4 lutego obchodzony jest Światowy Dzień Walki z Rakiem

Myślę, że temu właśnie ma służyć Światowy Dzień Walki z Rakiem. Ma służyć skupieniu się na chorych, a nie na samej chorobie. Ma służyć chwaleniu życia, a nie śmierci. Ma być celebrowaniem solidarnej więzi z cierpiącymi, a nie dopatrywaniem się luk w systemie opieki zdrowotnej. Od biadolenia nikomu ani zdrowia ani nadziei nie przybędzie. Natomiast gesty miłości czynione wobec chorych i ich rodzin, z pewnością będą dla nich źródłem otuchy i przekonania, że mimo choroby wciąż są ważni, a nawet ważniejsi.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2024-02-03

Moje bliskie spotkanie z nowotworem miało miejsce 15 lat temu. I chociaż kiedyś poukładałam sobie w głowie różne teoretyczne kwestie związane z chorobą nowotworową, przeczytałam na ten temat kilka mądrych książek, wysłuchałam paru pouczających wykładów, przyszedł taki czas, kiedy nowotwór przeczołgał mnie, jak nic na świecie. Zmiażdżył moje poczucie bezpieczeństwa, moje pewne jutro, moją nadzieję i radość. Byłam jeńcem w obozie wroga. Ów wróg pastwił się nade mną, zaciskając na mojej szyi obręcz dławiącego lęku. Był bezlitosny i raczej się nie cackał. Był zdecydowanie górą.

Nie, to nie ja byłam chora. Zachorowała moja Mama. Osoba mi najbliższa. Miała jedną z najbardziej paskudnych odmian raka mózgu. Guz. Nieoperacyjny, naciekający, śmiertelny. Kiedy moja Mama umarła, w pewnym stopniu zrozumiałam, co to znaczy, że kończy się świat. W jednej chwili dotarło do mnie, że czasem złe rzeczy przytrafiają się wspaniałym ludziom. Wtedy poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał ze mnie kawał serca i rzucił go na pożarcie psom. Psy lęku, smutku, złości i niezrozumienia krążyły wokół mnie jeszcze jakiś czas. Potem odkryłam, że z bestią nie trzeba walczyć, ale ją oswoić.

Z bestią lęku pomógł mi oswoić się pewien mądry ksiądz, który w dniu śmierci mojej Mamy zadzwonił, by z troską i czułością złożyć mi kondolencje. Powiedział wówczas słowa, których nie zapomnę do końca życia: „Pan Bóg zabrał twoją mamę do Siebie w momencie, w którym już nie mogła być lepsza. Zabrał ją do Siebie w chwili, w której najbardziej była gotowa na świętość”. Kiedy usłyszałam te słowa w słuchawce – wrócił spokój. Momentalnie. Wiedziałam, że ten ksiądz mówi prawdę.

Ciąg dalszy tej historii noszę w swoim sercu. Rana utraty jest już porządnie zasklepiona, choć bywają momenty, że otwiera się i płonie żywym ogniem bólu. Może dzięki temu, że kiedyś nowotwór wszedł także w przestrzeń mojego życia, dzisiaj potrafię sobie wyobrazić, że wciąż istnieją ludzie, którzy przeżywają niewyobrażalną walkę ze strachem i samotnością. Na szczęście istnieją także tacy ludzie, którzy tym wystraszonym i osamotnionym w chorobie, starają się pomagać.

Obchodzony dzisiaj Światowy Dzień Walki z Rakiem jest okazją, by chorzy i ich opiekunowie na nowo zawiązali koalicję przeciw natarciu wroga. Czasem ów wróg – nowotwór – druzgocze człowieka i odbiera mu życie. To jednak nie przeszkadza zostać zwycięzcą w tej walce. Bardzo wielu chorych pokazuje historią swojego życia, że choć śmiertelna choroba pokonuje ich ciało – nie jest jednak w stanie pokonać w nich woli życia, zdolności kochania oraz tego wszystkiego, co w nich najbardziej szlachetne i dobre.

I myślę, że temu właśnie ma służyć Światowy Dzień Walki z Rakiem. Ma służyć skupieniu się na chorych, a nie na samej chorobie. Ma służyć chwaleniu życia, a nie śmierci. Ma być celebrowaniem solidarnej więzi z cierpiącymi, a nie dopatrywaniem się luk w systemie opieki zdrowotnej. Od biadolenia nikomu ani zdrowia ani nadziei nie przybędzie. Natomiast gesty miłości czynione wobec chorych i ich rodzin, z pewnością będą dla nich źródłem otuchy i przekonania, że mimo choroby wciąż są ważni, a nawet ważniejsi.

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Najnowsze, bieżące

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 27.04.2024