Gdy życie boli...

Większości z nas trudno uwierzyć, że nie jest to zwykły „zły dzień”, ani nawet „chandra” czy tzw. „dołek”. To choroba – tym groźniejsza, że dotyczy nie tylko ciała, ale i duszy, a jeśli zostanie zlekceważona, może doprowadzić do fatalnych skutków. Celem Międzynarodowego Dnia Walki z Depresją jest upowszechnienie wiedzy na temat tej choroby.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2016-02-25

Trudno wyobrazić sobie bardziej radosną i pełną życia dziewczynę niż Anka. To w ogóle była, jak nam się wówczas wydawało, prawdziwa „dziewczyna sukcesu”. Byłą jedną z trzech najlepszych uczennic w klasie, ale w przeciwieństwie do pozostałych dwóch, bardzo ją lubiliśmy. Może dlatego, że nigdy nikomu nie dała odczuć, że jest od niej gorszy. Do tego taka prawdziwa kumpela – „do tańca i do różańca”. Była pierwsza do wprowadzania w czyn rozmaitych szczeniackich „wybryków”, które potrafiły zrodzić się tylko w głowach takich świeżo upieczonych licealistów, jak my. Robiliśmy wspólnie także wiele pożytecznych rzeczy. W tamtych czasach pojęcie wolontariatu właściwie nie funkcjonowało w naszym społeczeństwie, ale to, co się za nim kryło – jak najbardziej. Pamiętam, że to właśnie Anka miała szczególnie wyczulony wzrok, jeśli chodzi o tych, którzy potrzebowali pomocy. Nie mam pojęcia skąd wynajdowała tych ludzi: rozmaite niepełnosprawne babcie, którym trzeba było zrobić zakupy, jakiś niewidomy chłopak, któremu na zmianę chodziliśmy czytać – o zgrozo! – dzieła Tołstoja, jakiś Dom Małego Dziecka, w którym kilka razy w roku bawiliśmy się w św. Mikołaja… Z Anką naprawdę nie można było narzekać na nudy. Aż nagle to się zmieniło… Chociaż nie, nieprawda. Wcale nie nagle. Najpierw zaczęła się spóźniać na lekcje, czasami też pod rozmaitymi pretekstami zwalniała się wcześniej do domu. Potem po prostu urywała się, nic nikomu nie mówiąc. Długo uchodziło jej to na sucho, pewnie dzięki sławie „najlepszej uczennicy”. Ale i to się wkrótce zmieniło. Myśleliśmy, że ma jakieś kłopoty, próbowaliśmy ją o to zapytać, a gdy odpowiadała niezmiennie, że wszystko w porządku, przeprowadziliśmy nawet małe śledztwo. Udało nam się dowiedzieć tylko tyle, że Anka nie wagaruje. Po prostu wraca do domu, kładzie się do łóżka i śpi. Kiedy raz zapytaliśmy o to jej starszą siostrę, odburknęła tylko, że Anka cierpi na jakąś migrenę czy coś w tym rodzaju i żebyśmy przestali wtrącać się w nieswoje sprawy. Więc daliśmy sobie spokój. Czasem jeszcze udawało nam się wyciągnąć ją na jakąś wspólną eskapadę czy przekonać, że nie powinniśmy zostawiać tych staruszków samym sobie, bo przecież przyzwyczaili się do naszych wizyt… Ale coraz rzadziej. Nawet wtedy, gdy z nami szła, była jakby nieobecna duchem. Czuliśmy, że robi to bardzo niechętnie, bardziej dlatego, żebyśmy dali jej wreszcie spokój. Tak jakby ktoś podmienił naszą Ankę. Z czasem przywykliśmy i do tego. I… dawaliśmy jej spokój. Przestała nas dziwić nawet kilkudniowa nieobecność Anki w szkole. Rodzice za każdym razem dostarczali przecież jakieś zwolnienia lekarskie.

Tamtego dnia, w czwartek, gdy mieliśmy akurat biologię  –  kiedyś zresztą ulubiony przedmiot Anki – do szkoły przyszło dwóch mundurowych i zaczęli po kolei wzywać nas do gabinetu dyrektorki. Milicjanci zadawali nam różne dziwne pytania, po których czuliśmy się prawie jak przestępcy. Ostatnie pytanie, jakie stawiali, dotyczyło Anki: „Czy nie zauważyłeś w jej zachowaniu czegoś dziwnego?”. Następnego dnia na froncie domu, w którym mieszkała,  pojawiła się klepsydra. Anka nie żyła od dwóch dni. Następnego dnia dowiedziałam się, że wyskoczyła z pędzącego pociągu. Pamiętam, że na jej pogrzebie podzieliliśmy się na dwa wrogie obozy: Jej rodzina patrzyła na nas z wrogością, tak jakbyśmy to my wyrzucili naszą przyjaciółkę z tego pociągu. My w ten sam sposób patrzyliśmy na nich, sądząc, że coś musiało być nie tak w ich rodzinie, skoro doprowadzili Ankę do tego kroku. Siostrę Anki spotkałam kilka lat później na uczelni. Powiedziała mi wtedy, że nikt tu nie ponosi winy, że Anka cierpiała na depresję. Do dziś zadaję sobie to pytanie o winę lub jej brak. O moją winę i winę nas wszystkich”.

Co roku 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski ale i Międzynarodowy Dzień Walki z Depresją.. Celem tych obchodów jest upowszechnienie wiedzy na temat depresji i innych zaburzeń, które mogą być z nią związane. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia, depresja jest czwartą najpoważniejszą chorobą na świecie i jedną z głównych przyczyn samobójstw. Już dziś depresja stanowi czwarty najpoważniejszy problem zdrowotny na świecie a w 2020 r. będzie już drugim najpoważniejszym problemem zdrowotnym świata. Już dziś stanowi też ważną przyczynę zaburzeń w ludzkim życiu. Według dostępnych danych na depresje choruje 121 mln ludzi. W Polsce na tę chorobę cierpi co dwunasta osoba, a liczba chorych stale rośnie. Jedocześnie większości z nas trudno jest uwierzyć, że nie jest to zwykły „zły dzień”, ani nawet „chandra” czy tzw. „dołek”. To choroba – tym groźniejsza, że dotyczy nie tylko ciała, ale i duszy, a jeśli nie zostanie w porę rozpoznana i leczona, jeśli zostanie zlekceważona, może doprowadzić do fatalnych skutków czy nawet śmierci osoby nią dotkniętej.

To bardzo demokratyczna choroba. Może dotknąć każdego bez względu na wiek, płeć czy status materialny. Jej pierwsze objawy mogą uśpić czujność najbliższego otoczenia. Często zmęczenie, problemy z zaśnięciem czy, bóle głowy kładziemy zwykle na karb życia w stresie czy nadmiernej pracy i wydają nam się normalną reakcja organizmu na taki a nie inny styl życia. Bywa i tak oczywiście, ale jednak różnica jest zasadnicza. O ile w tzw. „dołek” raz na jakiś czas może wpaść każdy z nas, o tyle dłużej utrzymująca się „chandra” jest już sygnałem depresji. I wtedy przychodzi czas, aby zacząć działać. Nie wystarczy a nawet nie wolno choremu powiedzieć, aby wziął się w garść. To na nic. On naprawdę nie będzie tego potrafił. I to nie dlatego, ze nie chce. W takiej sytuacji najlepiej uświadomić swemu bliskiemu, że ma problem, któremu da się zaradzić, jeśli uda się do specjalisty. To nie zawsze jest łatwe, ale tylko specjalista może kontrolować stan chorego, dawkować odpowiednie leki czy prowadzić innego rodzaju terapię. Jest to tym ważniejsze, że depresja dotyka nie tylko osobę, która na nią zapadła. Często cała rodzina chorego wymaga terapii, aby zapobiec zniszczeniu bliskich relacji między jej członkami a nawet rozpadowi rodziny, co w konsekwencji może doprowadzić do pogłębienia się depresji u osoby nią dotkniętej, która ma prawo oczekiwać wsparcia ze strony najbliższych. To wsparcie może uchronić ją przed nieodwracalnym skutkiem choroby, jakim może się okazać próba samobójcza. Statystyki dotyczące częstości samobójstw dowodzą, że przyczyną zgonu ok. 20-30% chorych jest zamach na własne życie. Czasem jednak samo wsparcie rodziny nie wystarczy. Nieraz trzeba bolesnej dla wszystkich stanowczości. Jeśli nie udaje się nakłonić chorego do leczenia, trzeba po prostu wezwać karetkę pogotowia, bo może to być jedyny sposób na uratowanie życia osobie cierpiącej na depresję. Czasem trzeba to zrobić nawet wtedy, gdy wiemy, że nasz bliski odbierze to jako atak na własną wolność.

Coraz bardziej zabiegane życie poszczególnych członków rodziny sprawia, że coraz łatwiej przeoczyć pierwsze objawy tej groźnej choroby ciała i duszy u naszych bliskich, czy nawet u samego siebie. Specjaliści zaznaczają zresztą, że każda osoba cierpiąca na depresję może doświadczać jej inaczej. U każdego też choroba może objawiać się i przebiegać w różny sposób, przybierając rozmaite postacie. Najważniejsze jest więc rozpoznanie prawdziwego oblicza choroby i zastosowanie odpowiedniej terapii.

Niemniej warto zwracać uwagę na pewne stany, które mogą sygnalizować depresję, jak np.: ciągle odczuwane zmęczenie, problemy z koncentracją i zapamiętywaniem informacji, wewnętrzne rozedrganie, nieuzasadniony lęk czy niepokój, obniżoną samoocenę, negowanie osiągnięć, obojętność, brak apetytu, częste na bóle głowy, bóle w klatce piersiowej, kręgosłupa (z jednoczesnym wykluczeniem innych przyczyn tych dolegliwości.

Pozwolę sobie podkreślić jeszcze raz, dzieląc zdanie wielu specjalistów, iż nie wolno zapomnieć, że oprócz leczenia ważne jest wsparcie – a przede wszystkim zrozumienie – ze strony rodziny. Bez niego osoba chora czuje się osamotniona, nie widzi sensu terapii i trudniej jest jej wyjść z depresji. Nie powinno się więc żartować z jej choroby, za to należy chwalić ją za każdy, nawet najmniejszy sukces, a pamiętając jak wiele wysiłku kosztuje chorego na depresję każdy, nawet najmniejszy wysiłek, warto go wyręczyć w niektórych codziennych obowiązkach.

Wsparcie rodziny i przyjaciół a także podjęta specjalistyczna terapia przez samego chorego sprawia, że prawie zawsze, gdy te warunki zostaną spełnione, depresja jest chorobą uleczalną.

Mogą w tym także pomóc pewne wskazania, jakby 10 przykazań dla cierpiącego na depresję, które znalazłam na jednej ze stron internetowych poświęconych tematyce depresji: Oto one:

  • Przyjmujmy leki według wskazówek lekarza. Nie odstawiajmy samodzielnie leku pzeciwdepresyjnego.
  • Przychodźmy na wszystkie spotkania terapeutyczne, mówmy lekarzowi czy psychoterapeucie o objawach i pytajmy, jeżeli mamy jakieś wątpliwości.
  • Jeżeli lekarz nie zdobył naszego zaufania, zmieńmy go, lecz nie przerywajmy leczenia.
  • Obniżmy oczekiwania wobec siebie i nie przyjmujmy zbyt dużej odpowiedzialności.
  • Będąc w depresji, nie podejmujmy żadnych ważnych decyzji życiowych.
  • Starajmy się, aby w naszym życiu było mniej stresu.
  • Unikajmy alkoholu i narkotyków. Na krótko poczujemy się lepiej, lecz w końcu pogłębią depresję.
  • Dajmy sobie czas – depresja nie zniknie w ciągu tygodnia.

Dodałabym jeszcze kolejne: Nie unikajmy modlitwy, prośmy też innych o modlitwę w naszej sprawie. Jezus i dziś pomaga leczyć nasze ciała i dusze.

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

5

11

12

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 14.05.2024