Na randkę z defibrylatorem

Pierwszą śmierć pacjenta pamiętają doskonale. Jakby to było wczoraj. Pierwszy pacjent, pierwsze zmarłe dziecko, pierwsze ofiary wypadku to obrazy, które gdzieś z tyłu głowy zostają na zawsze. Gdy pacjent umiera, ratownik medyczny jest osobą, która często przekazuje rodzinie zmarłego tragiczną wiadomość. Musi umieć rozmawiać. Także o śmierci. W Dniu Ratownictwa Medycznego przedstawiamy historię Jacka.

zdjęcie: www.fantom.f-w.pl

2015-10-13

Pamiętam mój pierwszy staż w pogotowiu ratunkowym – wspomina Jacek Piechocki, ratownik medyczny. - I pierwszego pacjenta, którego nie udało się uratować. Pojechaliśmy na wezwanie do nieprzytomnej osoby. Był to mężczyzna przed pięćdziesiątką. Okazało się, że pacjent nie oddycha. Podjęliśmy reanimację. Niestety, nie udało się go uratować. Trzeba to było powiedzieć rodzinie. Zrobił to doświadczony lekarz, który był kierownikiem naszego zespołu. Wtedy spotkałem się z czymś, czego się nie spodziewałem. Syn zmarłego pacjenta uderzył lekarza w twarz. Chwilę później chłopak rzucił się na ścianę i zaczął na oślep walić w nią pięściami. Do krwi. Ze złości, z bezradności. W takich sytuacjach też musimy sobie radzić. Podczas nauki zawodu uczymy się rozmawiać z rodziną pacjenta, jesteśmy przygotowywani na różne sytuacje. To bardzo pomaga, choć tak naprawdę każdy musi wypracować swój własny sposób radzenia sobie z trudnymi chwilami.

Jacek ratownikiem został po długim poszukiwaniu własnej drogi w życiu. - Kiedyś koleżanka, która jest lekarzem powiedziała mi, że człowieka bardzo łatwo jest zabić, a dużo trudniej go uratować. Wtedy chyba postanowiłem, że będę ratownikiem medycznym.

Ratownicy medyczni to ludzie odważni i wrażliwi. Wybrali zawód, którego głównym przesłaniem jest uratowanie pacjenta.
- Codziennie walczymy o życie, to walka z czasem, ze słabościami, z własnymi niedoskonałościami. Najgorsza jest śmierć dziecka. Tutaj czuje się szczególny respekt przed kruchością i delikatnością życia. Trochę inaczej ratownicy reagują, gdy są wzywani do osoby młodej lub do dziecka, a inaczej gdy do schorowanego staruszka. I to nie przez brak szacunku do wieku, ale właśnie ze względu na ten respekt wobec świętości życia. Mimo wszystko odrobinę łatwiej pogodzić się ze śmiercią osoby starszej, życiowo spełnionej – bo takie są przecież nieuniknione koleje życia – niż z odejściem małego dziecka lub bardzo młodej osoby, przed którą była cała przyszłość. Po ludzku to zwyczajnie trudne do zaakceptowania.

Jacek od siedmiu lat styka się ze śmiercią. Opowiada, że podczas reanimacji ratownik daje z siebie wszystko. To ciężka, fizyczna praca. Członkowie zespołu zmieniają się podczas masażu serca. Nikt nie przerywa. Podobno najgorsza jest chwila, kiedy kierownik zespołu spogląda na zegarek i podaje godzinę. Wszyscy wiedzą, że to godzina zgonu. Zapada wtedy cisza. Czas się zatrzymuje. W tej ciszy miesza się bezsilność, bezradność, złość, żal. - Nie, nie traktujemy takich momentów, jako przegranych. Zdajemy sobie sprawę, że wszystkich nie jesteśmy w stanie uratować. Nie można też myśleć o tym, co się zrobiło nie tak. Zawsze, w każdym momencie robimy wszystko, co w naszej mocy. Jacek wspomina jedno z pierwszych wezwań do noworodka. Od dyspozytora usłyszał, że ma jechać do dwutygodniowego malucha, który nie oddycha. - Bałem się. Pamiętam, że to była zima, srogi mróz. Szedłem do karetki i modliłem się, żeby coś się wydarzyło, abym to nie ja musiał tam jechać. Ale to są tylko krótkie chwile słabości i zwątpienia. Kiedy już siedzę w karetce, jestem nastawiony tylko na to, żeby swoją pracę wykonywać jak najlepiej. Są trudne dni, trudne akcje, trudne rozmowy i spotkania. Ale każde uratowane ludzkie życie jest warte tego wysiłku. Nie mam w tym względzie wątpliwości.

Moja codzienność to rutynowe akcje, których w ciągu tygodnia są dziesiątki, czasem nawet setki. Każdą trzeba dobrze i profesjonalnie przeprowadzić. Tutaj nie ma miejsca na przeciętność i brak koncentracji. Musimy działać szybko i fachowo.

Pytam zatem Jacka o to, jak wygląda rutynowa akcja zespołu ratowniczego.

-Z chwilą kiedy otrzymujemy zlecenie na wyjazd w trybie alarmowym, udajemy się do karetki i wyjeżdżamy do zdarzenia. Dobrze jest kiedy dyspozytor zbierze jak najwięcej informacji. Z różnych powodów nie zawsze jest to możliwe – chociażby stres zgłaszającego, który uniemożliwia poprawną komunikację. Jeśli wiemy więcej, lepiej możemy zaplanować i przygotować akcję. Jeżeli zgłoszenie dotyczy dziecka, wcześniej już mogę wyliczyć sobie dawki leku. Trzeba przygotować także sprzęt, który mamy w karetce. Zespół ratownictwa medycznego po przybyciu na miejsce zdarzenia musi ocenić bezpieczeństwo zarówno poszkodowanych.. Sprawdzamy co się stało, ile osób jest poszkodowanych, jakie są urazy i jakie potrzebne będą siły i środki do udzielenia pomocy. Po ocenie miejsca zdarzenia sprawdzamy i monitorujemy stan pacjenta skupiając się w pierwszych minutach na podstawowych funkcjach życiowych, oczywiście na bieżąco je zabezpieczając. Zespół ratownictwa medycznego przyjeżdżający do pacjenta w stanie nagłego zagrożenia życia lub zdrowia musi postawić wstępne rozpoznanie, wykonać ważne interwencje terapeutyczne, a następnie zabezpieczyć i przetransportować pacjenta do właściwego ośrodka, w którym możliwa będzie skuteczna pomoc udzielona przez wykwalifikowany personel i sprzęt medyczny.

Praca ratownika medycznego to oczywiście napięcie, stres, profesjonalizm, wiedza i wielki wysiłek. Ale wykonywanie tego zawodu wiąże się również z wieloma wspaniałymi chwilami i wielką satysfakcją. -Są też momenty cudowne i tych jest zdecydowanie więcej. Może to dziwne, ale pamiętam każdego uratowanego pacjenta. Pamiętam imię, twarz. Ci chorzy są w jakimś sensie częścią mnie i myślę, że tak już zostanie. Jacek mówi także o tym, że w jego pracy ważne jest wsparcie całego zespołu i wzajemne zaufanie podczas akcji. -W stacji na zmianie zawsze jest kilka osób. Znamy się już parę lat, niektórzy wręcz od czasów szkolnych. Możemy czuć się tu jak w domu. Dla kogoś z zewnątrz to może abstrakcja, ale z uwagi na stres towarzyszący naszej pracy, taka atmosfera naprawdę jest potrzebna. Ogromną satysfakcję sprawiają nam wyjazdy, podczas których możemy kogoś uratować. Bywają sytuacje, że idziemy korytarzem szpitalnym i mijamy się z pacjentem, którego dzień wcześniej uratowaliśmy. Kiedyś jeden z pacjentów powiedział, że jesteśmy aniołami, które spadły na ziemię. Takie słowa cieszą, dostarczają motywacji do dalszej pracy.

Ratownik medyczny to zwykle ktoś taki, kto gotowy jest do pracy nawet wówczas, gdy ma dzień wolny lub odpoczywa na urlopie. -Mogę powiedzieć, że mój zawód przyczynił się do tego, że dzisiaj jestem szczęśliwym mężem i ojcem. Kiedy zacząłem spotykać się z moją obecną żoną, pracowałem już jako ratownik medyczny. Miałem i mam do dzisiaj takie zawodowe skrzywienie, że zawsze noszę przy sobie apteczkę pierwszej pomocy i… mały przenośny defibrylator. Moja dziewczyna o tym nie wiedziała. Podczas jednej randki, całkiem przypadkiem, z mojego plecaka wysunął się defibrylator i moja dziewczyna zapytała co to takiego. Kiedy jej wyjaśniłem, że zawsze noszę przy sobie sprzęt ratowniczy, ona niewiele myśląc, zadeklarowała, że spokojnie mogłaby zostać moją żoną, bo czułaby się przy mnie bezpieczna. Dwa miesiące po tym zdarzeniu oświadczyłem jej się i usłyszałem z jej ust odpowiedź „tak”! W związku z tym nie wiem, czy jest na świecie szczęśliwszy człowiek niż ja!

Cogiel Renata Katarzyna, Autorzy tekstów, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 19.04.2024