Pielgrzymka życia - Lourdes 2015

Świadectwo Pani Teresy: Właściwie to nie wiem od czego zacząć, czy od przeżyć związanych z samym pobytem w Lourdes, niezwykłą podróżą, czy od podziękowań dla organizatorów, czy od tego co potem...

2017-02-17

Sama możliwość wyjazdu do Lourdes osób chorych i niepełnosprawnych wydawać by się mogła niemożliwa, a jednak... Dzięki ogromnemu zaangażowaniu ORGANIZATORÓW, głębokiemu przemyśleniu wszystkiego – począwszy od oznakowania i podziału pielgrzymów na grupy, odpowiedniego rozmieszczenia w pociągu, przydzielenia opiekunów poszczególnym grupom (duchowych i medycznych), zorganizowania pomocy już na samym dworcu PKP, długo by wymieniać. Chylę czoła przed wszystkimi, którzy byli zaangażowani (począwszy od ks. R. Chromego, ks. W. Bartoszka, ks. K. Tabath, poprzez lekarzy - Panią doktor B. Kopczyńską, pracowników Apostolstwa Chorych – Panie D. Dajmund i R. Cogiel, pielęgniarki, wolontariuszy, pracowników biura podróży, nie sposób wszystkich wymienić) w tak niezwykłe, a zarazem ogromne przedsięwzięcie. Rozwiązać to logistycznie na tak wysokim poziomie, to wg mnie dzieło na miarę Nagrody Nobla. I jeszcze jedno bardzo ważne – wszystkie te osoby cały czas były serdeczne, uśmiechnięte, życzliwe i tryskały energią, mimo na pewno ogromnego zmęczenia i napięcia związanego z odpowiedzialnością.

Jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt pielgrzymowania z chorymi i niepełnosprawnymi (o czym nie ma mowy w czasie tradycyjnych pielgrzymek), a mianowicie likwidacja barier architektonicznych i dostosowanie programu do możliwości tych osób. W czasie tej pielgrzymki było to wszystko zapewnione.

Sam pobyt w DOMU PIELGRZYMA też nie nastręczał żadnych trudności, a co najważniejsze mieszkaliśmy blisko GROTY i można było nawet nocą pójść samemu i w ciszy się pomodlić.

Podróż – mimo, że długa to wygodna. W autokarze nie byłoby to możliwe. Ponadto już sama podróż sprzyjała przygotowaniu na spotkanie w Lourdes  z Matką Bożą oraz św. Bernadetą. Uczestnictwo w mszy św, nabożeństwach majowym, czy różańcowym były swoistymi rekolekcjami w drodze. W czasie podróży my pielgrzymi mogliśmy się już poznać, porozmawiać, zaprzyjaźnić...

Pobyt. Dla mnie był to błogosławiony czas. Czas bez telefonów, komputera, zabiegania, braku czasu na wszystko i dla wielu...Nareszcie mogłam być tylko dla córki, mogłyśmy razem uczestniczyć w nabożeństwach (co mamy rzadko na co dzień) i spokojnie modlić się, wyciszyć, zawierzyć Matce Bożej swoje problemy, życie...  W GROCIE „rozmawiałam” z Marią, dziękowałam za córkę, bo to dzięki Niej mogłam tam być, poznać wspaniałych i wielkich ludzi, podejmować wyzwania, których nie podjęłabym się mając zdrowe dziecko... Prosiłam też Matkę Bożą o dalszą opiekę oraz o pomoc w umiejętności odczytywania woli Jej SYNA, naszego Pana JEZUSA. Z kolei spotkanie ze św. Bernadetą pomogło mi inaczej spojrzeć na moje osobiste problemy i trudności dnia codziennego. Jakże one zmalały w porównaniu do tych, które były udziałem Tej świętej.

Kąpiel w cudownej wodzie była dla mnie ogromnym przeżyciem. Miałam wrażenie, że obmywa mnie z win, że mogę zacząć wszystko od nowa. Chciałam by to nowe życie było bez skazy, ale jakże jestem słaba i czasem bezradna wobec codzienności. Ogromnym przeżyciem była dla mnie również kąpiel mojej córeczki, modlitwa wolontariuszek i ich zaangażowanie w to żeby wszystko odbyło się bez stresu i dyskretnie.

W Lourdes  wszędzie można było zauważyć, że to właśnie osoby chore i niepełnosprawne są na pierwszym miejscu. Osoby zdrowe ustępowały albo raczej podporządkowywały się tym pierwszym. To niezwykłe w dzisiejszym świecie lansującym tylko to co młode, piękne i bogate, a pełnym pogardy dla słabych, biednych, upośledzonych, czy naznaczonych przez los.

Dla mnie Lourdes jest prawdziwą stolicą chorych i niepełnosprawnych, mogą tam bez narażenia się na uwagi, czy zaczepki być po prostu sobą i na pełnych prawach razem ze zdrowymi uczestniczyć we wszystkich nabożeństwach. A my rodzice, czy opiekunowie nie czuliśmy się jak kosmici ciągnący te „biedne nic nie rozumiejące dzieci” (oczywiście wg wielu ludzi)  w tak odległe miejsca, narażając je na trudy podróży.

Powrót. Droga powrotna upłynęła na radosnym dziękczynieniu za wspaniałe dni w Lourdes, za wszystko czego doświadczyliśmy, czego byliśmy świadkami. Staliśmy się swego rodzaju rodziną. Żal było się rozstawać. I jeszcze jedno. Miałam wrażenie, że w czasie całej pielgrzymki opiekowała się nami Matka Boża ze swoim Synem Jezusem i czuwał Duch Święty. Inaczej na pewno nie byłoby tak wspaniale.

Dla mnie pielgrzymka była również pierwszym spotkaniem z Apostolstwem Chorych, z Jego ideą i założeniami, z Jego charyzmatycznymi pracownikami oddanymi bez reszty swoim członkom oraz z samymi członkami. Czuję się zaszczycona, że z moją córeczką mogłyśmy dołączyć do TEGO grona.  

Często wracam wspomnieniem do Groty i zawsze wtedy mam dreszcze, napełnia mnie spokój, a zarazem wzruszenie. Pięć miesięcy po powrocie z Lourdes moja córeczka przyjęła Sakrament Bierzmowania i jakże by inaczej imię Bernadeta.

Wszystko to nie byłoby możliwe, gdyby nie zaangażowanie wielu ludzi oraz ogromne serce moich przyjaciół, którzy również mają niepełnosprawną córkę i którzy przekonali mnie do wyjazdu, wierząc, że „damy radę”.

Jestem Im wszystkim wdzięczna i proszę Matkę Bożą o jak najwięcej łask dla Nich.

Autorzy tekstów, Najnowsze

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 25.04.2024