Kontemplacja Jezusa na Jego Drodze Krzyżowej

6 lipca podczas 51. Ogólnopolskiej Pielgrzymki Chorych i Niepłnosprawnych na Jasną Górę pieknym rozważaniom Drogi Krzyżowej przewodniczył ich Autor - ks. Jan Smolec

zdjęcie: Danuta Dajmund

2016-07-07

1. SĄD

 

            Wpatruję się w Twoje Oblicze, Jezu fałszywie oskarżony, osądzony i skazany.

            Gdy do moich uszu docierają bzdurne i kłamliwe oskarżenia, moje serce wypełnia podziw dla Ciebie - skazańca, którego w najmniejszym nawet stopniu nie deprawuje i nie wykrzywia podłość tego procesu.

            Nie wiem, co miał na myśli Piłat, gdy zawołał, wskazując na Ciebie: Oto człowiek! Ja po prostu uklęknę przed Tobą i głęboko w sercu zapiszę ten obraz i to doświadczenie. Dzięki temu być może nie zbłądzę złym słowem albo niegodną postawą, kiedy doznam od kogoś krzywdy niesprawiedliwości lub złości. Albo gdy wskutek fizycznego bądź duchowego ogołocenia i bezsilności odczuję pokusę zwątpienia w piękno i wartość swojego człowieczeństwa.

2. KRZYŻ

            Może jest to paradoks, ale ja właśnie teraz, gdy wydajesz się taki poniżony, taki mały, rozumiem sens niektórych Twoich wzniosłych słów, takich jak choćby ta niesamowita deklaracja: Ja i Ojciec jedno jesteśmy

            To właśnie takie wyznania najbardziej rozsierdziły Twoich oskarżycieli i sędziów.

            Teraz sądzą, że są bliscy unicestwienia bluźniercy i o krok od pozbycia się szalonego samozwańca. Na ramiona włożyli Ci krzyż, żebyś, niejako własnoręcznie, sam na sobie, wykonał wyrok ogłoszony przez namiestnika.

            Tymczasem Ty wiesz, że na własnych ramionach niesiesz most, aby go przerzucić między nami a Bogiem. Z krzyżem na ramionach, w coraz ściślejszym zjednoczeniu z krzyżem, (które dokona się w pełni, gdy dotrzesz na wzgórze), nie przestajesz tłumaczyć nam, panicznie uciekającym przed krzyżem: Ja Jestem drogą i Prawdą, i Życiem! Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca! Kto idzie za mną, będzie miał światło życia!

 

3. UPADEK

 

            Leżysz na drodze, Ty, który sam siebie nazwałeś drogą.

            Leżysz pod krzyżem. Czy po to, żeby nam pokazać drogę: po krzyżu jak po moście, przez Ciebie jak przez bramę, do Boga, do pełni życia, do Domu?

            Nadzieja jest większa niż smutek. Światło przezwycięża trwogę. Droga prowadzi, Bogu dzięki, wzwyż, zaś krzyż jest drogowskazem, który każe mi spojrzeć w górę, wysoko, najwyżej, chociaż wzrok mam przykuty do Ciebie, leżącego u moich stóp w pyle i w kałuży krwi.

            Bo patrząc na Ciebie, wdeptanego w ziemię, widzę Ojca, który czeka w otwartych drzwiach, zniżającego się ku nam, pochylonego nad nami tak bardzo, że już bardziej nie można, z ramionami rozłożonymi szerzej niż ramiona krzyża.

4. MATKA

 

            To jest oczywiste, że Ona tu jest.

            Ewangelia jest wyjątkowo konsekwentna. Niezrównany plan Twojego Ojca jest idealnie konsekwentny. Dotyczy to Ciebie, którego pokarmem jest pełnić wolę Ojca; dotyczy to również Twojej Matki, zwłaszcza od tej chwili, gdy w Nazarecie świadomie włączyła się w ten Boży Plan, wypowiadając swoje mężne i pokorne: Oto ja, służebnica Pańska.

            Odtąd wszystkie wydarzenia biblijne, w których przy Tobie jest Twoja Matka, pokazują wyraźnie, że także Ona, najgłębiej zjednoczona z Tobą, zmierzała z Tobą ku Jerozolimie, ku tej Godzinie, dla której przyszedłeś na ziemię, która się zbliża, która już jest. Uczestnicząc w tajemnicach Twojego wcielenia, życia ukrytego i publicznej działalności, zdążała ku uczestnictwu w pełni Twego ziemskiego posłannictwa, ku głębokiej, żywej i aktywnej obecności w Twoim misterium paschalnym.

            Pozdrawiam Najświętszą Matkę na Twojej drodze krzyżowej. Oddaję cześć i oddaję siebie Jej niepokalanemu Sercu, które dotkliwie przeszywa miecz boleści; sercu najpiękniejszej i najwierniejszej Niewiasty.

5. SZYMON

 

            Twoje oczy, ręce, plecy, nogi, Twoje sponiewierane ciało, Twoje zdruzgotane człowieczeństwo błagają bez słów o ratunek. (Tylu z nas, tak wielu naszych braci i sióstr zna ten dramat niemego krzyku obolałych członków…)

            Dlatego żołnierze nałożyli Twój krzyż Szymonowi z Cyreny. Biedacy przestraszyli się, że umrzesz przedwcześnie, w drodze, i nie dopełnicie – Ty i oni, skazaniec i kaci – tego wszystkiego, do czego was zobowiązała sentencja wyroku rzymskiego namiestnika.

            Ludzkie prawo nie pozwoliło Ci umrzeć wcześniej niż postanowiono, nie mogłeś umrzeć – nie ukrzyżowany!

            Ludzkie prawo, kulejące i ślepe, błądzące i ułomne, a niekiedy, jak w Twoim przypadku, jawnie i ordynarnie zafałszowane, niesprawiedliwe, staje się raz jeszcze narzędziem Bożego Planu, według którego trzeba było, byś na krzyżu wydał siebie za nas. Trzeba było, aby – gdy się wypełni paschalna Pięćdziesiątnica – na krańce świata pobiegli Twoi świadkowie, wołając: Głosimy Chrystusa Ukrzyżowanego! Nie mogło nie spełnić się pragnienie Ojca, by Jego Jednorodzony, najdroższy Syn, zakrólował z krzyża!


6. CHUSTA WERONIKI

 

            Niech mi nie mówią, że historia stawia nad jej istnieniem wielki znak zapytania.

            Niech mi nie mówią, że milczą o jej bohaterskim czynie wszystkie przekazy ewangelistów.

            Albo niech mówią, co chcą. To jest i tak bez znaczenia wobec niepokonalnego pragnienia wszystkich pokoleń chrześcijan, by uklęknąć przed cudowną chustą tej dzielnej kobiety i zapatrzeć się z miłością w Twoją udręczoną, najświętszą Twarz, i adorować te najpiękniejsze oczy, z których, choć są zalane krwią, dociera do nas i ogarnia nas spojrzenie wszechmocnego Boga. Na nic są pytania, wątpliwości i dywagacje wobec potężnych aktów łaski, których doświadczają modlący się z wiarą do Twojego Najświętszego Oblicza – słowami modlitwy, koronki czy nowenny (należących do najpiękniejszych i najskuteczniejszych!).

            Któż wzruszy ramionami czy podtrzyma wątpliwość w obliczu modlitwy, która wskrzesza zmarłych, uzdrawia chorych, dźwiga słabych, nawraca grzeszników?

            Jakże nie uklęknąć przed Twarzą, odbitą na chuście, którą zostawiłeś nam w darze jako odpowiedź na zaskakujący czyn współczującej miłości!

 

7. UPADEK

 

            Pokochałeś tę ziemię, swoją ojczyznę z wyboru. Ukochałeś te drogi, którymi tyle razy szedłeś do świątyni Ojca, do domów ludzi; do Ojca, do ludzi…

            Na tych drogach pozostały Twoje ślady, trwałe znaki Twojej obecności, która gruntownie przemieniła ziemię i wniosła w nasz świat nową jakość życia.

            Ta ziemia poznaje teraz smak Twojego pocałunku. Byłaby szczęśliwa, jak obdarowana pieszczotą oblubienica, gdyby nie fakt, że jest to pocałunek przez krew, a bliskość Twojej poranionej twarzy rodzi w niej wielki ból: Oblubienica cierpi cierpieniem Oblubieńca. (Czyż tego nie znamy: bólu człowieka kochającego z powodu cierpienia ukochanego?)

            Utrwalam w sercu ten obraz: świadectwo Twojego zjednoczenia z ziemią, zanim zjednoczysz się z krzyżem w drodze ku nieprzemijającemu zjednoczeniu z Ojcem.

            Wgnieciony w ziemię, wynosisz ziemię i nas, jej dzieci, ku niebu.

8. LAMENT KOBIET

 

            Przyjmujesz dar kobiecego płaczu z wdzięcznością. Ale także z niepokojem. Jest to niepokój, który dla nas staje się kolejną lekcją życiowej mądrości.        

            Mówisz: Kobiety, którym łatwo przychodzi płacz, przez który wypowiadają się wasze delikatne i wrażliwe serca, podejmijcie trud wypłynięcia na głębię. Tak, waszej lamentacji potrzeba głębi. Płaczecie nad cierpiącym i umierającym, jednak słuszniejszy byłby płacz, (ale też i poważna refleksja) nad waszym życiem i życiem waszych dzieci.

Jakże pragnę, by wasze łzy były dojrzałe jak owocujące drzewa.

Tak pięknie mogą owocować moje łzy: odważnym wytrwaniem, mądrą decyzją, nowym wyborem, szlachetną przemianą.

            Najpiękniejsze są łzy nawrócenia, z nich jest nowa droga, nowe życie!

9. UPADEK

 

            Czy nie mogłeś, Jezu, uniknąć tego upadku? Jesteś już tak bardzo blisko szczytu, właściwie u kresu drogi.

            Pozwól, Panie, że wyciągnę z tej sytuacji, z tego obrazu, w którym widzę jak upadasz i wstajesz, wnioski dla swojego życia duchowego.

            Po pierwsze: Nie wolno mi nigdy utracić czujności. Jeśli pozwolisz mi na często stosowaną analogię, w której upadek wyobraża grzech, to pozwól zrozumieć, że grzech mi stale zagraża i nigdy nie wolno mi go lekceważyć, albo też sądzić, że już nie może mi się przydarzyć nic gorszego niż dotychczas.

            Po drugie: Nigdy jednak nie wolno mi uważać, że grzech ma ostateczne słowo i nie ma już dla mnie nadziei. Powstanie jest zawsze możliwe. Przezwyciężenie zła (także swojej własnej winy) jest możliwe i konieczne. Nie wolno mi zwątpić w siebie, bo jestem kochany taką miłością, że nie mogę zginąć. Nie wolno mi zwątpić w Ciebie, który jesteś miłością, i przez to moją nadzieją.


10. ZDARCIE SZAT

 

            Co bardziej boli, Panie Jezu? Na nowo podrażnione i otwarte rany? Czy też odkrycie nagości, wystawienie na widowisko Ciała, w dodatku tak straszliwie zmaltretowanego?  Jakże nam bliskie jest to pytanie: Co bardziej doskwiera – ból ciała czy ból ducha?  

            Jedno wiem: W Twoim podwójnym bólu są wszystkie bóle świata, fizyczne i duchowe. Zbierasz je i ogarniasz, i bierzesz na siebie, i zamykasz w sobie, zanurzając je w swoim sercu, otwartym na każde cierpienie, na wszystkie zranienia ludzkich dusz i ciał.

            Ale jest też odwrotnie: W każdym ludzkim bólu jest Twój ból, Twoje cierpienie duchowe i cielesne, także to cierpienie, wobec którego stoję teraz oniemiały i zawstydzony. W każdym ludzkim bólu, w każdym pohańbieniu, w każdej krzywdzie, mogę i powinienem zobaczyć Twój ból, Twoje pohańbienie, Twoją krzywdę.

            Ktokolwiek, gdziekolwiek zadaje gwałt czyjejś ludzkiej godności, na nowo zdziera z Ciebie szaty; w Ciebie godzi i Twoją godnością pomiata, gdy krzywdzi i zawstydza brata lub siostrę.

            A każdego ugodzonego, obnażonego i zawstydzonego, Ty sam zasłaniasz swoim obnażonym Ciałem jak płaszczem miłosierdzia.


11. PRZYBICIE DO KRZYŻA

 

            Już czas, byś zjednoczył się z krzyżem w sposób definitywny.  Wybrałeś go. Wziąłeś go na siebie. Teraz przybijają Cię do niego, jakbyś sam był kawałkiem drewna, rzeczą, materiałem.

            Twoje Ciało, Panie Jezu, żołnierze przybijają do krzyża, bo nadeszła godzina, byś zjednoczył się z nim na błogosławione umieranie, na świętą godzinę śmierci; byś to okrutne, budzące grozę narzędzie haniebnej zbrodni przemienił w znak miłości, niweczącej wszelkie zbrodnie świata; byś przylgnął do niego całkowicie, i przez śmierć w objęciach krzyża uczynił go czcigodnym i pierwszym znakiem naszej wiary.

            Niezwykła jest, Jezu, Twoja przemieniająca moc. Przeistaczasz wszystko, czego dotykasz.

            Błogosławię Cię w przemianach, które sprawiasz: wody w wino, ślepca w widzącego, chorego w zdrowego, grzesznika w świętego, opętanego w błogosławiącego, chleba w Ciało, wina w Krew, tyranii śmierci w życie, które nie zna kresu. A to wszystko przez to przeistoczenie na Golgocie: narzędzia hańby w znak zbawiającej miłości!


12. ŚMIERĆ

 

            Jakże przemyślna jest Twoja boska mądrość, jakże przebiegła – w świętym znaczeniu tego słowa.                                    

            Wydałeś się w szpony śmierci, tak, by nieodwracalne wydawało się jej zwycięstwo. W swej zewnętrznej bezsilności wobec śmierci, wskutek rzeczywistego poddania się do końca jej straszliwym rygorom, przez przyjęcie śmierci i przejście przez śmierć, sprawiłeś, że przez chwilę uwierzyła ona w swoją władzę absolutną i w swój definitywny triumf.

            Tymczasem Ty uczyniłeś rzecz niewiarygodną: pokonałeś śmierć – śmiercią. Własną śmiercią unicestwiłeś panowanie śmierci. Wprowadziłeś Prawo Życia i zniweczyłeś prawo śmierci przez poddanie się śmierci. Wysławiam Twoją życiodajną śmierć!

13. W RAMIONACH MATKI

 

            Jezu, wracasz na łono Matki. Twoje Ciało, zdjęte z krzyża, zostało złożone w Jej ramionach. 

Przywołuję obrazy, wcale nierzadkie, oniemiałych z bólu matek, tulących w ramionach swoje dzieci: chore, niepełnosprawne, umierające, zabrane przez śmierć…

Twoje zastygłe serce spotyka się w intymnej, zażyłej bliskości z Jej sercem – żyjącym, cierpiącym, krwawiącym duchowo i nad miarę obolałym.

            Dwa święte serca – jedno, Twoje, przebite włócznią dla udokumentowania realizmu śmierci; drugie, matczyne, przeszyte mieczem boleści, która zdaje się nieraz trudniejsza do zniesienia niż śmierć – prowadzą ze sobą milczący dialog miłości.

14. GRÓB

 

 Byłem na różnych pogrzebach. Przewędrowałem tyle cmentarzy. Modliłem się przy najrozmaitszych grobach.

Twój pogrzeb jest podobny do tamtych, które znam. Ta sama powaga. Ten sam żal. Te same łzy.

 Ale są i różnice. Przede wszystkim, ze względu na pośpiech, nie dopełniono na Twoim Ciele przepisanych prawem obrzędowych namaszczeń, a więc jakby zaniedbano pogrzebowej liturgii. Za to nie omieszkano wtoczyć potężnego kamienia, a ponadto ustawić straże u wejścia do grobu.

Zarówno w niedopełnionym obrzędzie, jak i w tych agresywnych, restrykcyjnych decyzjach – widzę symbol tej samej rzeczywistości: znak i zapowiedź Zmartwychwstania!

Liturgia, której zabrakło, zajaśnieje najpiękniej – blaskiem paschalnego światła i rezurekcyjnym śpiewem.

 Kamień okaże się mniej niż źdźbłem trawy, a straże uciekną przerażone i bezradne, gdy wstanie Pan Życia, który przeszedł przez bramy śmierci. Amen.

Autorzy tekstów, Ks. Smolec Jan, Najnowsze

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 25.04.2024