Dostąpić miłosierdzia

Mały Jaś, który od dawna jest już dorosłym Janem, może nie pamięta, komu zawdzięcza szczęśliwe dzieciństwo... Ale pamięta Chrystus. On jeden wie, co człowiek ma w sercu i co przynosi z sobą tam, gdzie liczą się już tylko nasze dobre, miłosierne czyny.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2016-03-03

Dziś, kiedy podczas trwającego Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia, staramy się, by ten rok nie pozostał w sferze pięknych, ale tylko teoretycznych założeń, przypomniała mi się pewna rozmowa sprzed wielu lat. Pracowałam wówczas w bardzo „świeckiej” instytucji, a i czasy też były bardziej „świeckie”. Czasy - tak, lecz nie ludzie!

Pani Irena była moją szefową. Kiedy jako świeżo upieczona absolwentka podejmowałam moją pierwszą w życiu pracę – ona miała już za sobą spore doświadczenie zawodowe i życiowe. Dzieliła nas też znaczna różnica wieku. Należałyśmy do dwóch, jakże różnych pokoleń, mimo to bez trudu odnalazłyśmy do siebie drogę. Może dlatego, że Pani Irena do końca zachowała bardzo młodą duszę.

Dziś, po tylu latach, niełatwo przychodzi mi odtworzyć wszystkie szczegóły i kontekst tamtej rozmowy. Podobne rozmowy prowadziłyśmy zresztą dość często. Tamtego dnia rozmawiałyśmy o wielkich ludziach: o moim ulubionym św. Franciszku z Asyżu, o Matce Teresie z Kalkuty, o św. Maksymilianie Kolbe. W pewnej chwili pani Irena rozpłakała się – zupełnie jak małe dziecko… Nie wiedziałam jak się zachować ani co powiedzieć. Po dłuższej chwili powiedziała:

- Bo widzi Pani, kiedy słyszę, że taka osoba, jak Matka Teresa obawia się z czym stanie kiedyś przez Chrystusem, to ogarnia mnie przerażenie. Bo co ja zabiorę z sobą na tamtą stronę? Jak ja się przed Nim rozliczę?

Sytuację tę przypomniałam sobie kilka lat później, podczas jej pogrzebu, a jej wspomnienie towarzyszy mi do dzisiaj. W ciągu kilku lat naszej wspólnej pracy miałam okazję poznać Panią Irenę nieco bliżej i wiem, że to nie ona, lecz ja powinnam lękać się o to, jak wypadnie mój życiowy bilans przed Bogiem. Poznałam ludzi, którzy dzięki Pani Irenie po wielu latach powrócili do Boga. Znam kilka osób (a o wielu bezimiennych już pewnie nigdy nie usłyszę), dla których Pani Irena była prawdziwym… objawieniem. Nie czekała, aż ktoś zwróci się do niej z prośbą o pomoc; miała niebywały dar wczuwania się w ludzkie potrzeby. I pewnie dlatego w jej pobliżu zawsze byli jacyś potrzebujący. Pani Irena należała do tych, co to nie idą na łatwiznę. Zapewne dużo prościej byłoby wręczyć komuś parę groszy i zapewnić sobie jako taki spokój sumienia. Tymczasem ona dawała ludziom nieporównanie więcej. Dawała im swój czas i otaczała ich opieką. Dzięki niej wielu odzyskiwało poczucie bezpieczeństwa i wiarę w ludzką dobroć.

Wiedziałam też, że Pani Irena systematycznie odwiedza Dom Rencisty, aby dla obcych ludzi organizować rozmaite drobne przyjemności, sprawiając, że monotonnie upływające dni stawały się małymi świętami. Choć w tamtych czasach graniczyło to niemal z cudem, udało jej się doprowadzić do tego, że państwowy Dom Rencisty systematycznie odwiedzał kapłan, na ścianie świetlicy zawisł krzyż, a starsi, często zamknięci w sobie i zgorzkniali ludzie odzyskiwali jakiś fragment swej utraconej radości i uczyli się na nowo dzielić – i to nie tylko zawartością otrzymanych od krewnych paczek.

Przypominam też sobie małego Jasia i jego przybraną babcię, a właściwie prababcię. Poznałyśmy ich razem, ale tylko Pani Irenie starczyło cierpliwości i energii, aby im pomóc. Staruszka, mimo swoich 80 lat była jeszcze bardzo dziarska, lecz ktoś tam „na górze” z urzędniczą pewnością siebie zadecydował, że należy rozdzielić ją z ukochanym, pięcioletnim „wnuczkiem”, dla którego żyła i który był dla niej całym światem, choć był „tylko” osieroconym dzieckiem jej zmarłej lokatorki. Być może mały Jaś, który dziś jest już od dawna dorosłym Janem, nawet nie pamięta, komu zawdzięcza szczęśliwe dzieciństwo u boku „babci”, zamiast tułaczki po domach dziecka. Ale pamięta Chrystus. On jeden wie, co człowiek ma w sercu i co przynosi z sobą tam, gdzie nie liczą się już ziemskie zaszczyty, bogactwo ani sława lecz jedynie nasze dobre, miłosierne czyny.

Panie, niechaj ten Rok Miłosierdzia na nowo otworzy nasze serca i oczy na potrzeby Twoich „braci najmniejszych”, abyśmy kiedyś mogli stanąć przed Tobą z dłońmi pełnymi dobra, którym obdarowaliśmy i sami dostąpili łaski Twojego miłosierdzia.

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

5

11

12

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 15.05.2024