Tęsknota za poklaskiem

Każdy lubi i potrzebuje być docenionym. Sztuką jest znalezienie umiaru.

2018-06-20

Nie ma nic złego w szczerym komplemencie, podziwie czy uznaniu dla kogoś, kto dokonał czegoś niesamowitego. Gratulujemy przecież sportowcom za nowe rekordy, wolontariuszom za ich bezinteresowność, politykom za mądre decyzje i świętym za ich przykład. Istotą jest to, aby ten podziw nie stał się istotą i sensem życia, aby nie on był przyczyną naszej mobilizacji do dalszego wysiłku, szczególnie jeśli jest on czyniony dla dobra innych.

Starożytni mawiali, że cnota jest pewnym wyważeniem między skrajnościami. Tak jak w przypadku wydawania pieniędzy, oszczędność jest równowagą miedzy skąpstwem a rozrzutnością. Podobnie powinno być w przypadku adorowania innych ludzi. Nie można pomijać i zapominać o tych, którzy rzeczywiście dali dobry przykład swoją postawą, bo takie zauważenie wzmacnia i motywuje, ale nie można w tym przesadzać. Jedyną Osobą, Której należy się nieustanna cześć i chwała z racji samego istnienia, jest Bóg, ale przecież On jest największą doskonałością i nikt nie może Go przewyższyć. Z kolei nadmierna cześć dla ludzi powoduje ich ubóstwienie, a ono z kolei prowadzi do pychy. Warto o tym pamiętać, kiedy chwalimy kogoś, a jeszcze bardziej, gdy sami przyjmujemy pochwały. Zły duch tylko czai się, żeby wmówić nam, że to my jesteśmy tacy wspaniali i wielcy. A to pierwszy krok, żeby zapomnieć o Stwórcy. Przykładów mamy mnóstwo: naukowcy, którzy uwierzyli, że poprzez rozliczne teorie rozwiążą wszystkie problemy świata; celebryci nadający sens życia młodym osobom; wszystkowiedzący artyści i prałaci w czerwieni, którym wydaje się, że bez nich Kościół już dawno przestałby istnieć…

Chrystus daje dobry przykład tej równowagi. Są momenty, kiedy nazywa błogosławionymi tych, którzy uczynili jakieś dobro, ale jednocześnie zachęca, żeby modlić się, składać ofiarę i pościć w ukryciu. Niestety, nasza kultura nie sprzyja temu, bo chce okazać wspaniałość i wielkość człowieka, także poprzez wyróżnianie swoich idoli. Ale właśnie przez to zatracana jest miłość – to, do czego wezwał nas Jezus. Bo miłość to najpierw „on”, „ona”, „ono”, „oni”, „wy”… dopiero później „ja”. Miłość, która prowadzi do Boga.

Autorzy tekstów, Ks. Wąchol Grzegorz, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 01.11.2024