Miłość życia hrabianki Czackiej

„Podstawą życia w Laskach – pisze Matka Czacka – musi być miłość. Miłość Boga i bliźniego... Miłość w myślach, słowach i uczynkach”.

zdjęcie: Tapeteos.pl

2013-10-24

My, Polacy, bardzo dbamy o nasze cmentarze, czasem równie gorliwie, jak o dusze swoich bliskich. Nietrudno dostrzec to zwłaszcza w okolicy listopadowej uroczystości Wszystkich Świętych i w Dniu Zadusznym, kiedy wspominamy dusze wszystkich wiernych zmarłych. Stąd nic dziwnego, że polskie cmentarze bywają inspiracją artystów: zwłaszcza poetów i malarzy, a fotografie urokliwych starych nagrobków spowitych mgłą wypełniają pierwsze strony prestiżowych czasopism.

Jeden z najbardziej kochanych polskich cmentarzy znajduje się w Puszczy Kampinoskiej, na podwarszawskich wydmach. Wyglada ubogo, za to spowity jest cudownym aromatem żywicy płynącej z sosnowych pni. Z rzędami drewnianych krzyży – sprawia wrażenie jakby nieco zaniedbanego. Ale to tylko złudzenie. W prostych grobach z piasku przykrytego kamieniem, spoczywają zmarli. Niektórzy dlatego, że ten cmentarz wymarzyli sobie na miejsce spoczynku swego ciała, inni dlatego, że w ten sposób chciała ich uhonorować miejscowa społeczność.  Obok siebie leżą przedstawiciele warszawskiej inteligencji, poeci i pisarze, artyści i twórcy, siostry zakonne i księża związani z Laskami, potomkowie rodów arystokratycznych i szlacheckich, a także żołnierze Armii Krajowej. No i oczywiście są tu zmarli pracownicy, wychowawcy i wychowankowie Zakładu dla Niewidomych w Laskach oraz członkowie rodzin mieszkających przy Zakładzie.

Tu spoczywa również Matka tego wspaniałego dzieła – niewidoma hrabianka Róża Czacka, która jeszcze jako młoda, świecka kobieta założyła w 1911 r. w Warszawie Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi. Kiedy w 1922 r. po parcelacji dóbr ziemskich właściciela Lasek, Antoniego Daszewskiego, ofiarowano Róży Czackiej trzy morgi ziemi, utworzyła tu niewielki zagajnik nazwany „Różana”. Dał on początek Zakładowi dla Ociemniałych. Wkrótce Róża postanowiła przywdziać franciszkański habit i już jako Matka Elżbieta, w roku 1924, założyła Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża.

Dzieło swojego życia nazwała „TRIUNO”, czyli Trójjedynemu, na cześć Trójcy Przenajświętszej. Mówiła o nim, że jest „z Boga i dla Boga”, a w swoim „Dyrektorium” potwierdziła to, pisząc: „Dzieło to z Boga jest i dla Boga. Innej racji bytu nie ma. Gdyby zboczyło z tej drogi, niech przestanie istnieć. Ma więc na celu oddawanie czci Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu. Dzieło powstało w celu oddawania chwały Bogu przez nauczanie niewidomych doskonałego znoszenia swego kalectwa z miłości ku Bogu. Niewidomi, niosący z poddaniem się woli Bożej krzyż swego kalectwa, powinni być apostołami wśród widzących, ślepych duchowo, nieznających Boga i dalekich od Niego na skutek niewiary i grzechu”.

Stąd właśnie wszystkie aspekty Dzieła Matki Czackiej były zgodne z chrześcijańską wiarą. Trzeba było tylko starać się żyć według reguł, jakimi kieruje się Bóg w Trójcy Jedyny. Doskonały przykład dała sama Założycielka Dzieła. Będąc osobą niewidomą, zajęła się całkowicie i bez reszty innymi osobami niepełnosprawnymi, realizując podstawowe przykazanie Miłości. Napisała nawet swój „Hymn o Miłości”, gdzie w pięknych słowach zawarte jest jej pedagogiczne credo:

„Podstawą życia w Laskach – pisze Matka Czacka – musi być miłość. Miłość Boga i bliźniego. Miłość nadprzyrodzona, której towarzyszy mądrość. Miłość, która wszystkich z sobą łączy w prawdzie, w życzliwości, sprawiedliwości i dobroci. Miłość, która widzi istotną wartość  człowieka, nie zważając na usterki lub drobne śmieszności. Miłość, która potrafi karcić, gdy tego zachodzi potrzeba, mając na względzie dobro osoby, którą się karci, i dobro jej otoczenia. Miłość, która nie waha się usunąć nawet osobę szkodliwą dla innych. Miłość, która stara się wchodzić w potrzeby wszystkich, starając się o to, by każdemu jak najlepiej było. Miłość, która przede wszystkim ma na celu dobro dusz wszystkich i dobro każdej duszy z osobna. Miłość, która z dobrocią zwraca się do wszystkich, unikając wszystkiego, co może komu niepotrzebną sprawić przykrość. Miłość, która z serdecznością potrafi  smutnych pocieszać, dodając im siły i odwagi do życia. Miłość cierpliwa, cicha, pogodna, pełniąca uczynki miłosierne z zapomnieniem o sobie. Miłość, która nie toleruje w sobie albo w innych sądów, krytyk, obmów, plotek, bolesnych żartów. Miłość, która jest taką samą w oczy jak i za oczy. Miłość równa, nieulegająca zmianom i nastrojom. Miłość wierna i stała, czerpiąca całą siłę swoją z Boga. Miłość surowa dla siebie, a wyrozumiała dla drugich. Miłość nie podejrzliwa, a roztropna. Miłość bez egoizmu i bez zazdrości, mająca na celu nie siebie, ale bliźnich. Miłość delikatna i wrażliwa na cierpienia bliźnich. Miłość mająca oczy otwarte na ich potrzeby. Miłość, która się nigdy nie wynosi, a nikogo nie poniża. Miłość, która modlitwą i uczynkiem kocha przeciwników i nieprzyjaciół. Miłość, która widzi w każdym bliźnim samego Pana Jezusa. Miłość, która szuka przede wszystkim obcowania z Bogiem i z Boga czerpie siłę i umiejętność obcowania z bliźnimi. Miłość, która się cieszy z powodzenia bliźnich, z ich zalet i cnót. Miłość, która nikomu niczego nie zazdrości. Miłość w intencji i miłość objawiająca się na zewnątrz. Miłość prosta, serdeczna, życzliwa każdemu. Miłość usłużna i zapobiegliwa. Miłość domyślna i zaradna. Miłość i dobroć w spojrzeniu i w wyrazie twarzy, i w całym zachowaniu. Miłość spokojna i uspokajająca. Miłość czynna i nigdy niestrudzona. Miłość odważna i szlachetna. Miłość poświęcająca się i ofiarna. Miłość nie czułostkowa, a głęboka i prawdziwa. Miłość w myślach, słowach i uczynkach”.

Siebie i swoich współpracowników Matka Czacka uważała za „narzędzia” miłości Samego Boga. Tak pisze na ten temat w „Dyrektorium”: „Jak mieszkanie Trójcy Przenajświętszej, jesteśmy u źródła wszelkich łask, stąd ufność bezgraniczna w Ojcowską Opatrzność Bożą i wiara, i ufność w potęgę łaski Bożej, która z nas słabych i grzesznych uczynić może narzędzia swej Opatrzności”. Matka Czacka postawiła Dziełu trzy główne cele: charytatywny, wychowawczo-tyflologiczny i duszpastersko-apostolski. Na każdym z nich odcisnęła niezatarte piętno własnej, bogatej osobowości. Jednak głównym symbolem a zarazem natchnieniem jej Dzieła pozostał Krzyż Chrystusa, uosabiający wszystkie ludzkie cierpienia, a zarazem stanowiący znak łaski i pocieszenia, jakie może przynieść akt świadomego ofiarowania swoich cierpień Bogu. Róża Czacka uczyła się tego pewnie już od dawna. Od dziecka miała przecież kłopoty ze wzrokiem, a utraciła go całkowicie, mając zaledwie 22 lata. Wystarczył jeden nieszczęśliwy upadek z konia, aby życie młodej hrabianki całkowicie zmieniło swój bieg. Za radą jednego z warszawskich okulistów wyjechała wówczas za granicę. Nie po to jednak, aby ratować wzrok, ale by uczyć się pracy z niewidomymi.

Matka Czacka pragnęła, aby jej dzieło miało potrójny wymiar także w relacjach personalnych. Jego fundamentem mieli być zarówno sami niewidomi jak i siostry oraz współpracownicy świeccy. W napisanym przez siebie zakonnym „Dyrektorium” podkreślała, że „Kandydatka do zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża powinna wstępować do Zgromadzenia jedynie z miłości ku Panu Jezusowi i tylko wówczas ma prawdziwe powołanie, jeżeli jedynie Pana Jezusa szukać będzie”. Od „niewidomych na ciele” oczekiwała zaś, że będą się modlić za „niewidomych na duchu” czyli ludzi zagubionych i poszukujących drogi do Boga, którzy zrządzeniem Opatrzności, ale pewnie także przyciągnięci osobowością Matki Czackiej i jej współpracowników coraz liczniej zaczęli ściągać do Lasek.

A osobowość to była naprawdę niezwykła i pełna kontrastów. Róża Czacka była bowiem kobietą wątłego zdrowia a przy tym bardzo mężną, wrażliwą na każde piękno, lecz kiedy wymagała tego sytuacja, potrafiła zrezygnować z muzyki. Choć z gruntu czuła i dobra, potrafiła być zarazem bardzo stanowcza. Kochała ład w myśleniu i działaniu, ale potrafiła też zaskakiwać swymi decyzjami. Kochała modlitwę, ale zawsze dostrzegała też przyziemne potrzeby otoczenia. Przy tym była świetną organizatorką, ceniącą teoretyczne podstawy pracy dla niewidomych. Miała wielki wkład w powstanie i rozwój tyflopedagogiki, opracowując system skrótów ortograficznych polegający na dostosowaniu francuskiego alfabetu Braille'a do polskiej fonetyki tyflologicznej. W roku 1934 system ten został zatwierdzony przez Ministerstwo Oświecenia Publicznego. To jednak temat, któremu trzeba by poświęcić osobny tekst.

Osobistym cechom Matki Czackiej zawdzięczamy pewnie i to, że wiele swoich przemyśleń i doświadczeń z pracy z osobami niewidomymi  przelewała na papier. Mogły więc one służyć tym, którzy zdecydowali się kontynuować jej dzieło, stając się dla nich źródłem inspiracji i swoistym podręcznikiem. Najwięcej takich notatek sporządziła w latach 1927-1934  na starej maszynie do pisania. Dopiero dużo później ujrzały one światło dzienne w kolejnych tomach jej Pism. 

W książce „O Niewidomych” pisząc o tym, jak opiekować się osobami niewidomymi, Matka Elżbieta Czacka akcentowała zwłaszcza konieczność indywidualnego podejścia do każdego człowieka i to, że trzeba mu towarzyszyć w taki sposób, by mógł „dać całą swoją miarę”, a pomagać mu tylko w tym, czemu sam naprawdę nie będzie w stanie sprostać. W przeciwnym razie, pomoc drugiemu człowiekowi w nieuchronny sposób prowadzi do ograniczenia jego wolności. Tymczasem Matka Czacka słusznie rozumiała wychowanie, jako prowadzenie do samodzielności „pod naszą czujną opieką”. Wychodziła z założenia, że największym dramatem nie jest wcale fizyczna niepełnosprawność, lecz ubóstwo ducha i wyobraźni. To one w efekcie prowadzi do nikąd. Tylko człowiek samodzielny i ciekawy ptaczającej go rzeczywiśtości, będzie umiał odróżnić dobro od zła i wybierać dobro. W tej cennej pozycji, jak w każdej swej pracy Matka Elżbieta Czacka przypomina prawdy istotne, znacznie przekraczające wąskie ramy tyflologii, wychodząc z założenia, że o wychowaniu trzeba mówić w szerokiej perspektywie porządku nadprzyrodzonego, gdyż dla wychowanka najważniejszym darem ma być wiara.

Matka Elżbieta Róża Czacka lubiła mawiać, że „miłość zawsze i wszędzie” powinna stanowić priorytet naszego życia – zarówno w jej wymiarze humanistycznym, jak i nadprzyrodzonym. Wiele swych wspaniałych przemyśleń pozostawiła także współsiostrom z założonego przez siebie Zgromadzenia. Jej „Dyrektorium” jest prawdziwą „perełką”. To w istocie osobne zapiski uporządkowane w kilka bloków tematycznych, takich jak: „Podstawy życia”, „O charakterze Dzieła”, „Zgromadzenie Sióstr FSK”. Choć powstawały równolegle, mają bardzo zróżnicowany charakter. Choć Matka Czacka posługiwała się formą osobistej notatki, czasem o bardzo intymnym charakterze, bo sporządzonej podczas osobistych refleksji. Układała w nich jednak zasady postępowania dla sióstr, formułowała wskazówki, sugestie, nakazy, a nawet… groźby. Ten niezwykły „regulamin” przygotowany z myślą o Zgromadzeniu zakonnym, może być też ciekawą lekturą dla czytelnika z zewnątrz. Opowiada bowiem nie tylko o życiu Zgromadzenia i niewidomych, ale o szeroko pojętej przestrzeni Kościoła, wewnątrz której żyjemy i my.

Także ja, pisząc ten tekst, nauczyłam się nieco inaczej patrzeć na otaczającą mnie rzeczywistość. Matka Czacka przekonała mnie, że: „Jest rzeczą niesłychanej wagi, by człowiek przyzwyczaił się do tego najlepszego towarzystwa, jakim jest Bóg, by szukał obcowania z Bogiem wszędzie”. No i dokonałam też małego „odkrycia”: Duchowość Dzieła Matki Czackiej bardzo przypomina duchowość Apostolstwa Chorych. Utwierdzam się w tym przekonaniu z każdą linijką jej „Dyrektorium”. Zobaczcie sami:

„Wszystko w tym życiu powinno płynąć z miłości Chrystusowej. Jedyną pobudką i jedyną racją wszystkich naszych myśli, słów i uczynków powinna być miłość czerpana bezustannie z Serca Jezusowego, a powracająca ku Niemu w aktach miłości i uczynkach miłosiernych, skierowanych ku Niemu poprzez bliźnich, w uczynkach miłosiernych, których pełne powinno być nasze życie” – pisze Matka Elżbieta w swoim „Dyrektorium”, a w innym jego miejscu dodaje: „Jedną z wartości, którą jedynie mądrość płynąca z Boga ocenić umie, jest cierpienie. Cierpienie wstrętne naturze człowieka, bez którego jednak nie może być mowy o świętości. (...) Przyjęte przez nas z poddaniem się woli Bożej i z miłości ku Niemu, zlewa na duszę pokój i radość, te dwa owoce Ducha Świętego, «których świat nie dawa» i dać nigdy nie może”.

Kiedy wkrótce będziemy przechadzali się po naszych cmentarzach, w niebo popłynie pewnie niejedna modlitwa wzywająca wstawiennictwa tych, których nie ma już pośród żyjących. Jedną z nich powtórzę za poetą spoczywającym na cmentarzu w Laskach, Janem Lechoniem, który w 1942 roku tak napisał:

„Matko Czacka, która kijkiem szukasz sobie drogi
I masz w oczach niewidzących niebios spokój błogi
I wśród głodu, nędzy, zbrodni wciąż uśmiech panieński,
Której modłów chętnie słucha Jezus Nazareński,
Między Polską a Chrystusem Ty arko przymierza
Włącz nas wszystkich, i mnie także, do twego pacierza”.


 

Tekst opracowano w oparciu o fragmenty Dyrektorium i teksty z książki O niewidomych Matki Elżbiety Czackiej, a także korzystając z informacji zawartych na stronach internetowych: www.triuno.pl; www.laski.edu.pl; www.stowarzyszeniefidesetratio.pl; www.zwoje-scrolls.com; www.kmt.pl

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Orędownicy dnia, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024