Euforia spotkania z Jezusem

Jezus uzdrawiając trędowatych pokazuje wszystkim, że może zdziałać wielkie rzeczy nie wypowiadając nawet żadnych słów. Nic nowego, prawda? A jednak, na co dzień ciężko to przyjąć za pewnik

2017-11-15

I Rok czytań
Łk 17,11-19

            Każdy z nas potrzebuje uzdrowienia w różnych przestrzeniach: na ciele, na duchu, w psychice, emocjach, czy relacjach do ludzi. Ciekawe jak często zaczynamy poszukiwania tego uzdrowienia u Boga. Potrafimy poruszyć niekiedy niebo i ziemię: lekarzy, psychoterapeutów, uzdrawiaczy, wróżek, mentorów, albo po prostu znajomych, którzy „wiedzą lepiej”. A Bóg? Może zbyt często pamiętamy o Nim kiedy jesteśmy już pod ścianą, zapominając, że to przecież On powinien być dla nas najbliższą osobą. W myśl słów Jezusa nawet bliższą niż matka, ojciec, siostry czy bracia. Nawet bliższą niż my sami wobec własnej osoby! W Ewangelii Łukasza podkreślił, że Jeśli ktoś przychodzi do Mnie [Jezusa], a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. (Łk 14,26).

            Trędowaci, których spotykamy w rozważanym dzisiaj fragmencie Ewangelii mogą być dla nas wzorem głębokiej wiary w moc uzdrowienia, jaką może dać im Chrystus. Czytamy, że Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!» (Łk 17,12−13). Chcieli być pewni, że ich usłyszy – dlatego wołali głośno, nie mogli doczekać się na spotkanie z Nim – dlatego rozpoczęli ten apel już z daleka. Niesamowite napięcie emocjonalne towarzyszy tej scenie ewangelicznej. Pewnie najczęściej zwraca się w niej uwagę na problem wdzięczności i krytykuje tych dziewięciu uzdrowionych, którzy nie wrócili do Jezusa, by mu podziękować. Rzeczywiście, jest to bardzo istotny element, o którym powinniśmy pamiętać – wdzięczność wobec Boga i innych ludzi. Tylko człowiek wdzięczny może być pełen nadziei, bo ta nadzieja jest budowana doświadczeniem, jakie ma w relacji z Bogiem i innymi, stąd może być pełen wiary, na otrzymanie wsparcia. Zwróćmy jednak również uwagę na niezwykłą tęsknotę owych trędowatych, pragnienie bycia przy Jezusie, to oczekiwanie, które chcieli skrócić poprzez krzyk z oddali. To jak spotkanie z kimś, kogo nie widziało się od lat. Ktoś powie, że kierowały nimi egoistyczne pobudki, bo chcieli pozbyć się swojej choroby, a przy okazji zaistnieć realnie w społeczności żydowskiej (trędowaci, jako dotknięci chorobą zakaźną byli wykluczeni z życia publicznego). Być może rzeczywiście w tyle głowy mieli chęć osiągnięcia czegoś dla siebie, być może to pragnienie było nawet dominujące, ale bylibyśmy nieludzcy, gdybyśmy poprzestali na ich krytyce. Przecież to pełne nadziei spotkanie z Jezusem, tak bardzo oczekiwane i przepełnione nadzieją nie miałoby takiego oblicza, gdyby owi trędowaci prawdziwie nie uwierzyli Chrystusowi. Nie dostrzegli w Nim choćby cienia boskości. A już z pewnością nie zostaliby uzdrowieni, bo do tego potrzeba naprawdę głębokiej wiary.

            Trędowaci uczą nas zaufania Bogu. Pokazują też, że, aby móc zostać przez Niego uzdrowionym potrzeba prawdziwej i głębokiej wiary. Nawet jeśli większość z nich nie okazała swojej wdzięczności, to trudno oceniać ich w negatywnych kategoriach. Wówczas pewnie i siebie musielibyśmy poddać podobnej ocenie. Bo przecież jak często dziękujemy? Nawet jeśli nam się to zdarza to pewnie stanowczo zbyt rzadko.

Autorzy tekstów, Ks. Wąchol Grzegorz, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 25.04.2024