Siła modlitwy
Wiedział, że Bóg może wszystko, że mimo negatywnej prognozy lekarskiej, mimo licznym dowodom statystycznym, które źle rokowały, uzdrowienie jest możliwe za sprawą Boga.
2013-06-10
Przed rokiem, przed swoją diagnozą, pochował siostrę, która długo walczyła z rakiem. W krótkim czasie usłyszał i swoją diagnozę, swój wyrok - rak płuc. Przed 52-letnim mężczyzną zamajaczyła biała pani z kosą. Od początku choroby zaufał Bogu. Nie czynił wolt ani żadnej ekwilibrystyki intelektualnej, nie kombinował, nie miotał się w chorobie, nie manifestował buntu i nie poszukiwał najlepszych specjalistów, a poddał się woli Bożej. Bogu powierzał swe smutki, troski, trudne i niezrozumiałe koleje, procedury terapeutyczne i ludzi, którzy się nim zajmowali. Z pokorą znosił to co niezrozumiałe i niesprawiedliwe. Nie dopuszczał zwątpienia w mądrość i w miłość Boga. Nie miotał się w egzaltacji, nie rozsiewał kirem naznaczonych słów, a znajdował oazy ciszy do rozmowy z Bogiem, któremu z ufnością powierzał siebie.
Wiedział, że Bóg może wszystko, że mimo negatywnej prognozy lekarskiej, mimo licznym dowodom statystycznym, które źle rokowały, uzdrowienie jest możliwe za sprawą Boga. Swego wyjścia z choroby nie nazywa cudem, a łaską Boga. Odczytuje tę łaskę jako nakaz czynienia dobra, godnego i użytecznego dla innych życia. W swoich modlitwach powierzał opiece Boga dzieci i rodzinę. To oni w jego chorobie zapalali lampy nadziei na szlaku modlitewnym, by jego prośby mogły trafić pod właściwy adres. To oni wraz z nim słali listy polecone do Niebiańskiej Centrali i wpisywali się razem z nim w rytm wstawienniczych i błagalnych próśb. Także oni – najbliższa rodzina – okazywali należyte zatroskanie, gdy dla chorej służby zdrowia zdawał się być tylko numerem statystycznym. Półtoraroczna walka z rakiem to ciągłe wizyty w przychodniach w laboratoriach, szpitalach i u konsultantów. To także przebywanie na oceanie ludzkiego nieszczęścia, wśród podobnych jemu, z negatywnym rokowaniem. Jego choroba zaktywizowała modlitewnie wiele osób - nie tylko jemu najbliższych. Florek był otoczony modlitwą przez różne grupy (Klaryski z Bydgoszczy, osoby z Grupy Ojca Pio w Chełmie, Grupę „Rafael” z Rudy Śl.), a także przez przyjaciół i znajomych. W chorobie doświadczał modlitewnego wsparcia, owoców i siły modlitwy. Oto świadectwo jego modlitewnego uzdrowienia.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica !
Jestem mężem i ojcem dwojga dzieci. Około 2 lat temu cieszyłem się życiem i zdrowiem. Miałem pracę i wszystko co trzeba do prostego szczęśliwego życia, tj. rodzinę i przyjaciół. Przyszedł czas na kolejne badania pracownicze związane z wykonywanym zawodem. Zawsze badania kończyły się powodzeniem i dalszą zdolnością do pracy. Tym razem było inaczej. Wykryto u mnie jakieś nieprawidłowości pomimo dobrego samopoczucia. Lekarz skierował mnie do szpitala, gdzie pod koniec czerwca 2010 r. zdiagnozowano raka złośliwego lewego płuca. Byłem chwilowo zdołowany swoim stanem zdrowia. Przed moimi oczy i myślami stanęło mi całe dotychczasowe życie. Moje obawy, co do mojej przyszłości, powierzyłem Najświętszej Maryi Pannie Częstochowskiej, podczas pielgrzymki autokarowej wraz z moją rodziną na Jasną Górę. Tam oddałem siebie i moją rodzinę pod opiekę Matki Bożej Królowej Polski. Od tego czasu stałem się spokojniejszy o swoją przyszłość. Wynikało to z mojego zawierzenia Stwórcy.
Przez rodzinę i najbliższym przyjaciół zostałem objęty modlitwą o uzdrowienie z choroby nowotworowej. Wszystkie decyzje dotyczące mojego leczenia były podejmowane w święta ku czci Najświętszej Maryi Panny. Moje leczenia zostało również poprzedzone przyjęciem Sakramentu Chorych, Pokuty i Komunii Świętej. W naszej parafii powstała grupa „Rafael”, którą prowadzi ks. Łukasz. Zadaniem tej grupy jest Nowa Ewangelizacja. Jej spotkania odbywają się w każdy czwartek miesiąca. Moja rodzina stała się uczestnikami tych spotkań, do których raz po raz dołączałem i ja w czasie przerw między hospitalizacją. Pod koniec listopada przyszedł czas na kolejną wizytę u onkologa, który wyznaczył termin na kolejny zabieg na 21 grudnia 2011 r. Podczas pierwszego czwartkowego spotkania na modlitwie o Uzdrowienie Duszy i Ciała prowadzący oznajmił, że jest wśród nas mężczyzna w średnim wieku, który choruje na nowotwór płuc i prosi o znak, którym miało być przeniknięcie czuciem ciepła jego ciała. W tym momencie przepływ ten nastąpił i trwał, aż do mojego powrotu do domu, mimo zimna jakie panowało na zewnątrz. Swoim odczuciem podzieliłem się ze swoją żoną. Co zadziałało jak balsam na kolejno oczekiwany zabieg. 21 grudnia zostałem przewieziony do Gliwic do kliniki onkologicznej, gdzie zostałem przygotowany do zabiegu. Po przeprowadzeniu wstępnego badania nie doszło do zabiegu. Pan doktor oznajmił mi, że zabieg jest nie potrzebny, ponieważ choroba została zatrzymana. Była to najlepsza chwila w moim życiu i chcę się podzielić z nią również z Wami. Jestem pewny, że to Pan mnie uzdrowił i wysłuchał dzięki wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny, św. Józefa, św. Judy Tadeusza i wszystkich zanoszących modlitwy w mojej intencji.
Bóg Zapłać wszystkim, którzy wspierali mnie modlitwą. Swoje uzdrowienie nie ośmielę się nazwać cudem, a wielką łaską Boga, za którą będę się starał życiem dziękować.
Z Panem Bogiem – Florian Urbańczyk