Jezu, Ty się tym zajmij

Pragnąć Bożej woli nie znaczy samemu być bezczynnym, rezygnować z własnej inicjatywy. Ksiądz Dolindo nie ustawał w działaniu, gdyż oddał całe swoje życie na chwałę Bożą, dla budowania Jego Królestwa.

zdjęcie: www.freechristimages.org

2024-04-02

Są takie chwile w ludzkim życiu, gdy modlitwa staje się spontanicznym wzniesieniem serca, spojrzeniem ku Niebu – jak mówi św. Teresa z Lisieux – okrzykiem wdzięczności i miłości. Krótkie słowa zrodzone w głębi duszy, niczym strzały lecą prosto do Boga, dlatego nazywamy je „aktami strzelistymi”. Słowa „Jezu, Ty się tym zajmij”, które w ostatnich latach zyskały ogromną popularność, należą do takich właśnie krótkich modlitw. Co się za nimi kryje? Słowa te są zaczerpnięte z Aktu zawierzenia, jaki ks. Dolindo Ruotolo z Neapolu zapisał w liście z 6 października 1940 r. do Eleny Montelli, której towarzyszył od lat jako ojciec duchowy. Nie zachował się cały list, ale wiadomo, że w pewnym momencie jego forma się zmienia, jakby był pisany pod natchnieniem. Tekst ten przypomina stylem tzw. karteczki, które ks. Dolindo miał zwyczaj dedykować wielu osobom, jako specjalne przesłanie Jezusa do duszy. Zaczyna się od słów: „Jezus do duszy”, a tym, który mówi do adresatki listu, Eleny, jest sam Jezus. Akt zawierzenia trafia później także do innych, a po śmierci autora ukazuje się drukiem. Nie mamy żadnego bezpośredniego komentarza do tego tekstu, ale możemy odczytać go w świetle innych pism, a także całej biografii ks. Dolindo.

Posłuszny Bogu

Dolindo Ruotolo urodził się 6 października 1882 r. w Neapolu, jako piąte z jedenaściorga dzieci Raffaela Ruotolo i Silvii Valle. Pięć dni później na chrzcie otrzymał imiona Dolindo Franciszek Józef. Imię Dolindo oznacza ból, a wymyślił je ojciec, który po latach stwierdził, że była w tym jakaś dziwna intuicja: „Mam wrażenie, że nie zostaniesz zwyczajnym księdzem, lecz apostołem, i czuję, że nie bez powodu tak okrutnie się z tobą obchodziłem w dzieciństwie”. Rzeczywiście, ojciec – nauczyciel matematyki – był człowiekiem bardzo wymagającym, a przy tym skąpym, używał często surowych kar cielesnych. Nie pozwolił iść Dolindo do szkoły podstawowej, lecz kazał mu uczyć się w domu. Kiedy później posłano go do gimnazjum, nie mógł się w nim odnaleźć i szybko okrzyknięto go „kretynem”.

W 1896 r. z powodu poważnych trudności, Silvia zabrała po kryjomu dzieci i wyprowadziła się z domu, wkrótce później doszło do separacji. Sytuacja materialna rodziny jeszcze bardziej się pogorszyła, a Dolindo razem z bratem Elio posłano do szkoły księży misjonarzy. Początkowo nie mógł sobie poradzić z nauką, aż otrzymał od Maryi – jak sam przyznał – dar nadzwyczajnej inteligencji, „jedynie w tym, co dotyczyło Bożej chwały”. Trzy lata później został przyjęty do nowicjatu misjonarzy, a 1 czerwca 1901 r. złożył śluby zakonne. Poprawiły się jego relacje z chorującym już ojcem, który przed śmiercią pojednał się z żoną i przyjął sakramenty.

W 1905 r. Dolindo otrzymał święcenia kapłańskie. Przełożeni zlecili mu prowadzenie zajęć ze śpiewu gregoriańskiego dla kleryków oraz z matematyki, historii, geografii i języka greckiego w szkole misjonarzy. Później był kierownikiem duchowym w seminarium w Taranto i w Molfecie. Już w 1907 r. z powodu nieporozumienia w sprawie rzekomej wizjonerki otrzymał po raz pierwszy zakaz odprawiania Mszy świętej i został wezwany przed Święte Oficjum (dzisiaj Dykasteria Nauki Wiary). W konsekwencji został wydalony ze zgromadzenia misjonarzy i w 1908 r. powrócił do rodzinnego domu w Neapolu. Tam nawet matka oraz krewni podejrzewali go o udział w tajnej organizacji i donieśli o tym na policję. Po ponad dwóch i pół roku zawieszenia, mógł znowu odprawiać Mszę świętą – już wcześniej przyjął go biskup diecezji Rossano Calabro, a ks. Dolindo złożył ślub, że nie będzie przyjmował ofiary pieniężnej za Msze święte. W liście do papieża Piusa X opisał swoje duchowe doświadczenia trwające od dwóch lat: „Jestem porwany przez Jezusa”. Święte Oficjum w kolejnym dekrecie uznało go za niezdolnego do spowiadania, głoszenia homilii i prowadzenia kierownictwa duchowego, a ks. Dolindo odpowiedział, podpisując akt posłuszeństwa. Znów zawieszony w odprawianiu Mszy świętych, udał się do Rzymu, gdzie został osadzony na pewien czas w areszcie San Martino.

Następnie pozwolono mu wrócić do Neapolu i odprawiać Msze, homilie mógł głosić, składając za każdym razem odpowiednią prośbę w kurii. Złożył ślub troszczenia się ze wszystkich sił o dowartościowanie kobiety. Posługiwał wśród chorych, m.in. „zbłąkanych kobiet” w szpitalach Neapolu. W tym czasie zaczął też tworzyć tzw. karteczki – krótkie myśli z homilii zapisywane na odwrocie świętych obrazków, które później rozdawał poszczególnym osobom jako indywidualne słowo od Jezusa. Zaangażował się w apostolat świeckich (Apostolat Druku), głosił katechezy dla dzieci, które wydano pod tytułem „Doktryna Katolicka”. Natomiast cykl jego kazań w oparciu o cztery Ewangelie ukazał się pod tytułem „Życie Jezusa”. Powróciły fałszywe oskarżenia, m. in. o kłamstwo i próbę stworzenia heretyckiej sekty. W 1918 r. otrzymał znów zakaz głoszenia kazań. W 1920 r. został tercjarzem franciszkańskim. Złożył ślub zawierzenia woli Bożej i wkrótce później wyjechał do Rzymu na przesłuchanie w Świętym Oficjum. Ponownie zawieszony w sprawowaniu sakramentów, po niemal roku wrócił do Neapolu. Nie mógł tam jednak pełnić żadnej posługi kapłańskiej.

Spowiednik zalecił mu napisanie autobiografii, której ks. Dolindo nadał tytuł: „Historia mojego życia w planie wielkiego miłosierdzia Bożego”. W 1925 r. spotkał pewnego kapłana w kryzysie. Aby mu pomóc, wyjaśniał Pismo Święte według metody stosowanej w pierwszych wiekach przez Ojców Kościoła. Jeden z biskupów, kiedy otrzymał od ks. Dolindo te notatki, zachęcił go do ukończenia rozpoczętego dzieła i wydania go drukiem. Tak zaczęła się praca nad ogromnym projektem – komentarzem do Pisma Świętego, którego pierwsze tomy ukazały się pod pseudonimem. Wkrótce pojawiły się jednak głosy krytyczne. W 1937 r. z polecenia Świętego Oficjum przeszedł badania psychiatryczne, a niedługo później otrzymał na powrót możliwość sprawowania Eucharystii, po ponad szesnastu latach. W 1940 r. potępiono jego komentarz do Pisma Świętego. On sam poświęcił się działalności apostolskiej w Neapolu, jako kapłan diecezjalny.

Kiedy ks. Dolindo pojechał do San Giovanni Rotondo, żeby spotkać o. Pio, ten uściskał go, mówiąc: „Jesteś łasy na błogosławieństwa, ciągle o nie prosisz… W twej duszy mieszka Raj. Zawsze tam był, jest i będzie na wieki”. Z powodu udaru mózgu przez ostatnich dziesięć lat życia pozostał sparaliżowany w lewej połowie ciała. Napisał jeszcze ogromne dzieło poświęcone Matce Bożej. Zmarł 19 listopada 1970 r. na skutek zapalenia płuc. Po czterech latach jego trumna została przeniesiona z cmentarza Poggioreale do kościoła Immacolata di Lourdes e San Giuseppe w Neapolu. Już w 1971 r. Kościół lokalny rozpoczął starania o beatyfikację: ze względu na liczne przeszkody natury organizacyjnej i personalnej (dotyczące osób zaangażowanych w te działania), proces toczy się do dziś.

Niezwykła, a przy tym dramatyczna biografia ks. Dolindo to historia doświadczenia własnej małości i Bożego miłosierdzia, mistycznej bliskości Jezusa i uporczywego odrzucenia przez przełożonych kościelnych. Historia heroicznej wierności i miłości. Aby dotknąć głębi tego duchowego życia, spróbujmy odczytać pełny tekst Aktu zawierzenia Jezusowi, krok po kroku, szukając wyjaśnienia w epizodach z osobistego życia neapolitańskiego kapłana.

 Akt zawierzenia

Jezus do duszy: Z jakiego powodu wzburzony ulegasz zamętowi? Oddaj Mi swoje sprawy, a wszystko się uspokoi. Zaprawdę powiadam wam, każdy akt prawdziwego, ślepego, pełnego oddania się Mi, przyniesie owoc, jakiego pragniecie i rozwiąże najbardziej napięte sytuacje.

Całkowicie zdać się na Mnie nie oznacza walczyć, denerwować się i rozpaczać, a jednocześnie prosić Mnie niecierpliwie, bym to Ja po twojej myśli, przemienił wzburzenie w modlitwę. Całkowicie zdać się na Mnie, znaczy zamknąć ze spokojem oczy duszy, odsunąć niespokojne myśli i zamęt, oddać się Mi tak, bym tylko Ja działał, i powtarzać: „Ty się tym zajmij”.

Jako dziecko, Dolindo miał duże trudności w szkole, niewiele rozumiał. Trzy razy powtarzał pierwszą klasę gimnazjum. Przełom dokonał się 15 czerwca 1896 r., kiedy już jako kleryk odmawiał razem z innymi różaniec i patrzył na wizerunek Maryi. Poprosił Ją wtedy, jak najlepszą Mamę, aby – jeśli ma on zostać kapłanem – dała mu inteligencję. W czasie modlitwy, jak sam opowiadał, zasnął na klęcząco. Zapewne pod wpływem podmuchu wiatru, obrazek leżący na książce uniósł się w górę i dotknął jego czoła. Kiedy się ocknął ze snu, jego umysł był jakby jaśniejszy i od tamtej chwili mógł prowadzić dyskusje na różne tematy, pisał wiersze, stał się bardzo dobrym uczniem. Te nowe zdolności pozostały w nim na całe życie, ale „jedynie w tym, co dotyczyło Bożej chwały… Co do reszty pozostałem i nadal jestem autentycznym kretynem”. Wiedział, że o własnych siłach sobie nie poradzi, że zbyt duże było obciążenie emocjonalne wyniesione z rodziny oraz braki w edukacji z wcześniejszych lat. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że wykształcenie jest niezbędne na drodze powołania kapłańskiego. Próbował ze wszystkich sił, ale potrzebował nadprzyrodzonej pomocy, i otrzymał ją.

Zamartwianie się, denerwowanie, myślenie o konsekwencjach zdarzeń jest wbrew, zdecydowanie wbrew, oddaniu się Mi. To tak jak z dziećmi, które domagają się, by mamy zajęły się ich potrzebami, a jednocześnie same zaczynają się mieszać, utrudniając im pracę swoimi pomysłami.

Zamknij oczy i daj się ponieść prądowi mojej łaski. Zamknij oczy i nie myśl o bieżących sprawach, odwróć wzrok od przyszłości jak od pokusy; odpocznij we Mnie, ufając w Moją dobroć, a zapewniam cię na Moją miłość, że kiedy zwrócisz się do Mnie z tą dyspozycją: „Ty się tym zajmij”, oddam się tej sprawie całkowicie, pocieszę cię, wyzwolę i poprowadzę. I kiedy będę musiał poprowadzić cię inną drogą niż tą, którą zaplanowałeś, będę ci przewodnikiem, wezmę na ramiona, przeprowadzę cię, jak matka uśpione niemowlę na rękach, na drugi brzeg. To twój racjonalizm, tok rozumowania, zamartwianie się i chęć, by za wszelką cenę zająć się tym, co cię trapi, wprowadza zamęt i jest powodem trudnego do zniesienia bólu. Ileż mogę zdziałać, zarówno w sprawach duchowych, jak i materialnych, kiedy dusza zwróci się do Mnie, spojrzy na Mnie, mówiąc Mi: „Ty się tym zajmij”, zamknie oczy i odpocznie. Otrzymujesz niewiele łask, kiedy się zamartwiasz. Wiele zaś łask spada na ciebie, jeśli tylko twoja modlitwa jest pełnym zawierzeniem i oddaniem się Mi. W bólu i cierpieniu prosisz, bym działał, ale tak, jak ty tego chcesz… Nie zwracasz się do Mnie, a jedynie chcesz, bym się dopasował do twoich potrzeb i zamysłów.

Bardzo trudnym przeżyciem dla młodego misjonarza było, gdy dowiedział się, że po badaniu ze strony Świętego Oficjum, ma być wydalony ze wspólnoty. Oświadczył wtedy z wielką powagą, że ważniejsze od posłuszeństwa przełożonym jest posłuszeństwo Bogu i zgodnie z sumieniem chce wytrwać przy złożonych ślubach. Reakcja ta wywołała gniew władz zgromadzenia. Po ostrej wymianie zdań – ks. Dolindo trwał przy swoim stanowisku, przekonany o jego słuszności – otrzymał zakaz przychodzenia do refektarza, a także do kaplicy. Przynoszono mu do pokoju jedynie trochę zupy z chlebem, aby głodem wymusić uległość. Po prawie miesiącu, wobec groźby użycia siły i wybuchu skandalu, opuścił wspólnotę. Ogromnie cierpiał, nie widział przed sobą żadnej nadziei, ale powtarzał, że jest do dyspozycji Boga i oddaje się Jego woli. Nie było w nim żadnej bierności, do końca życia podejmował ze wszystkich sił walkę o wierność ślubom złożonym Bogu, o zachowanie wszystkiego, co przynosi Mu chwałę. Nie dla siebie, lecz dla Boga.

Nie jesteś chory, skoro prosząc lekarza o pomoc, sugerujesz mu leczenie. Nie postępuj tak, ale módl się tak, jak was nauczyłem: „święć się imię Twoje”, czyli bądź pochwalony, uwielbiony w mojej potrzebie; „przyjdź królestwo Twoje”, czyli niech wszystko, co się dzieje, przyczynia się do stwarzania Twojego królestwa w nas i na świecie; „bądź wola Twoja, jako w Niebie, tak i na ziemi”, czyli to Ty wejdź i działaj w tej mojej potrzebie, tak jak według Ciebie będzie lepiej dla mojego życia wiecznego i doczesnego. Jeśli powiesz mi naprawdę: „bądź wola Twoja”, czyli jakbyś mówił: „Ty się tym zajmij”, wkroczę z całą moją mocą i rozwiążę najtrudniejsze sytuacje. Proszę, widzisz, że choroba postępuje, zamiast zanikać? Nie burz się, zamknij oczy i ufnie powiedz: „niech się dzieje Twoja wola, Ty się tym zajmij”. Powiadam ci, że się tym zajmę, jak lekarz. Uczynię nawet cud, jeśli będzie to potrzebne. Masz wrażenie, że stan chorego się pogarsza? Nie denerwuj się; zamknij oczy i mów: „Ty się tym zajmij”. Powtarzam ci, że się tym zajmę, że nie ma potężniejszego lekarstwa niż moje działanie z miłości. Zajmę się tym, tylko kiedy zamkniesz oczy. Jesteś niezmordowany, chcesz wszystko sam oszacować, o wszystkim samemu pomyśleć; zdajesz się na siły ludzkie, czy też gorzej, na człowieka, wierząc w jego pomoc. I to utrudnia Moje działanie. O, jak bardzo pragnę twojego oddania, bym mógł ci błogosławić oraz w jakim smutku pogrążam się, widząc, jak się miotasz! Szatan właśnie do tego dąży: byś był niespokojny, by oderwać cię od Moich działań i rzucić na pastwę ludzkich przedsięwzięć.

O mocy modlitwy, która może zdziałać cuda, świadczy pewien epizod z maja 1917 r. W katedrze w Neapolu w pierwszą sobotę maja każdego roku powtarza się – przez cały tydzień – cud skroplenia krwi św. Januarego, którą przechowuje się w dwóch ampułkach. W 1917 r. ta sobota przypadła na 5 maja. Trzy dni później, 8 maja, ks. Dolindo klęczał w Kaplicy Skarbca neapolitańskiej katedry pośród wielkiego tłumu czekającego na cud, który zdawał się opóźniać. W pewnym momencie młody kapłan nie wytrzymał, wstał i zaczął mówić donośnym głosem: „Jak możecie spodziewać się cudu, będąc tak letni i obojętni? Wisi nad nami gniew Boży (była to aluzja do trwającej I wojny światowej), a my nie pokutujemy, nie nawracamy się”. W katedrze zaległa cisza, a on zaczął się modlić do Ojca, aby ze względu na Krew Chrystusa, wywyższono Jego Imię, „zgodnie z Jego wolą i pragnieniem Jego Serca”. Kiedy skończył tę modlitwę, krew św. Januarego zaczęła się burzyć, a ludzie odśpiewali uroczyste Te Deum.

Nie każda prośba zanoszona przez człowieka spotyka się z tak bezpośrednią odpowiedzią. Sam Dolindo musiał najczęściej długo czekać i wiele cierpieć, zanim ukazał mu się wyraźnie zamysł Boga świadczący o Jego miłości. Nauczył się jednak prosić z ogromną wiarą i oczyszczoną intencją, ze względu na chwałę Bożą. Każdorazowe doświadczenie ingerencji z nieba, w sprawie tak spektakularnej jak cud św. Januarego, albo w prostych, codziennych okolicznościach, było dla niego jak „haft” Jezusa. Mówiło kapłanowi o dyskretnej obecności Boga i Jego prowadzeniu po skomplikowanych ścieżkach życia.

Ufaj zatem tylko Mi, odpocznij we Mnie, całkowicie się na Mnie zdaj. Czynię cuda proporcjonalnie do twojego pełnego oddania się Mi, i oderwania się od twoich myśli. Rozrzucam skarby łask, kiedy jesteś ubogi, całkowicie. Kiedy posiadasz własne zasoby, nawet w niewielkiej mierze, lub jeśli to ich szukasz, jesteś w zwykłym wymiarze i idziesz za ziemskim, naturalnym biegiem wydarzeń, w który często interweniuje szatan. Żaden racjonalista czy człowiek ciągle rozsądzający sprawy, nie uczynił cudów, nawet wśród świętych; kto zdaje się na Boga, postępuje w Jego stylu (po Bożemu). Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, mów z zamkniętymi oczyma duszy: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Oderwij się od siebie, bo twój umysł jest napięty… trudno dostrzec ci zło i zaufać Mi, odrywając się od siebie. Postępuj tak w każdej trudności; róbcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie efekty i ciche cuda. Przysięgam wam na Moją miłość. I Ja się tym zajmę, zapewniam was.

Ksiądz Dolindo chętnie korzystał z praktyki prywatnego ślubu czyli uroczystej obietnicy złożonej Bogu, aby jeszcze lepiej Mu służyć. I tak złożył ślub, że nie będzie przyjmował ofiar pieniężnych za odprawiane Msze święte; że zatroszczy się ze wszystkich sił o dowartościowanie kobiety; że we wszystkim zawierzy się woli Bożej. Odnawiał wiele razy swoje całkowite oddanie Jezusowi, składając samego siebie i swoje cierpienia jako ofiarę za dusze cierpiące w czyśćcu, za grzechy niewierności Bogu, za Kościół…

Wyrazem tego pełnego oddania się Bogu było dla ks. Dolindo także konkretne działanie. Nie przestawał szukać okazji i nowych form apostolstwa. Jedną z nich nazwał apostolatem parasola. Kiedy w mieście padał deszcz, wyszukiwał na ulicy osoby, które mokły: podchodził do nich i zapraszał pod swój parasol. Ten uprzejmy gest okazywał się początkiem relacji, w której kapłan mógł powiedzieć jakieś dobre słowo. Jak sam przyznał, takie inicjatywy nie wypływały z jakiegoś wrodzonego entuzjazmu, musiał pokonać swoją nieśmiałość i pokusę spokojnego, samotniczego życia.

Módl się za każdym razem z tą gotowością oddania się, uzyskasz tak wielki pokój i owoce także wówczas, kiedy udzielę ci łaski złożenia ofiary ze swojego życia jako zadośćuczynienie i w imię miłości, co poniesie za sobą cierpienie. Wydaje ci się to niemożliwe? Zamknij oczy i powiedz całą duszą: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Nie bój się, zajmę się i będziesz błogosławił Moje imię w uniżeniu. Tysiąc modlitw nie jest wart tyle co ten jeden akt oddania się. Zapamiętaj to dobrze. Nie ma bardziej skutecznej nowenny niż ta: „O Jezu, oddaję Ci się, Ty się tym zajmij!”.

Pielgrzymi, którzy przychodzą do kościoła Immacolata di Lourdes e San Giuseppe w Neapolu, mają zwyczaj pukania trzy razy w grób ks. Dolindo. On sam poprosił, aby napisać tam: „Kiedy tu przyjdziesz, zapukaj. Ja nawet zza grobu odpowiem ci: ufaj Bogu”. Chciał nieść innym nadzieję i do tego zachęcał również swoje duchowe córki w ostatnim liście, jaki do nich napisał. Wiedział, że współcześni mu ludzie bardzo potrzebowali wiary w Boga i Jego miłość. Podobnie jak my dziś ogromnie potrzebujemy takiej wiary.

Słowa zawierzenia zapisane przez ks. Dolindo dotykają i wciąż przemieniają wielu ludzi, nawet nie znających jego osobistej historii. Jego przejmująca biografia i droga duchowa mogą pomóc w głębszym zrozumieniu radykalnego aktu zaufania we wszystkim Bogu, ponieważ są jego bezpośrednią interpretacją. Modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij” jest tak naprawdę komentarzem do słów z „Ojcze nasz”: „bądź wola Twoja”. Pragnąć Jego woli nie znaczy samemu być bezczynnym, rezygnować z własnej inicjatywy. Ksiądz Dolindo nie ustawał w działaniu, gdyż oddał całe swoje życie na chwałę Bożą, dla budowania Jego Królestwa, które zaczyna się już tu na ziemi, a pełnię osiąga w niebie.

To radykalne zaufanie Chrystusowi i wierność Jemu pomimo największych przeciwności przyniosło niezwykłe owoce w życiu duchowym. Historia ks. Dolindo Ruotolo jest tajemniczym splotem czynników rodzinnych, osobistej wrażliwości, a także złożonej sytuacji Kościoła w pierwszej połowie XX w. – wszystko to trzeba osadzić w specyficznym kontekście historycznym. Pozwolił się jednak prowadzić Bogu, a On złotą nicią wyhaftował swoje arcydzieło, które przetrwało najtrudniejsze próby czasu. Okoliczności zmieniają się i przemijają, jednak Boże arcydzieło trwa, by nas zadziwiać i napełniać głęboką nadzieją.


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2024nr04, Z cyklu:, Nasi Orędownicy

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 30.04.2024