9 listopada 2011

Mój tatuś słabnie. Modlę się za sprawą ojca Pio o lekką śmierć dla niego. Noga puchnie i wygląda coraz gorzej, choć drepcze na niej i nawet byliśmy w kościele w niedzielę. Nie wiem, czy będą jeszcze naświetlania przerzutu na ręce, bo nie widać, aby to pomagało. O tym zdecyduje za tydzień onkolog. Nadchodzi moment, że trzeba zapisać się do hospicjum domowego, aby przychodził doświadczony zespół medyczny i leczył paliatywnie. Muszę z nim o tym porozmawiać i boję się tej rozmowy, aby nie gasić w nim woli życia. Choć wie o wszystkim, współtworzył też pierwsze hospicjum w Krakowie, wytwarza w głowie jakby blokadę psychiczną.. Obserwowałam to nawet u bardzo wierzących chorych, oddających się Bogu bez reszty. Myślę, że bez tego nie miałby siły rano wstać i robić to, na co pozwalają siły. On jest TYTANEM.

Mój przyjaciel muzułmanin powiedział mi, że ta pewna nieświadomość, to dar anioła, który, jak wierzą,  przychodzi przed śmiercią, aby pomóc człowiekowi w przejściu, daje mu pić wino na drogę. Jezus w Ogrójcu też został pokrzepiony przez anioła. Dziś wielkim umocnieniem dla mnie było czytanie z Księgi Mądrości: „A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka, po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich”. To Słowo Życia dla nas.

25 listopada 2011

Niepotrzebne były moje obawy. Po rozmowie, że domowa opieka hospicyjna zabezpieczy jego wszystkie potrzeby zdrowotne, Tato ochoczo się zgodził.- Przynajmniej nie będzie problemu z wyjazdami do specjalistów,  skwitował krótko. - Ale wcześniej odprawimy jeszcze uroczyste imieniny w restauracji. 

Czy myśli o tym, że to już „ostatnia prosta” jego biegu? Codziennie, jak zawsze, drepcze z wysiłkiem po mieszkaniu, podlewa kwiaty, szykuje sobie sam śniadanie, bo takie najbardziej lubi.

21 grudnia 2011

Po raz pierwszy odwiedza nas pani doktor wraz z pielęgniarką z hospicjum. Przeprowadzają niezbędny wywiad, ustalają plan wizyt, wykonują to, co niezbędne. - Ten nieprzyjemny zabieg zrobiły sprawniej od Ciebie - powiedział Tato po ich wyjściu. Tak się cieszę, że Tato polubił te panie.

31 grudnia, sylwester 2011

Jedziemy z mężem do Muzeum do Krakowa na wystawę malarstwa Turnera. Tato telefonicznie daje wyraz temu, że duchowo jest z nami. Zawsze lubił wyskakiwać do ukochanego Krakowa na różne ciekawe imprezy. Wieczór sylwestrowy spędza z Mamusią w domu, dość szybko kładzie się do łóżka. O północy dostaję SMS-em piękne życzenia od niego. Później dowiedziałam się, że wysyłał te życzenia do przyjaciół do trzeciej na ranem. - Szło mi ciężko, bo ręce grabiały. Rano w Nowy Rok jedziemy do kościoła na pierwszą poranną Mszę św. Nie wiem jeszcze teraz, że to już ostatni raz.

Styczeń 2012

Na dworze siarczyste mrozy, więc nie ma mowy o wyjściu na dwór. Z dnia na dzień Tatę opuszczają siły, ma coraz większe problemy z poruszaniem się. Godzi się na wypożyczenie balkonika.

8 lutego 2012

Tato zamawia bukiet frezji i wręcza je mamusi. Pamięta o kolejnej już o ponad sześćdziesiątej rocznicy ich pierwszej randki. Mamusia bardzo lubi te kwiaty. Stoją zasuszone w pokoju do dziś.

16 lutego 2012, tłusty czwartek

Wpada do domu rodziców kapelan, ks. Benedykt. Po spowiedzi, przy kawie Tatuś z dumą pokazuje swój album ze zdjęciami z górskich wypraw, zatytułowany „A Góry nade mną jak niebo”.

- Czy Pan wie, że to piosenka zespołu Wolna Grupa Bukowina? – pyta ksiądz i śpiewa mu czystym głosem balladę. Przy pożegnaniu jeszcze serdecznie dodaje życzenie, aby rodzice nie przejedli się pączkami. Tato jest wyraźnie poruszony i uszczęśliwiony spotkaniem. Niestety stracił apetyt na pączki i w ogóle już nic mu nie smakuje, ale próbuje jeść. Umawiają się z księdzem na środę popielcową, na posypanie popiołem.

Tak zdecydują w niebie
Lub serce nie zechce już służyć

21 lutego 2012, ostatki

Po nocnym upadku nie ma już mowy o chodzeniu, a nawet o samodzielnym siedzeniu. Tato „leci” przez ręce, jest zmarznięty, pojawiły się fioletowe zasinienia na rękach i lekka duszność. Po południu wołam zespół dyżurny i znajomą przyjaciółkę anestezjolog. Dzięki Bogu, że przywożą tlen i wszystko, co potrzebne medycznie.

- Zaprosimy  Księdza – proponuję, patrząc mu prosto w oczy. - Ma przecież przyjść jutro – oponuje tato.

- „Niech Ksiądz przyjdzie dziś” – powtarzam powoli.

– „Jak tak uważasz, to dobrze”.

Za chwilę, kiedy przy nim siada Mama, pokazuje ręką, aby wyciągnęła kartonik stojący między książkami na meblościance. Jakoś nikt  z nas go wcześniej nie zauważył. Na tej karteczce  spisana jest jego ostatnia wola, dyspozycje dotyczące ubioru do trumny, pogrzebu, prośba, aby nie nosić po nim żałoby, bo to niechrześcijańskie (to on zrobił to podkreślenie).A potem wszystko już toczy się bardzo szybko… Przy łóżku  gromadzą się wszyscy najbliżsi, tj. mama, mój mąż, obydwoje moich dzieci Krzysiek i Majka. Przyjeżdża wezwany ks. Benedykt. Tato przyjmuje świadomie Wiatyk, a następnie wpada w agonię. Przysuwam się bliżej do Taty, trzymam go za rękę. Ustępuje napięcie z jego twarzy, a ja, nie wiem dlaczego, zauważam w niej rysy twarzy jego ormiańskiej babci Zosi, pochodzącej z dalekiej Bukowiny. Odmawiamy wspólnie różaniec. Podczas tajemnicy Ukrzyżowania Tato zwalnia oddech. Ksiądz wypowiada głośno obietnicę Jezusa: - „Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju” -  i Tato przestaje oddychać. Przechodzą jeszcze dwie dziesiątki - Zmartwychwstanie i Wniebowzięcie, a potem modlitwa, już o spokój duszy. A na koniec rozbrzmiewa znów „Bukowina” z refrenem „a góry nade mną jak niebo, a góry nade mną jak niebo”.

To odejście jest bardzo spokojne, jak przejście za muślinową zasłonę. Czuję obecność TAMTEGO ŚWIATA.

Ja tylko zniknę wtedy
W starym lesie bukowym
Tak jakbym wrócił do siebie
Po prostu wrócę do domu

Każdego dnia ktoś umiera, niezauważony przez pędzący do przodu świat, ważny tylko dla Boga i wyjątkowy dla swoich bliskich. To naturalna kolej rzeczy w tym wielkim pochodzie pokoleń od początku ludzkości.

Dla mnie mój ojciec był wyjątkowy. Tak wiele mnie nauczył. Najbardziej jestem mu wdzięczna za to, że „zaraził” mnie wiarą i rozbudził pasję wędrowania po górach. Myślę, że jest już w pełni szczęśliwy, a niebieskie połoniny kuszą go swym pięknem.

I wszystko tam będzie jak w życiu
I stół i krzesła i buty
Te same nieporuszone
Na niebie zostaną góry

W tekście wykorzystałam fragment wiersza Jerzego Harasymowicza, którego symboliczny grób znajduje się na jednej z przełęczy bieszczadzkich.

Autorzy tekstów, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024