Wiem, że tam jesteś!
Przy okazji dzisiejszej daty – 21 września – kiedy obchodzony jest Światowy Dzień Osób z Chorobą Alzheimera, chcę pamiętać nie tylko o samych chorych, ale także o ich opiekunach.
2013-09-20
Pamiętam ich z czasów mojego dzieciństwa i z okresu szkoły średniej. Całe lata mieszkali w mojej kamienicy, na trzecim piętrze. Pani Wiesława i pan Lucjan byli przemiłą parą. Zawsze uśmiechnięci i życzliwi. Znakiem rozpoznawczym „sąsiadów z góry” było to, że na zmianę, przez zgoła 20 lat zrywali się bladym świtem i pędzili po świeże pieczywo. Z naszą podwórkową paczką odkryliśmy przed laty, że piekarniany dyżur pani Wiesława pełniła w dni parzyste, a pan Lucjan w nieparzyste. Mieli córkę i syna, z czasem doczekali się także gromadki wnucząt. Byli powszechnie lubiani i szanowani.
Jesienią 2004 roku – niemalże z dnia na dzień – przestałam regularnie widywać panią Wiesławę. Odtąd już nigdy nie wychodziła sama, ale zawsze wsparta na ramieniu męża. Była bardzo wychudzona i nie uśmiechała się tak często, jak dawniej. Również do piekarni wychodził już tylko pan Lucjan… Dowiedzieliśmy się, że pani Wiesława od kilku lat cierpi na chorobę Alzheimera. Choroba ta nie atakuje nagle, ale rozwija się powoli – nie łatwo więc od razu zauważyć, że czyjś stan się pogarsza. Tamtej jesieni jednak choroba pani Wiesławy stała się widoczna.
Opieka nad panią Wiesławą stawała się coraz bardziej wymagająca. Choć w opiece pomagali również pozostali członkowie rodziny, to główny ciężar obowiązków wziął na siebie oczywiście pan Lucjan. Osoba cierpiąca na chorobę Alzheimera, nawet jeśli mieszka z dużą rodziną, tak naprawdę wybiera jednego opiekuna, który jest dla niej tym jedynym istniejącym. Zwykle jest to ta osoba z rodziny, która poświęca jej dużo czasu oraz okazuje najwięcej ciepła i uczucia. Tą osobą dla pani Wiesławy był jej mąż. To on nie odstępował jej na krok, był na każde jej wezwanie, dając poczucie bezpieczeństwa. Przyjął na siebie trudne i wyczerpujące zadanie, co jest świadectwem jego prawdziwej miłości do żony i dowodem wielkiej odpowiedzialności.
Przyszedł czas, kiedy pani Wiesława popadała w coraz dłuższe stany otępienia i często nie poznawała swojego męża. Zdarzało się też, że była agresywna i nie pozwalała się nikomu dotknąć, uważając wszystkich za obcych. Choć była tuż obok, w rzeczywistości wrogi i inny świat zaciskał wokół niej bolesny uścisk. Pan Lucjan w takich momentach wykazywał się ogromną cierpliwością i do znudzenia powtarzał, patrząc żonie w oczy: Możesz bić i kopać, możesz przysięgać na wszystkie świętości, że mnie nie znasz, ale ja i tak wiem, że tam jesteś. Wiem i kocham cię wciąż tak samo!
Wiem o tym z relacji wnuczki, która z uwagi na niewielką różnicę wieku przychodziła czasem do mnie pogadać albo pożyczyć jakąś książkę. Chcąc podzielić się ciężarem przeżyć, zdradzała wiele szczegółów związanych z chorobą babci. Dzięki jej opowieściom z jeszcze większym szacunkiem spojrzałam na pana Lucjana. Bez względu na sytuację i często wielkie kryzysy nie przestawał nazywać pani Wiesławy Księżniczką. Stał się dla pozostałych członków rodziny przykładem, jak należy kochać drugą osobę…
Piszę o tym wszystkim z jednego powodu. Pragnę uczynić wielki ukłon w kierunku osób, które często w klatce czterech ścian, dźwigają potężny ciężar opieki nad kimś chorym. Przy okazji dzisiejszej daty – 21 września – kiedy obchodzony jest Światowy Dzień Osób z Chorobą Alzheimera, chcę pamiętać nie tylko o samych chorych, ale także o ich opiekunach. Chylę czoło przed każdym Miłosiernym Samarytaninem, który gotowy jest poświęcić własne dobro i wygodę, by ulżyć w bólu drugiemu człowiekowi. Uwielbiam Boga w każdym, kto chorego zauważa, podchodzi do niego, wzrusza się głęboko jego losem, pielęgnuje go i ocala…