Najbliżej pacjenta

O powołaniu do służenia innym i trudnościach, z którymi przychodzi się mierzyć każdego dnia, rozmawiamy z Ewą Grucą, pielęgniarką z wieloletnim doświadczeniem.

zdjęcie: Archiwum Tur Borówki

2023-05-05

Magdalena Markowicz: – Jakie były początki Pani zamiłowania do pielęgniarstwa? Co sprawiło, że wybrała Pani akurat ten zawód?

Ewa Gruca: – Początki mojej drogi jako pielęgniarki związane są jeszcze z okresem, gdy byłam dzieckiem i nastolatką. Wychowywałam się bowiem w rodzinie wielopokoleniowej. Wraz z czwórką rodzeństwa mieszkaliśmy z rodzicami i dziadkami. Fakt, że byłam najstarszym dzieckiem, sprawił, że od zawsze opiekowałam się innymi – rodzeństwem, ale także osobami starszymi. Jedna z moich sióstr dosyć dużo chorowała, przez co więcej pomagałam rodzicom. To wszystko ułatwiło mi wybór zawodu. Prawdę mówiąc, chyba nigdy nie widziałam się w innej roli.

– W jakich miejscach pracowała Pani do tej pory? Jak wygląda Pani praca obecnie?

– Najpierw pracowałam w Domu Pomocy Społecznej w Krakowie, gdzie zajmowałam się osobami niepełnosprawnymi umysłowo i fizycznie. Nie był to długi okres czasu, ale dużo mi dał. Moim obecnym miejscem pracy, gdzie jestem zatrudniona już od prawie 30 lat, jest Oddział Intensywnej Opieki Medycznej w Górnośląskim Centrum Medycznym im. prof. Leszka Gieca Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Jest to oddział szczególnie wymagający, ponieważ pacjenci są niejednokrotnie w takim stanie, że nie mogę się od nich bezpośrednio dowiedzieć, jakiej pomocy potrzebują, czy oczekują. Często są to osoby intubowane, więc komunikacja jest bardzo utrudniona. Muszę umieć odczytywać pozawerbalne sygnały, zwracam uwagę na mimikę, gesty, oczy.

Pacjenci przebywający na oddziale, na którym pracuję, w dużej części są po przebytych operacjach serca. Same operacje są bardzo ciężkie i wywołują w chorych wiele emocji. Ponadto, późniejszy pobyt w szpitalu stanowi ogromne obciążenie psychiczne. Wszystkie te czynniki sprawiają, że praca pielęgniarek oraz całego personelu jest w takim miejscu szczególnie trudna. Pielęgniarka jest zawsze pierwsza przy pacjencie, pełni przy nim całodobową opiekę i zwraca uwagę na wszelkie jego potrzeby. Nawet jeśli choremu trudno jest zakomunikować swoje potrzeby, to my jesteśmy często w stanie je dostrzec.

Pracuję też jako pielęgniarka środowiskowa. Trafiam często do pacjentów, dla których kontakt z kimś, kto zwróci uwagę na ich potrzeby, jest bardzo ważny. Niejednokrotnie są to osoby starsze, cieszące się z samego faktu, że ktoś do nich przyszedł i zainteresował się nimi. Chorzy szukają rady, oparcia, zwykłej rozmowy. Są wdzięczni za tę możliwość.

– W jaki sposób pandemia Covid-19 wpłynęła na Pani pracę?

– W najtrudniejszym okresie pandemii pracowałam w placówkach stworzonych specjalnie na potrzeby chorych na Covid-19. Był to ogromny ciężar zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Pacjenci łaknęli naszej obecności, często potrzebowali zwykłej rozmowy, kontaktu z drugim człowiekiem.

Obecnie borykamy się z szerokim wachlarzem problemów spowodowanych pandemią. Są to powikłania po przechorowaniu Covidu, niejednokrotnie trudne do zdiagnozowania. Jest to dla nas nadal coś nowego, pacjentom nieraz trudno jest dostrzec związek pomiędzy objawami, które odczuwają, a chorobą, którą przeszli już jakiś czas temu. Tutaj dużą rolę odgrywa personel medyczny, który potrafi wiele dostrzec i sprawdzić.

Istotnym aspektem jest zły stan psychiczny wielu ludzi spowodowany pandemią, ale nie tylko nią. Wydaje mi się, że wynika to w dużej mierze z braku obecności drugiego człowieka i niewystarczającej ilości czasu, jaki sobie nawzajem poświęcamy. Stale się gdzieś spieszymy, mało ze sobą rozmawiamy, nawet u lekarza nie ma zbyt wiele czasu. Dłuższa rozmowa z pacjentem pozwala jednak na odkrycie wielu okoliczności, które nie są być może tak oczywiste, ale mogą przyczynić się do postawienia trafnej diagnozy i lepszego leczenia.

– Czego oczekują pacjenci od pielęgniarki poza tym bardzo ważnym aspektem medycznym?

– Z perspektywy mojego zawodu zauważam, że oprócz leków niezwykle ważna jest zwykła rozmowa. Pacjenci często czują się zagubieni, nie rozumieją nomenklatury medycznej. Bardzo pomaga im, kiedy chociaż w kilku słowach nakreślimy im, z czym się zmagają. Czasami nawet po krótkiej rozmowie zmienia się dla pacjentów perspektywa ich choroby.

Chorzy potrzebują, aby się przy nich na chwilę zatrzymać, zainteresować, podać telefon czy poprawić poduszkę. To sprawia, że czują się dowartościowani, doceniają, że ktoś zwraca na nich uwagę. Tego czasu na przystanięcie przy chorym nie ma jednak dużo. Po wykonaniu czynności medycznych, które są niezbędne, by pacjent był właściwie zaopiekowany, czasem brakuje już sił. Empatia i zwrócenie uwagi na człowieczeństwo, wysuwają się jednak na pierwszy plan. Bardzo często spotykam się z ogromną wdzięcznością pacjentów, którzy doceniają każdą poświęconą im z dobrego serca chwilę. Często jest tak, że chorzy bardziej dostrzegają wyciągniętą do nich dłoń, niż farmakologię.

Kiedyś jeden z pacjentów, który nie wiedział jak mam na imię, poprosił lekarza, żeby przyszła do niego „ta uśmiechnięta pielęgniarka, która zawsze ma czas”. To było miłe, ponieważ widziałam, że moje starania są dla chorych ważne i że je doceniają. Z takimi reakcjami spotykam się dość często, co mnie motywuje do dalszej pracy.

– Czy bycie pielęgniarką jest według Pani służbą?

– Według mnie jest to znacznie więcej niż zwykła praca, chociaż niestety obecnie niektórzy traktują ją jedynie w ten sposób. Dla mnie jest to posługa, wyraz zrozumienia dla drugiego człowieka potrzebującego pomocy i wsparcia. Doświadczenie służenia innym towarzyszyło mi od zawsze. Już jako młoda dziewczyna brałam udział w oazach i posługiwałam wśród osób z niepełnosprawnościami. Praca pielęgniarki to dla mnie źródło utrzymania, ale też źródło radości i spełnienia. Gdy idę do szpitala, staram się poświęcić czas pacjentom, wysłuchać ich, okazać empatię. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i czasem bywa tak, że mamy nadmiar obowiązków i jesteśmy zmęczeni, ale zawsze staram się dać z siebie jak najwięcej. Kiedy odczuwam trudności, oddaję swoje troski, problemy i zmęczenie Bogu, a modlitwa stanowi ważny element mojego dnia. Często modlę się przed rozpoczęciem pracy, prosząc o siłę i wsparcie w wykonywaniu mojej posługi. Wierzę, że oddając się Matce Przenajświętszej, która zawsze jest przy mnie, moja praca staje się bardziej efektywna i satysfakcjonująca, a ja wychodzę z niej spełniona.

– Da się wykonywać ten zawód bez tego ogromnego zaangażowania i bez świadomości, że jest to posługa?

– Wydaje mi się, że się da, natomiast z moich obserwacji wynika, że prowadzi to w dość krótkim czasie do wypalenia zawodowego. Ja nigdy nie potrafiłam zrozumieć, że można coś robić jedynie dla pieniędzy i własnych priorytetów. W służbie zdrowia bez poczucia służenia innym ludziom, pracuje się bardzo ciężko, cierpi psychika i brakuje codziennej radości z wykonywanej pracy.

Pielęgniarki są w tej chwili przeciążone nawałem obowiązków, których nie ubywa, a wręcz ich liczba stale wzrasta. Nie jest to łatwy zawód, więc odporność psychiczna pełni tutaj ogromną rolę. Bez poczucia misji i chęci służby, widzimy tylko te negatywne aspekty, co powoduje rozgoryczenie i zniechęcenie.

– W jaki sposób wiara pomaga Pani w wykonywaniu swojej pracy?

– Muszę przyznać, że jest to istotny aspekt, który wpływa na moją pracę. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że jest mi łatwiej. Często, gdy idę do pacjenta w ciężkim stanie, modlę się przy wykonywaniu przy nim każdej czynności. Jest to dla mnie naturalne, modlitwa towarzyszy mi cały czas, także wtedy, gdy jakiś pacjent umiera. Czuję się dzięki niej wzmocniona i mam więcej sił. Dzięki wierze łatwiej jest mi się także zmierzyć z wieloma tragediami, które towarzyszą mi w szpitalu każdego dnia. Nigdy jednak nie pozwalam sobie na kategoryzowanie pacjentów pod względem wiary. Tak samo traktuję katolików, jak i osoby innych wyznań. Chrześcijaństwo uczy szacunku do innych ludzi i to mi bardzo pomaga.

– Czy zauważa Pani, że wiara pomaga również pacjentom uporać się z chorobą i cierpieniem?

– Myślę, że osobom wierzącym jest dużo łatwiej przejść przez tak trudne doświadczenia. Większy smutek i zniechęcenie widzę u osób, które tej wiary w sobie nie mają, trudniej im znaleźć drogę, którą muszą podążać, borykając się z własnymi słabościami. Wierzący zawsze potrafi jakoś wytłumaczyć sobie cierpienie, które na niego spada. Ogromnym umocnieniem jest także modlitwa. Bardzo rzadko spotykam osoby, u których ich wiara w obliczu choroby powoduje rozgoryczenie. Nie widzę u pacjentów żalu, że ich modlitwy nie zostały wysłuchane, czy że Bóg ich opuścił. Wiara dodaje sił, pomaga pogodzić się z tym, co się dzieje i wprowadza spokój.

– A jak jest w przypadku umierających pacjentów? Czy wiara pomaga odejść im w większym spokoju?

– Myślę, że samym pacjentom pomaga, wyraźnie widać u nich pokorę i często pogodzenie się z rzeczywistością. Jeszcze nigdy w mojej pracy nie spotkałam osoby, która nie potrafiła i nie chciała zaakceptować własnej śmierci. Doświadczam jednak sytuacji, kiedy rodzinom jest bardzo trudno pogodzić się ze śmiercią bliskiej osoby. Jest to tak przykre doświadczenie, że wywołuje wiele żalu i smutku.

– Jak wyglądają Pani relacje z resztą personelu medycznego? Czy Pani praca jest doceniana?

– Na oddziale intensywnej opieki medycznej musimy na sobie stale polegać. Nie da się pracować w takim miejscu bez współpracy, w szczególności lekarsko-pielęgniarskiej. Osobiście nie spotkałam się z brakiem szacunku i niezrozumieniem ze strony pozostałego personelu medycznego. Być może wynika to ze specyfiki oddziału, na którym pracuję, a być może dlatego, że po prostu mam szczęście i trafiam na dobrych ludzi. Jestem osobą, która łatwo dogaduje się z innymi. Mój charakter ułatwia mi kontakty i nawiązywanie relacji. Od koleżanek po fachu słyszę jednak niejednokrotnie żale, że nie zawsze spotykają się z szacunkiem i docenieniem.

– Z jakimi trudnościami spotyka się Pani na co dzień? Jak udaje się pogodzić natłok obowiązków z chęcią poświęcenia pacjentowi jak największej ilości czasu?

– Jest to bardzo trudne. Na oddziale, na którym pracuję, wszystko dzieje się niezwykle szybko. Jest to oddział interwencyjny. Bywa tak, że wykonuję jakąś czynność przy chorym i widzę, że obok jakiś inny pacjent się „zatrzymał”. Wtedy oczywiście reaguję jak najszybciej i ratuję czyjeś życie. Musiałam jednak wypracować sobie sposób na zapamiętanie tego, co robiłam wcześniej. Muszę przypomnieć sobie, że przecież podawałam komuś szklankę wody lub pomagałam zadzwonić do bliskiej osoby. Takie rzeczy nie powinny umykać niedokończone. Czasami, jeśli odchodzę od jakiegoś pacjenta, to proszę, aby przypomniał mi później, że w czymś miałam mu pomóc. Jest to sztuka wyważenia priorytetów i umiejętności powrócenia do zwykłych, prostych czynności, które także są ważne.

Zdarza się, że spotykam się z niezrozumieniem ze strony pacjentów. Czasami oceniają oni decyzje personelu medycznego, nie znając kontekstu i szerszej perspektywy. Bywa tak, że nie tłumaczymy pacjentom wszystkich medycznych sformułowań czy procedur. Nie zawsze jest na to czas, ale też często nie ma takiej potrzeby. Nieraz brakuje chorym po prostu zaufania.

– Praca na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej wymaga chyba dużych umiejętności komunikacji z innymi ludźmi.

– Tak, jest to bardzo ważne. Komunikacji uczyłam się chyba przez całe życie. Pomogła mi praca z osobami z niepełnosprawnościami, które komunikują się w dużej mierze w sposób pozawerbalny. Moje koleżanki żartują czasami, że potrafię się dogadać nawet z pacjentem podłączonym do respiratora. Wypracowałam sobie sposób zadawania pacjentowi konkretnych pytań, najpierw bardzo ogólnych, a później szczegółowych, na które odpowiedzieć można jedynie „tak” lub „nie”. Chory albo mruga oczami albo kiwa głową, jeśli jest w stanie.

– Co daje Pani praca pielęgniarki?

– Osobiście nie wyobrażam sobie wykonywania innego zawodu. Praca pielęgniarki daje mi dużą satysfakcję. Wiem, że pomagam chorym nie tylko od strony medycznej, ale także od tej ludzkiej. Nie zawsze musi to być rozmowa, czasami cisza i zwykłe trwanie przy chorym dają mu najwięcej. Każdego dnia zauważam, że moja praca ma sens i jest doceniana przez tych, którymi się opiekuję. Sił dodają mi także historie pacjentów, które tak czysto po ludzku są nie do wytłumaczenia. Byłam świadkiem prawdziwych cudów, gdzie dochodziły do zdrowia osoby, niemające według lekarzy szans na przeżycie.

– Czy ma Pani jakieś rady dla osób, które zastanawiają się nad wyborem zawodu pielęgniarki czy pielęgniarza? Czy są jakieś cechy charakteru lub specjalne predyspozycje, które trzeba posiadać, aby czuć się później spełnionym w zawodzie?

– Ciepło, cierpliwość, serce, uśmiech, bez którego nic się nie da zrobić – to cechy moim zdaniem niezbędne do tego, żeby wykonywać ten zawód i czuć się przy tym spełnionym. Nie można także zapominać o sile fizycznej. Nie potrzeba jej być może na oddziałach noworodkowych, tam jednak potrzebna jest ogromna odporność psychiczna. Jeżeli ktoś chce i jest zdeterminowany w wyborze ścieżki życiowej, to poradzi sobie w każdej kwestii.

Zanim podejmie się decyzję o zostaniu pielęgniarką, powinno się moim zdaniem sprawdzić swoje umiejętności na płaszczyźnie życiowej – pomagać starszym, niepełnosprawnym, potrzebującym. Trzeba się zaangażować i ocenić, na ile jesteśmy w stanie sprostać takim zadaniom.

– Bardzo dziękuję za rozmowę i piękne świadectwo.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Markowicz Magdalena, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2023nr05, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 30.04.2024