Bóg czyta ludzkie życie

Szkoła modlitwy. O nowej kulturze życia, którą daje lectio divina mówi o. Krzysztof Wons SDS, dyrektor Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, ceniony rekolekcjonista i kierownik duchowy.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2016-09-02

KS. WOJCIECH BARTOSZEK: – Wokół nas jest wiele chorych osób. Często borykają się one z depresją, osamotnieniem, trudnościami w relacjach. Czy lectio divina może być drogą modlitwy, która pomoże takim osobom?

O. KRZYSZTOF WONS SDS: – Wyjaśnijmy, czym jest lectio divina. Te dwa słowa mówią, że chodzi o Boże czytanie, oczywiście o Boże czytanie Słowa Bożego. Ale lectio divina przypomina też, że to Bóg nam czyta Słowo, a kiedy nam czyta swoje Słowo, czyta życie. Oczywiście lectio divina jest drogą życia dla wszystkich ludzi, myślę, że zwłaszcza tych, którzy znaleźli się w sytuacjach trudnych, kryzysowych, wielkiego cierpienia. Słowo Boga jest zawsze Słowem Życia, ono zawsze obiecuje życie, stawia przed nami horyzonty pełne nadziei, pokazuje nieskończone horyzonty życia. Pierwsze na co zwróciłbym uwagę to to, że jeśli mówimy lectio divina – Boże czytanie to znaczy, że Bóg do nas mówi. A jeśli Bóg do mnie mówi to znaczy, że On o mnie pamięta i że On się mną zajmuje, jak mówi autor Psalmu 8. I to jest chyba pierwsze, czego człowiek potrzebuje w momencie trudnym i kryzysowym: potrzebuje obecności. Obecności kogoś, kto kocha, kto się nim zajmuje, kto chce być z nim. Wydaje się, że w dzisiejszym świecie ludzie chorzy i słabi są – mówiąc delikatnie – jakby mniej potrzebni albo często zapomniani. Tymczasem Bóg mówi: nie. Bóg przemawia do serca każdego człowieka, każdy jest w Jego sercu. I dla mnie otwieranie Biblii to jest pierwsza piękna wiadomość: zaczynam czytać Słowo i uświadamiam sobie, że Bóg jest, że Bóg mnie zna, bo to Słowo, które zaczynam czytać, dotyka mojego życia. Bóg zawsze mówi do mnie osobiście, do mojej historii życia, a więc także do tej sytuacji depresji, cierpienia, osamotnienia, poczucia odrzucenia. Po drugie: to Słowo jest zawsze słowem miłości. Bóg nas kocha i to w stopniu boskim czyli z Jego strony nie ma jakichś zmian, jakiegoś „mniej” lub „więcej”. Bóg jest miłością i obejmuje nas swoją miłością, lecz nas. Myślę, że tego potrzebuje człowiek najbardziej w doświadczeniu cierpienia: usłyszeć, że ktoś go kocha, że komuś na nim zależy. Bóg więc mówi do mnie z miłością i osobiście – nawiązuje ze mną relację, tę jedyną i osobistą.

Bóg też często milczy. Zdarza się czasem, że ktoś przychodzi do cierpiącej osoby i ona nie potrzebuje niczego prócz obecności, czasami nawet słowo może jej przeszkadzać. Wtedy nie chce słuchać, chce tylko, by po prostu ktoś z nią był. I myślę, że Bóg też jest taki w takich momentach. Nieraz milczenie mówi więcej niż słowo. Dlatego powiedziałbym do osób cierpiących: kiedy otwierasz Biblię, kiedy czytasz Słowo i wydaje się, że nic nie słyszysz, że Bóg milczy, wierz w tą ciszę, bo Bóg przemawia do ciebie jakby inaczej. Przyjdzie moment kiedy poczujesz, że to Słowo cię leczy, że cię uzdrawia, że daje ci pokój i umocnienie. Wreszcie trzeba powiedzieć, że to Słowo, które jest Słowem Życia, jest także skałą, jest oparciem, jak mówi psalmista: „A stopy moje postawił na skale i umocnił moje kroki” (Ps 40, 3). Taki jest Bóg, On nas bierze i stawia na skale, ale czasami – i to jest wielka tajemnica – chce żebyśmy Mu także towarzyszyli w Jego cierpieniu. Jest taki piękny werset w Psalmie 41, który mówi: „Pan go pokrzepi na łożu boleści, podczas choroby poprawi całe jego posłanie” (Ps 41, 4). Wyobrażam sobie taki obraz Boga, właśnie z Biblii wzięty, że On jest pierwszy przy łóżku cierpiącego człowieka, jest właśnie tym, który poprawia jego posłanie. To czego potrzebujemy, to uświadomienia sobie, że Bóg jest, że do nas mówi, że Jego Słowo jest pełne życia, miłości, jest skałą. Sądzę, że lectio divina może do tego przekonywać. Nie chodzi o jakieś wyszukane metody i wyjątkowe praktyki. Otwórz, czytaj i słuchaj Boga, byś mógł smakować i doświadczać komunii z Nim.

– Ale jak czytać, gdy jest się chorym? Czy może słuchać w radiu Mszy świętej z komentarzem Słowa Bożego i później rozważać to, co się usłyszało czy też samemu wziąć do ręki Słowo Boże? Jak zabrać się za czytanie?

– Wymienił ksiądz różne sytuacje, które trzeba mieć zawsze na uwadze. Są chorzy w takim stanie swojej choroby i w takiej kondycji mniejszego zdrowia, którym to jednak nie przeszkadza brać Biblii do ręki. I tutaj zachęcam gorąco żeby otwierać Biblię i czytać. Możesz 5 minut – czytaj 5 minut, ale czytaj codziennie. Wejdź w rytm czytania Słowa. Jeśli nie rozumiesz, nie szkodzi. Na początku nie jest najważniejsze to, czy rozumiesz, ale to że przyjmujesz z wiarą i miłością to Słowo, które czytasz. Bo to jest jedyne Słowo, zapisane w jedynej Księdze, które ma moc sprawczą. Ono to, co mówi, sprawia. Jeśli ty z wiarą czytasz, że to jest Słowo Boga, to czytasz słowo, które jest „żywe i skuteczne” (Hbr 4, 12), jak mówi list do Hebrajczyków. Nie wiesz w jaki sposób, ale to Słowo zadamawiając się w tobie, przemienia ciebie od środka, ono cię nawiedza. Być może po jakimś czasie uświadomisz sobie, że jest w tobie więcej wolności, pokoju i siły do znoszenia trudu. Jedno jest pewne: Słowo Boga jest pełne mocy, jest skuteczne i może nas uzdrawiać nie w taki sposób w jaki my byśmy sobie tego życzyli albo oczekiwali, ale daje nam stokroć więcej. A więc zachęcam: jeśli możesz, otwieraj Biblię, czytaj, wróć do tego, przemedytuj tak, jak tylko potrafisz. Są też oczywiście osoby, którym stan zdrowia nie pozwala na samodzielne czytanie Słowa Bożego. Wówczas to, o czym ksiądz wspomniał jest doskonałą propozycją. Jeśli ktoś jest na tyle operatywny, że potrafi korzystać ze środków technicznych, dobrym rozwiązaniem może okazać się Biblia w całości nagrana na płytach audio. Można więc czytać lub słuchać. Szczególną wartość ma także głośne czytanie, bo wówczas fizycznie słyszymy i uświadamiamy sobie, że Bóg jakby „wypożycza” nasz głos, by do nas przemówić. Niezależnie od tego, czy będziemy Słowo czytać, czy słuchać, ono będzie nas przenikało. Każdy z nas niech poszuka właściwych dla niego w danym momencie dróg spotkania się ze Słowem. Może się zdarzyć, że ktoś będzie czytał Słowo na głos przy łóżku osoby cierpiącej i to czytanie przyniesie choremu głębokie ukojenie.

W jednym ze swoich rozważań o. Raniero Cantalamessa przywołuje taki poruszający przykład. Dotyczy on pewnej matki ateistki, która była niewierząca. Nagle u jej 16-letniej córki wykryto raka żeber. Następnego dnia dziewczynka była operowana, okrutnie cierpiała, nie chciała nic słyszeć, płakała, krzyczała, że chce umrzeć. Matka przypomniała sobie, że osobom umierającym, bardzo cierpiącym podaje się tzw. pociechy duchowe. Nie wiedziała co się mówi w takich momentach, ale wiedząc, że córka jest osobą religijną, zapytała ją śmiało: „Czy chcesz, abym ci przeczytała jakiś fragment z Ewangelii?”. „Tak mamo, czytaj mi Ewangelię” – odpowiedziała córka. Pobiegła, by zdobyć u kapelana tekst Ewangelii, potem zapytała: „co chcesz, bym ci przeczytała z Ewangelii?”. „Przeczytaj mi opis męki Pańskiej”. Mama odszukała fragment, zaczęła czytać. Twarz jej córki była wykrzywiona grymasem, odchylona na bok. Igła wkłuta w żyłę, dreny, które wychodziły z różnych stron tułowia, podrutowane żebra, zgrzebna koszula z sali operacyjnej, którą miała na sobie. Wszystko to pokazywało dramat, o którym ona teraz czytała. I patrząc na ciało swojej córki, miała przed oczami to, co było opisane na stronicach Pisma Świętego. Czytała: „Rozebrali Go z szat, narzucili na Niego płaszcz szkarłatny, uplótłszy wieniec z ciernia włożyli mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę” (Mt 27, 28-29). Czytała, podczas gdy córka przestawała narzekać i w końcu zasnęła. Czytała dalej opis męki Pańskiej. I kiedy doszła do końca, zauważyła, że nie jest już niewierzącą, lecz wierzącą. To przykład wzięty z rozważań o. Cantalamessy „Wspominając błogosławioną mękę” (Wydawnictwo Serafin, 2007). To przykład tego, co czyni Słowo Boże. Bo to nie mama przez swoje ładne czytanie i swój głos matczyny koiła tą córkę aż do zaśnięcia, ale to Słowo Boga – ono ma taką moc. Co więcej, córka zasypiała, mama się budziła. Budziła się do wiary. Bóg nieraz przynosi nam uzdrowienie, które nam się nie śniło. Każdy z nas spodziewałby się w tym przykładzie, że coś się zacznie dziać z tą córką, tymczasem Bóg pomyślał o uzdrowieniu tej niewierzącej kobiety. Przypomina mi się także Jezus, który uzdrawia najpierw sumienie paralityka, a dopiero później uzdrawia także jego ciało. To są tajemnice. Słowo nas dotyka, ono nas zna, ono wie, które komórki naszego życia najbardziej potrzebują zdrowia. Jedno jest pewne: kiedy my to Słowo Boże czytamy, to Boże czytanie nas przenika, zmienia się nasze myślenie, zmienia się nasze odczuwanie. Zaczynamy patrzeć na świat, na siebie, także na te trudne doświadczenia z perspektywy Boga, to już jest inna perspektywa widzenia rzeczywistości.

– Zatem celem czytania Słowa Bożego nie jest sama praktyka, ale to, by zacząć patrzeć na świat oczyma Jezusa…

– Dokładnie tak. Czym jest Księga Objawienia? Dlaczego Bóg nam zapisał Słowo? Dlaczego powiedział do Mojżesza: „Zapisz sobie te słowa” (Wj 34, 27)? Mógł nam przecież inaczej objawić Siebie, a jednak jakby chciał czarno na białym pokazać nam, że On do nas mówi, że o nas pamięta. Bóg dał nam Biblię, abyśmy czytając ją, nauczyli się w nowy sposób czytać życie. Biblia jest po to, abym czytając Słowo Boga, nauczył się również to moje życie – konkretne, czasami pełne trudnych doświadczeń – czytać po Bożemu, by odnaleźć jego sens. Słowo Boga zapisane w Biblii leczy nasze oczy, wraca nam światłe oczy serca.

– Czytamy to nasze życie i odkrywamy nieraz miłość Pana Boga w sytuacjach przyjemnych, gdy wszystko dobrze się układa, gdy doświadczamy Bożego błogosławieństwa. A chyba znacznie trudniej czytać życie gdy przychodzi cierpienie. Trudno nam wtedy odkryć, że to też jest forma miłości Pana Boga.

– Zdecydowanie tak. Święty Ignacy z Loyoli mówi, że przeżywamy w naszym życiu stany pocieszenia i stany strapienia. Także przy stanach pocieszenia trzeba bardzo uważać, by odczytać jego głęboki sens. Bo jeśli ja w pocieszeniu będę czerpał tylko z moich emocji i uczuć to może się zdarzyć, że zmarnuję to pocieszenie, że bardziej się będę koncentrował na sobie. A może Bóg mi daje takie pocieszenie, bym pocieszał także innych. Bym przez swoją radość, tę przestrzeń życia, którą mam, mógł się podzielić także z innymi. Bo mogę się zamknąć w sobie i wejść w to, co nazywamy hedonizmem czyli życiem przyjemnym, życiem dla siebie. Więc także przy pocieszeniu trzeba dobrze czytać rzeczywistość. Święty Ignacy mówi także, że przy strapieniu – myślę znowu o tych wszystkich, którzy cierpią, chorują, którzy są na krzyżu boleści – trzeba być bardziej uważnym, aby wytrwać i jeszcze osiągnąć jakiś pożytek duchowy. I tu wracamy do tego, co ksiądz powiedział. O wiele trudniej jest wytrwać w strapieniu ponieważ ściska nas wówczas ból. Nie chciałbym się tutaj wymądrzać, bo o tym, co czyni ból z człowiekiem, mogą nam najwięcej powiedzieć ci, którzy ten ból przeżywają. Ale tak sobie to zawsze wyobrażam przez te moje małe, maleńkie doświadczenia jak nieraz zupełnie banalna rzecz potrafi nas zaabsorbować, jak człowiek może zająć się tylko sobą i skupiać tylko na tym, co go boli. Wtedy istnieje niebezpieczeństwo zapadania się w sobie – wtedy nic nie słyszę, wszystko mnie irytuje, bo w niczym nie widzę sensu. Natomiast ratunkiem może okazać się to, że ja przekroczę ten ból i pomimo tego bólu, bez pretensji, że cierpię, wejdę w Słowo. Otworzę Biblię, zacznę czytać i będę temu wierny.

Musimy być bardzo uważni. Bóg nas kocha, Bóg nas traktuje poważnie, On nas nie traktuje przedmiotowo, nie traktuje nas magicznie. Czytaj i nie martw się, że czytając, nie masz doświadczenia, że cokolwiek się zmienia. Przyjdzie moment kiedy zobaczysz, że to zasiane ziarno Słowa zacznie kiełkować w tobie. Nie wiem co to będzie. To może być jakieś pojednanie ze sobą, pogodzenie się z chorobą, z cierpieniem. Może to być odnalezienie jakiegoś sensu tego, co się teraz dzieje w twoim życiu, może to być jakaś pociecha, która sprawi, że ty swoim cierpieniem i tym, jak cierpisz dajesz drugiemu takie wzmocnienie i taką siłę, że jest to najlepsze kazanie, jakie ktoś może w życiu usłyszeć. Bóg nieustannie nas kształtuje, stwarza. My mamy być Mu wierni, mamy poddawać się temu Słowu, które nas stworzyło i które nas stwarza nieustannie.

– Co jest najważniejsze w takim czytaniu Słowa Bożego, o którym Ojciec mówi?

– Serce i kondycja serca, khatarsis (oczyszczenie) serca. Im bardziej serce oczyszczone, im bardziej serce wolne, im więcej w sercu jest przestrzeni, tym lepiej słuchamy. My tak naprawdę słuchamy sercem. Według Biblii serce jest najważniejszym organem słuchu i nie jest pojmowane tak, jak my pojmujemy je dzisiaj. My często identyfikujemy serce jedynie z emocjami, uczuciami, z sentymentami. W Biblii zaś serce to jest epicentrum człowieka. To siedziba nie tylko jego uczuć i emocji, ale także myśli. To jest miejsce gdzie się pojawiają nasze zamiary, w którym dokonujemy wyborów.

Sam Jezus mówił, że z serca pochodzi wszystko. Serce to jest stacja newralgiczna. Mamy w sobie to centralne miejsce – miejsce z którego pochodzi w nas wszystko. Bóg chce dotrzeć w nas do tego miejsca, do jądra naszej istoty, by przez nie nas przemieniać.

– Myślę, że osoby chore i osłabione wiekiem mogą nieraz łatwiej dotrzeć do swego serca właśnie przez jakieś trudne doświadczenie życiowe. Bo takie ogołocone serce zdaje się być bardziej oczyszczone.

– Dokładnie tak. Pamiętam osobę cierpiącą na depresję, która bardzo kochała czytanie Biblii, ale była w takim stanie cierpienia, że nie było jej stać na jakieś dłuższe modlenie się, a już na pewno nie na medytowanie nad Słowem Bożym. I wtedy zaczęliśmy szukać modlitwy, która dla tej osoby w danym momencie była największą pomocą i okazało się, że dla niej tą pomocą była prosta modlitwa Jezusowa. To była modlitwa Imieniem Jezus. Ona potrafiła nawet kilkanaście minut trwać w takiej modlitwie. Ta modlitwa ją wyciszała, ta modlitwa dawała jej poczucie obecności Boga. Przypomnę, że to jest ta prosta modlitwa znana z Tradycji Wschodu: „Panie Jezu Chryste zmiłuj się nade mną”. W ten czy podobny sposób można ją wypowiadać. Samo Imię Jezus, które mogę wypowiadać, będzie modlitwą. W tym Imieniu zapisane i skondensowane są wszystkie słowa Biblii. W tym Imieniu mogę wypowiedzieć całą moją miłość do Niego. Warto trwać nawet przy jednym bądź kilku słowach, które będą dla naszego serca jak remedium, jak lekarstwo, które nas leczy i oczyszcza. Jak wiemy w modlitwie ostatecznie chodzi o prostotę, nie zaś o wielość słów: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie” (Mt 6, 7). W modlitwie zawsze chodzi o miłość, chodzi o bycie przy osobie. Wystarczy nieraz jedno słowo, a przychodzi moment, kiedy już nawet słowo się wycisza, zostaje tylko obecność. Jednak, chcę też podkreślić sytuację osób, które są w dużym cierpieniu i modlitwa w sensie emocjonalnym i psychicznym nie daje im ukojenia. Wtedy ważne jest, by nie oceniać swojej modlitwy według swojego złego samopoczucia. Ona jest – uważam – szczególnie wartościową modlitwą, chociaż można mieć wówczas poczucie modlitwy złej, niecierpliwej, zgorzkniałej. Ale jeśli z miłością, która jest decyzją serca i woli modlę się, to to Słowo mnie leczy, nawet nie wiem w jaki sposób, nie jestem tego nawet świadomy. Taka modlitwa ma głęboki sens. Jesteśmy czymś więcej niż tylko uczuciami. To co jest w modlitwie istotne, to decyzja naszego serca, decyzja naszej woli, świadomość, że pomimo i w tym, co czynię, jestem przy Bogu. Popatrzmy na Jezusa, który kona na krzyżu, na swoim łożu boleści. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak cierpiał fizycznie i psychicznie. A jednak w tym ogromnym cierpieniu, w tym bólu dla nas niewyobrażalnym powtarza słowa: „Ojcze w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23,46). Albo także modli się swoim cierpieniem: „Boże mój, Boże, dlaczegoś mnie opuścił?” (Mt 27, 46). Jezus uczy nas na krzyżu, jak się modlić także w cierpieniu. Wiemy dobrze, że to właśnie ta modlitwa i to Jego powierzenie się Ojcu, to oddanie ducha w miłości i z miłości dla nas, stało się drogą zbawienia świata.

 – Mówimy o Słowie Bożym, ale to też może być obraz: np. krzyż.

– Zdecydowanie. Słowo Boże, Biblia jest pełna obrazów. Zachęcam wręcz do tego, by się karmić obrazami. Nieraz boimy się, że wyobraźnia będzie nam przeszkadzała w modlitwie. Owszem, zdarza się, że wyobraźnia jest zanieczyszczona jakimiś przeżyciami, niedobrymi obrazami, ale prawda jest taka, że wyobraźnia będzie żyła tym, czym się karmi. Jeśli my ją zaczniemy karmić dobrymi obrazami, obrazami z Biblii, może być tak, że jakiś obraz z Biblii będzie nam towarzyszył stale. I trwanie przy takim obrazie także będzie piękną modlitwą. Są osoby o silnie rozwiniętej wyobraźni, dla których może ona być dużą pomocą w modlitwie. Wiadomo, że obraz nie jest celem samym w sobie, on jest jedynie oknem, które wprowadza nas w tajemnicę, w świat bez granic. Obraz, ikona nas wchłania ale w tym sensie pozytywnym – z całą naszą wolą, miłością stajemy jakby po tamtej stronie, po stronie Tego, którego kontemplujemy, przy którym jesteśmy.

– Wrócę jeszcze do doświadczenia pokoju, płynącego z modlitwy, o którym Ojciec mówił. Czy tu nie powinno dokonać się rozróżnienia pomiędzy pokojem, a dobrym samopoczuciem? Uczestniczyłem kiedyś w konferencji, gdzie była mowa o duchowości w opiece paliatywnej. Niektórzy prelegenci zwracali uwagę, że dzisiaj o eutanazji mówi się, iż jest to pomoc duchowa dla osoby cierpiącej, bo dzięki niej skraca się jej cierpienia. Trzeba chyba tutaj dużej ostrożności i wyczucia…

– Tego rozróżnienia, o którym ksiądz słusznie mówi, dokonał Sam Jezus: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję” (J14, 27). Jest taki pokój, który rozpoznajemy jako pokój Boży, który nie płynie z nas, z naszych emocji, z naszych uczuć, z naszego ludzkiego samopoczucia. Czujemy, że on wyrasta z czegoś głębszego. Tak może nas obdarzać tylko Bóg, może wpływać na naszą duszę bezpośrednio, może rozlać w naszej duszy miłość Bożą. To Duch Święty został rozlany w naszych sercach. Ktoś może trwać w ogromnym cierpieniu, w jakiejś trudnej sytuacji, a jednak ma poczucie, że zalewa go pokój, że doświadcza wewnętrznej radości. Tego się nie da się wytłumaczyć po ludzku, bo wszystko, co pochodzi z ludzkich bodźców mówi, że to jest niemożliwe. Powtórzę: tak może działać tylko Bóg. Jest oczywiście również nasze samopoczucie, ale ono już tak głęboko nie sięga, bo ono pochodzi tylko z jakiegoś bodźca. I tutaj dochodzimy do kwestii, której ksiądz dotknął: żaden spokój i samopoczucie za wszelką cenę. Istnieje coś więcej niż samopoczucie. Bo gdybyśmy dla samopoczucia mieli rezygnować z życia to oznaczałoby, że nasze samopoczucie stawiamy ponad życie i czynimy z niego centrum. To płynie dzisiaj ze świata, który myśli hedonistycznie, materialistycznie. Musimy być świadomi tego, że dobre samopoczucie nie jest ostatecznym celem życia i że to życie jest wartością absolutną. Bo pamiętajmy, że życie, które otrzymujemy nie jest życiem, które mierzy się latami na ziemi. My poczynając się, żyjemy na Wieczność. Nasze życie się rozpoczyna, ale się nie kończy. Ono trwa i jest wartością absolutną, bo pochodzi od Boga. Był kiedyś głośny kazus w telewizji: człowiek całkowicie sparaliżowany, potrafiący operować tylko ustami, apelował i błagał o śmierć. Po jakimś czasie znalazł sens życia i dziękował, że żyje. Zmienił zdanie, choć stan jego zdrowia się nie poprawił. On odnajdując sens życia, stał się twórczy, zaczął inaczej patrzeć na świat. To są niezgłębione tajemnice. Osobiście mam ogromny szacunek dla ludzi niepełnosprawnych. Uważam, że oni potrafią często osiągnąć „duchowe Himalaje”, do których my pełnosprawni nieraz nie możemy się nawet zbliżyć. Ileż w nich jest motywacji, ileż siły i przekraczania siebie, do którego my zdrowi nie jesteśmy często zdolni! Trzeba się oczywiście cieszyć i dziękować, gdy Bóg daje nam łaskę zdrowia. Ale trzeba także mieć świadomość tego, że istnieją inne wymiary życia i trzeba odróżnić zdecydowanie pokój, który pochodzi od Jezusa od tego pokoju, który by chciał nam dać świat. Dawanie pokoju przez eutanazję jest fałszywką, nawet jeśli intencje na początku są dobre, bo przecież chcę pomóc drugiej osobie skrócić jej cierpienie. Święty Ignacy mówi, że każdą sytuację należy rozeznać, że nie tylko początek jest ważny, ale i środek i koniec. To znaczy: patrz, jakie ta twoja pierwotna intencja będzie rodziła owoce i czy tych owoców chce Pan Bóg. Wtedy dochodzimy do zderzenia się z prawdą, że życie jest wartością absolutną. Czymś innym oczywiście jest natarczywe podtrzymywanie życia, tam, gdzie się nie pozwala człowiekowi spokojnie umrzeć, bo ktoś nie potrafi pogodzić się ze stratą ukochanej osoby. Zawsze trzeba pytać, jaki sens Bóg chce nadać konkretnemu życiu? I tu znów wracamy do lectio divina, do odnajdywania w Słowie Bożym sensu życia. Kto odnalazł sens życia, ten odnajduje często życie niezależnie od tego w jakim kontekście i stanie się znalazł.

– Rozmawiamy o bardzo podstawowych sprawach w naszym życiu. Okazuje się, że lectio divina to jest właśnie samo życie.

– Celem jest tutaj spotkanie się z żywym Słowem. Lectio divina to jest jedna z wielu metod. Każdy człowiek spotyka się z Bogiem, z Jego Słowem na swój sposób: jedyny i niepowtarzalny. Często przywołuję jedną z not Papieskiej Komisji Biblijnej, w której mówi się, że ludzie prości potrafią odnaleźć w Słowie jego dzisiejszy sens, niejednokrotnie bardziej niż pewna siebie nauka. I tak jak bibliści przygotowani do studiowania Biblii, znający metody czytania, analizy tekstu i od strony filologicznej i egzegetycznej potrafią dużo wnieść w zrozumienie zwłaszcza sensu dosłownego Pisma, tak jednocześnie ci sami bibliści przyznają, że ludzie prości, którzy nie mają żadnego przygotowania, przez jakąś intuicję duchową, dar wiary, potrafią odnajdywać w Słowie sens ważny dla nich. Biblia jest dla wszystkich i w niej jest zapisana moja historia, którą mam odczytać – mam ją przeczytać oczami Boga.

– Biblia jest dla wszystkich, a więc także dla osób chorych.

– Tak. Przez projekt „Nowa jakość życia”, który przygotowujemy, chcemy pokazać, że każdy czytając Słowo Boże może na nowo odkryć życie. Może odkryć, że życie jest w Bogu i że jest to życie, które smakuje, które cieszy. W ramach projektu przygotowujemy filmy – 52 odcinki na 52 tygodnie w ciągu roku. W rytmie roku liturgicznego proponujemy, aby wierny zainteresowany tą pomocą, zobaczył 12 minutowy odcinek filmu, który przybliża do Ewangelii z niedzieli. Przez Słowo wyraźnie, głośno przeczytane. Myślę, że dla chorych 12 minut to nie jest długi czas, a kolejne odcinki mogą okazać się bardzo cenną pomocą, do której można też w ciągu tygodnia wracać. Jestem przekonany, że to będzie tworzyło pewną pogłębioną kulturę życia. Powstała strona internetowa na której my ten projekt promujemy: nowajakosczycia.pl. Tam jest wszystko wytłumaczone i tam można już zobaczyć odcinki pokazowe. Osobiście bardzo do tego zachęcam. Wierzę, że przez to pomożemy ludziom, którzy są zwłaszcza w domach, którzy z różnych powodów nie mogą wyjechać czy to na rekolekcje, czy na dzień skupienia. Na stronie nowajkosczycia.pl pojawiła się niedawno konferencja tłumacząca całą ideę. Tłumaczę w niej nie tylko na czym polega sam projekt, ale skąd on się wziął, dlaczego dzisiaj tak bardzo potrzebujemy powrotu do słowa Bożego i jak ono może czynić nową duchową wiosnę w naszym życiu.

– Na koniec proszę o przesłanie dla osób chorych czyli o ten najpiękniejszy fragment biblijny, który chciałby Ojciec im przekazać.

– Twoje słowo daje mi życie (zob. J 6, 63).

– Serdecznie dziękuję Ojcu za rozmowę.

 


Zobacz całą zawartość numeru ►

 

Miesięcznik, Numer archiwalny, Autorzy tekstów, 2016-nr-09, pozostali Autorzy

nd pn wt śr cz pt sb

25

26

27

28

29

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

Dzisiaj: 29.03.2024