O cierpliwej wytrwałości

Szkoła modlitwy. Cierpliwości i wierności uczy nas modlitwa, szczególnie zjednoczenie z Jezusem Eucharystycznym. Przekonujemy się, że Bóg zachowuje wobec nas spokój i cierpliwość, mimo naszych zmiennych nastrojów. Bóg daje nam czas i czeka na nas.

zdjęcie: pixabay.com

2017-11-17

Można powiedzieć, że jedną z cech, jaką odznacza się dzisiejszy świat, jest niecierpliwość. Tempo życia, możliwości, jakie stają przed ludźmi i wielość spraw do załatwienia powodują, że człowiek narzeka na nieustanny brak czasu. Towarzyszy mu ciągły pośpiech, wszystko chciałby załatwić w krótkim czasie – od zaraz, w tej chwili. Dzisiaj człowiek nie potrafi czekać i znosić napięcia niepewności. To rodzi niecierpliwość, której ofiarami jesteśmy wszyscy. Owa niecierpliwość może ujawniać się w różnej postaci.

Obywatele zniecierpliwionego świata

Niecierpliwość wobec bliźnich ogarnia nas wtedy, gdy ludzie w różny sposób wystawiają naszą cierpliwość na próbę przez swoje słabości i wady. Wyrazem tej niecierpliwości może być złośliwe słowo, grymas albo gniew. Możemy też okazywać zniecierpliwienie względem samych siebie. Jego przejawem jest złość z powodu własnych niepowodzeń oraz nieumiejętność czekania i przeżywania sytuacji niepewnych. Ponieważ człowiek pragnie natychmiast zaspokoić każdą swoją potrzebę, rozwiązać problem, a nawet od ręki osiągnąć doskonałość w życiu duchowym, brak szybkich efektów i porażki zniechęcają go, prowadząc do frustracji i rezygnacji z dalszych wysiłków. Zdarza się też, że człowiek jest niecierpliwy wobec Boga. Jeśli nie zostaje od razu wysłuchany, gdy przez dłuższy czas nie doświadcza łaski, o którą prosi, popada w zniechęcenie, rezygnację, złości się na Boga albo nawet wątpi w Jego istnienie. Wreszcie niecierpliwość może rodzić się wobec różnych życiowych trudów i przeciwności. Nieumiejętność znoszenia ich przez dłuższy czas prowadzi nieraz do utraty sensu życia, rodzi pragnienie śmierci przez eutanazję, samobójstwo lub skutkuje ucieczką w używki.

Wszyscy jesteśmy obywatelami zniecierpliwionego i znerwicowanego świata. Niecierpliwi na co dzień, nieprzygotowani do znoszenia czegokolwiek, zostajemy nagle zaskoczeni przez sytuacje wymagające cierpliwości, jak choćby przez krzyż cierpienia w postaci nieuleczalnej choroby, który przychodzi na nas samych albo na naszych bliźnich. Przekonujemy się wtedy, że brak cnoty cierpliwości wzmaga cierpienie, utrudnia międzyludzki dialog i rodzi pokusę ucieczki od sytuacji, wobec których czujemy się bezradni. Przechodząc przez różne doświadczenia, odkrywamy, że cierpliwość należy do cech niezwykle ważnych w naszym życiu. Jest ona potrzebna do stawiania czoła różnym przeciwnościom i trudnościom.

Istota cnoty cierpliwości

Jeden z biblistów, ks. Stanisław Pisarek, w swojej książce podjął się opracowania zagadnienia cierpliwej wytrwałości (tzw. hypomone) w Nowym Testamencie. Pisze on, że cierpliwa wytrwałość jest jedną z zasadniczych postaw ukazanych nam zarówno przez Stary, jak i Nowy Testament. Mamy w Biblii wiele wspaniałych przykładów cierpliwej wytrwałości, które przynoszą owoc w życiu człowieka. Przede wszystkim jednak na uwagę zasługuje cierpliwość samego Boga, który dawał jej wyraz w całej historii zbawienia aż do dzisiaj. Czytając Pismo święte, znajdujemy opisy cierpliwości Boga Ojca i Chrystusa, mówiące wiele o tym, w czym powinna wyrażać się cierpliwość. Oto dla przykładu fragment Psalmu 103: „Miłosierny jest Bóg i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo cierpliwy. Nie wiedzie sporu do końca. I nie płonie gniewem na wieki. Nie postępuje z nami według naszych grzechów, ani według win naszych nam nie odpłaca” (Ps 103, 8-10). Również u Chrystusa rozpoznajemy cierpliwość jako jedną z podstawowych cnót. Swoją cierpliwość okazuje wobec uczniów i wobec niezrozumienia przez świat Jego misji. Szczególnie cierpliwość ta staje się widoczna w czasie bolesnej męki i śmierci krzyżowej.

Wspomniany biblista pisząc na temat cierpliwej wytrwałości w Piśmie świętym, odwołuje się najpierw do filozofów greckich: Platona i Arystotelesa. Uważali oni cierpliwość za jedną z najważniejszych cnót w życiu, łącząc ją z cnotą męstwa. Według Arystotelesa cierpliwie wytrwały jest ten, kto mężnie stawia czoła trudnościom, nie oczekując znikąd pomocy ani nie pokładając swojej ufności w drugich: „Mężny trwa, wytrzymuje, panuje nad sobą. Trwa mimo lęku, jaki odczuwa, dla piękna czynu, idei, której się poświęca. Cierpliwość jest cnotą mędrca. Pozwala znosić uciążliwości, wytrzymać trudności i niebezpieczeństwa”.

W świetle Nowego Testamentu cierpliwa wytrwałość to nie tyle ukazanie siły swego charakteru i własnej mocy oraz nieugiętości wobec cierpień lecz trwanie w wierze w przeciwnościach i próbach. To pełne nadziei czekanie na Pana, to czerpanie mocy od Niego, dostrzeganie zbawczego sensu w tym, co się przeżywa, w imię słów Chrystusa: „Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mk 13, 13). To właśnie wiara każe trwać i wytrzymać wszystko. Ona też wzywa do współcierpienia z innymi (por. Hbr 10, 32), do mężnego znoszenia doznawanego zła (por. 2 Tm 2, 9). Bohaterowie Nowego Testamentu są cierpliwi „mocą Boga”. Słabość człowieka splata się w nich z mocą Stwórcy. Być cierpliwie wytrwałym to przetrwać uciski i uciążliwości związane z sumiennym wypełnieniem obowiązków zawodowych, a także troski towarzyszące pracy apostolskiej czy cierpienia związane z chorobą.

Wartość cierpliwości

Cierpliwa wytrwałość jako cnota moralna sprawia, że podobamy się Bogu. Kto wytrzyma próbę, nie podda się sytuacjom sprzyjającym zniechęceniu, tego według autorów ksiąg biblijnych można uznać za wypróbowanego. Święty Paweł w Liście do Rzymian pisze: „chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość – wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś nadzieję” (Rz 5, 3-5). Tak więc cierpliwa wytrwałość jest próbą naszego chrześcijaństwa. Dzięki niej uzyskujemy dobra wieczne.

Na wartość tej cnoty i jej znaczenie dla życia ludzkiego zwraca uwagę także św. Alfons Liguori, odwołując się do wypowiedzi niektórych Ojców Kościoła i świętych. Święty Franciszek Salezy uważa na przykład, że umartwienia i przeciwności, które pochodzą bezpośrednio od Boga lub od ludzi za boskim przyzwoleniem, są zawsze o wiele cenniejsze od tych, które płyną z naszej woli. Bogu bowiem miłe jest wypełnienie Jego woli. Powołując się na zdanie z Listu św. Jakuba, że „wytrwałość zaś winna być dziełem doskonałym” (Jk 1, 4), św. Franciszek Salezy wyjaśnia, że nie ma dla Boga nic milszego nad osobę cierpliwie i w spokoju znoszącą swoje krzyże, które On jej zsyła. Gdy więc znosimy cierpienia z cierpliwością, uświęcamy się.

Święty Jan w swojej apokaliptycznej wizji widział wszystkich świętych odzianych w białe szaty, z palmami w rękach. Palma jest oznaką męczeństwa. Dlaczegóż więc wszyscy niosą palmy w rękach, skoro nie wszyscy przelali krew za Chrystusa? Święty Grzegorz komentując ten tekst wyjaśnia, że właściwie wszyscy święci byli męczennikami albo miecza albo cierpliwości. I dalej dodaje, że wszyscy możemy osiągnąć chwałę męczeństwa, bez pójścia pod miecz, jeśli zachowamy cierpliwość. Z kolei św. Paweł w Hymnie o miłości wymienia na pierwszym miejscu cierpliwość, pisząc, że „miłość cierpliwa jest” (1 Kor13, 4). W dalszej części Hymnu ukonkretnia tę cierpliwość w życiowych postawach: „miłość wszystko znosi, wszystko przetrzyma, we wszystkim pokłada nadzieję, miłość nigdy nie ustaje” (1 Kor13, 7 nn).

Należy pamiętać, że cierpliwość w znaczeniu biblijnym związana jest z czynem. Nie jest postawą pasywną ani rezygnacją czy obojętnością. Ksiądz Pisarek pisze, że biblijne hypomone jest siłą, mającą źródło w Bogu. Jest ona wytrwałością i stałym trwaniem w dobrym aż do końca.

Jak wychowywać siebie do cierpliwości?

Cierpliwy i wytrwały może być tylko ten, kto kocha. W pracy nad cierpliwością ważne jest uczenie się przyjmowania miłości i odwzajemniania jej. Jeśli ktoś nie kocha prawdziwie ani siebie, ani Boga, ani innych, ten będzie niecierpliwy. Bardzo pomocne może tu być życie według tzw. złotej zasady: „Wszystko, co chcecie, żeby wam ludzie czynili i wy im czyńcie” (Mt 7, 12). Ta zasada wiele nas uczy. Mówi, że potrzebujemy innych w naszej samotności i gdy przeżywamy problemy. Nie potrzebujemy wtedy ludzkich słów, ale miłości i trwania. Nieraz już sama obecność drugiego człowieka w chwilach lęku wystarcza. Pragniemy wtedy jedynie, by nas ktoś wysłuchał, zniósł nasze narzekanie, cierpliwie przyjął wzburzenie czy płacz. Widzimy w sobie wiele wad, ale chcemy, by inni nas znosili takimi, jacy jesteśmy. Mamy swoje humory, ale nie chcemy przecież nikomu sprawić przykrości. Drugi człowiek czuje to samo i tego samego oczekuje.

Cierpliwości i wierności uczy nas modlitwa, szczególnie zjednoczenie z Jezusem Eucharystycznym. Przekonujemy się, że Bóg zachowuje wobec nas spokój i cierpliwość, mimo naszych zmiennych nastrojów, mimo że raz przychodzimy do Niego w łasce, innym razem w grzechu. Bóg daje nam czas i czeka na nas. Ale regularne przychodzenie do Pana, podejmowanie decyzji modlenia się, uczy nas wierności. Jest także wyrazem tego, że mimo naszej bezradności i grzeszności, nie załamujemy się, ale czekamy na Boga i Jego moc.

Cierpliwości uczy także trwanie w ciszy. Cisza pozwala opanować wszelką panikę, jaka nieraz powstaje w człowieku. W ciszy spotykamy się z tym, od czego chcemy uciec poprzez hałas. W ciszy ujawniają się nasze lęki, niecierpliwość, rozkojarzenie. Ona uczy nas żyć ze swoim lękiem, przeżywać strach, by go poznać, a następnie opanować siłą ufności i wiary w dobroć Pana. To zaś uczy cierpliwości wobec lęków innych osób i panowania nad paniką.

Najwięcej cierpliwości możemy nauczyć się, żyjąc z bliźnimi, którzy mają trudny charakter. Wobec takiego kogoś nieraz rodzi się odruchowa reakcja odpłaty lub ucieczki. Pięknym za nadobne odpłaca zwykle silniejszy, ucieczkę wybiera słabszy i wystraszony. Cierpliwość natomiast każe nam zatrzymać sie przy bliźnim, by go zrozumieć, napomnieć i podnieść na duchu. Uczenie się człowieka i odkrywanie w nim całego bogactwa charakteru – zalet i wad – jest dobrym sposobem wyrabiania w sobie cnoty cierpliwości.

W szkole cierpliwości

Na koniec odwołam się do przykładu z życia. Dotyczy on osoby nieuleczalnie chorej i pokazuje, że cierpliwość w chorobie może okazać się wielką wartością i przyczynić się do duchowego wzrostu. Anna Kwiotek, mieszkanka parafii Niedobczyce, miejscowości położonej nieopodal Rybnika, zmarła w 1981 roku. W swoim życiu bardzo szybko, bo już w wieku 10 lat, zetknęła się z cierpieniem, które przyszło na nią w postaci nieuleczalnej choroby Heinego-Medina. Choroba ta spowodowała u niej paraliż kończyn dolnych i prawej ręki oraz zanik mięśni. Od dnia zachorowania do końca życia nigdy nie opuściła o własnych siłach swojego łóżka, w którym przecierpiała 54 lata. Stan jej zdrowia ciągle się pogarszał, a pod koniec życia wystąpiło u niej wiele schorzeń. Jednak dzięki głębokiej wierze, nadziei i miłości, które podtrzymywane były nieustannie wytrwałą posługą duszpasterzy i bliskich osób, jej cierpienie nabrało szczególnego znaczenia i stało się świadectwem dla wielu ludzi.

Codzienna wizyta kapłana z Najświętszym Sakramentem, długie godziny spędzone na rozmowie z kierownikiem duchowym i innymi księżmi, doprowadziły Annę do całkowitego poddania się woli Bożej, akceptacji swojego stanu i uczynienia z własnego cierpienia źródła łask dla innych. W jednym ze swoich listów do zaprzyjaźnionego kapłana napisała: „Ksiądz przyniesie mi codziennie Jezusa w Komunii. Potem mnie tu zamkną. I nie ma ksiądz pojęcia, jak się tutaj radośnie leży, chociaż jest się opuszczonym przez cały świat, ale nie przez Boga. Chociaż ciało ugina się pod ciężarem krzyża, duch się nie ugiął, tak jak nie ugiął się duch sprawiedliwego Hioba”. Po utracie słuchu chora powiedziała: „To Jezus zapragnął tego ode mnie, abym nie słuchała gorszących słów”. Świadkowie wspominają, że Anna nigdy nie podchodziła do swojej choroby w sposób cierpiętniczy. Niosła swój krzyż bez narzekania i nigdy w ich obecności nie skarżyła się. Wielką rolę w cierpliwym znoszeniu przez nią choroby odgrywała codzienna obecność kapłana, ale także jej przyjaciół. Chora żyła ich sprawami. Przychodzili do niej, aby powierzyć jej swoje intencje. Dawali jej poznać, że potrzebują jej modlitwy i wsparcia. Opowiadali o swoich problemach, ale zawsze z wielką ufnością, że Bóg pomoże. Gdy zdarzało się, że z różnych powodów nie przychodzili, Anna płakała i upadała na duchu. Na różne sposoby kapłani próbowali zająć jej czas i nadać sens jej cierpieniu. Jeden z nich przez wiele lat podsuwał jej różne pytania z Pisma świętego, na które ona, czytając Biblię, znajdowała odpowiedzi. Pozostałe po niej zeszyty świadczą o głębokiej znajomości Pisma Świętego.

Kapłani wraz z przyjaciółmi chorej urządzali przy jej łóżku różnego rodzaju spotkania dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Ale przede wszystkim oni sami dawali jej odczuć, że potrzebują jej modlitewnego wsparcia oraz że przychodzą do niej w chwilach trudnych, budować się jej postawą. Regularnie odprawiano przy jej łóżku Msze święte, na które przychodziło wielu ludzi. Szczególnym przeżyciem dla wszystkich były Msze odprawiane w rocznicę zachorowania, kiedy to pod obrus mszalny kładziono prześcieradła, na których leżała chora. Na uwagę zasługują intencje modlitewne, które powierzali Annie ludzie. W czasie jednych z odwiedzin chora z radością opowiadała mi o młodzieży maturalnej, która przyszła prosić ją o wsparcie modlitewne. Powiedziała wtedy: „Lato minęło. Wielu ludzi odeszło z tego świata do domu Pana, a Anka została. Ale to nic, i tak jeszcze wiele mam do roboty i do omówienia z Panem Bogiem. Jeszcze muszę tym moim dzieciakom pomóc dostać się na studia”. Nie tylko jednak w modlitwie za innych Anna odnajdowała sens swojej choroby. Ludzie, zarówno świeccy jak i kapłani, budując się jej cierpliwością i pogodą ducha, zaczęli szukać u niej kierownictwa duchowego i pociechy w ciężkich chwilach. To dawało jej siłę i poczucie bycia potrzebną. Na uwagę zasługuje fakt, że Anna mimo paraliżu czynnie zaangażowana była w życie parafii, szczególnie w pomoc charytatywną dla innych. Z jej inicjatywy i pod jej kierownictwem przez wiele lat grupa parafian organizowała pomoc materialną dla biednych kleryków, którzy po święceniach odprawiali Msze prymicyjne przy jej łóżku.

Największy dar

Przywołany przykład pokazuje jak cierpliwość zrodziła cierpliwość, stając się źródłem siły i drogą uświęcenia dla wielu osób. Mogło się to dokonać dzięki wytrwałemu trwaniu przy osobie chorej. Cierpliwa wytrwałość zrodziła tutaj owoce nie tylko dla chorej Anny, ale przede wszystkim dla tych, których jej choroba nie odstraszyła, a beznadziejny stan nie zniechęcił w wiernym trwaniu przy jej łóżku. Cierpliwa wytrwałość ofiarowana chorym, nie pozostanie bezowocna, choć może o jej owocach nie dowiemy się tutaj na ziemi. Zawsze jednak będzie ona przejawem autentycznej miłości do chorych.

Na koniec jeszcze raz przytoczę słowa św. Pawła z Hymnu o miłości, które stały się inspiracją dla mojej refleksji: „Miłość cierpliwa jest, miłość wszystko znosi, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje” (1 Kor13, 7 nn). Jestem przekonany, że jednym z kształtów miłości jest właśnie cierpliwość, która może się przejawiać w wiernym trwaniu przy drugim człowieku, zwłaszcza chorym, bez względu na okoliczności. Bo cóż piękniejszego można dać drugiej osobie, jak nie swój czas, uwagę i obecność...


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Ks. Smolec Jan, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2017nr10, Z cyklu:, Modlitwy czas

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 20.04.2024