Cztery odsłony życia Celiny

Szkoda, że ciągle tak rzadko mówimy o Błogosławionej, którą Bóg prowadził do świętości przez tak wiele różnych dróg, które zawierają się w słowach: żona, matka, wdowa, babcia, zakonnica.

2013-10-26

Rzadko która kobieta mogłaby dorównać Celinie Borzęckiej. Niektóre z nas wiodą samotny tryb życia, inne wybrały życie zakonne, zaś przeważająca większość to żony, matki, babcie. Celina była żoną, matką, babcią i… zakonnicą. Tych, których miałoby to zgorszyć, uspokoję: wszystkie te życiowe funkcje wypełniała w takiej właśnie kolejności.

Przyszła na świat 29 października 1833 r. w Antowilu niedaleko Orszy położonej na Kresach Rzeczypospolitej, w szlacheckiej rodzinie państwa Chludzińskich. Miało to swoje dobre strony, ale niosło też z sobą pewne ograniczenia. Jak większość „dobrze urodzonych” panienek swojej epoki Celina nie mogła decydować o własnej przyszłości. Te ograniczenia okazały się dla niej szczególnie trudne, ponieważ od dziecka jej marzeniem była służba Bogu w zgromadzeniu zakonnym Sióstr Wizytek w Wilnie. Niestety, rodzice mieli wobec niej inne plany. Celina posłuszna radom spowiednika przystała na nie bez oporu. Kiedy skończyła 20 lat i wydano ją za mąż za Józefa Borzęckiego, zamieszkała w jego majątku ziemskim niedaleko Grodna. Na szczęście, jej małżeńskie pożycie okazało się szczęśliwe, choć pierwsze lata małżeństwa obfitowały w wiele dramatycznych wydarzeń. Celina boleśnie przeżyła śmierć pierworodnego syna Kazimierza. Wkrótce po narodzinach zmarła także jej córeczka Marysia. Z czwórki dzieci Celiny i Józefa przy życiu pozostały tylko dwie córeczki. Do tych jakże dotkliwych dla każdej matki cierpień dołączyła tęsknota za własną zmarłą matką i siostrą. Celina nie chciała jednak zasklepiać się we własnym bólu. Pomagała ludności wiejskiej a jako patriotka udzielała także schronienia i pomocy powstańcom styczniowym, za co przyszło jej słono zapłacić. Wraz z kilkumiesięczną wówczas córeczką Jadwigą osadzono ją bowiem w rosyjskim więzieniu w Grodnie.

Kolejnym bolesnym doświadczeniem dla Celiny okazała się wkrótce ciężka choroba męża. Kiedy dotknięty paraliżem stracił władzę w nogach, zrobiła wszystko by ratować jego życie i zdrowie. Nie wahała się długo. Rzuciła całe swe dotychczasowe życie, by wraz z córkami i mężem udać się do Wiednia, i tam szukać dla niego ratunku. Niestety, mimo rozmaitych kuracji, ich efekty były znikome, a choroba Józefa postępowała. Celina z miłością i oddaniem pielęgnowała go przez kolejne lata choroby. Zmarł pięć lat później, w 1874 r. , a na Celinie spoczął obowiązek wychowania córek i zapewnienia im utrzymania. Pamiętając o swoich niespełnionych młodzieńczych marzeniach, starała się szanować wolę własnych córek, kiedy przyszedł czas, by wybrały swą życiową drogę. Starsza z nich – Celina, wybrała drogę żony i matki, młodsza – Jadwiga, jak niegdyś jej matka, pragnęła oddać swe życie Bogu jako zakonnica. Celina jak każda dobra matka wspierała swą straszą córkę kiedy na świat przychodziły jej kolejne dzieci, a później dla całej piątki zawsze starała się być jak najlepszą i troskliwą babcią

Mimo bogatego życia rodzinnego do Celiny coraz częściej powracać zaczęły młodzieńcze pragnienia spędzenia reszty życia w zakonie. Bóg wysłuchał jej modlitw, obdarowując ją szczodrzej niż mogła sobie wymarzyć: śluby zakonne po dziewięcioletnim przygotowaniu, złożyła bowiem wspólnie z młodszą córką Jadwigą w 1891 r. Nieco wcześniej poznały księży zmartwychwstańców. Pod wpływem jednego z nich ks. Piotra Semenenki, który stał się spowiednikiem i kierownikiem duchowym Celiny, postanowiły zorganizować żeńskie Zgroma­dzenie Sióstr Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Nie było to łatwe zadanie. Przed Celiną i jej córką Jadwigą od samego początku piętrzyły się trudności, znieść musiały też wiele rozmaitych upokorzeń. Trwało to wiele lat. W końcu jednak w styczniu 1891 r.w roku złożenia ślubów wieczystych przez matkę i córkę,  instytut otrzymał kościelną aprobatę. Celina wraz z Jadwigą i pozostałymi siostrami mogły wreszcie bez przeszkód zająć się prowadzeniem szkół, przedszkoli i internatów. Pierwsza placówka sióstr zmartwychwstanek powstała w Kętach w 1891 r.. Początki nie były łatwe. Siostry zaczynały praktycznie od zera. Najpierw w bardzo skromnych warunkach lokalowych założyły szkołę dla dziewcząt i nowicjat. Nieraz musiały zmierzyć się z prawdziwą biedą. Lecz Celina nie byłaby sobą, gdyby nie doprowadziła do końca tego, co rozpoczęła. Już po 4 latach w Kętach stanął klasztor, a ona sama zaprojektowała jego kaplicę, w której umieszczono obraz Matki Bożej Ostrobramskiej. Wkrótce siostrom udało się postawić także szkołę i ochronkę dla dzieci, gdzie podjęły pracę  Zaczęły tez powstawać kolejne placówki, m.in. w Częstochowie i Warszawie, a później także w kilkudziesięciu innych miejscach Polski oraz w wielu krajach świata, m. in. w Anglii, Australii, Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie, w Tanzanii czy na Białorusi. Na wszystkich swoich placówkach Siostry Zmartwychwstanki pełniły posługę jako nauczycielki, wychowawczynie, katechetki, zakrystianki, organistki, pielęgniarki. Służyły także jako  animatorki Ruchu oazowego. Matka Celina starała się pogodzić swoją funkcję Matki Załozycielki z rolą babci, do końca utrzymując bardzo ciepłe stosunki z piątką swoich wnucząt. Zmarła 26 października 1913 r. – siedem lat po swej córce Jadwidze, która poprzedziła ją w drodze do Pana, umierając niespodziewanie w 1906 r.

Starania o beatyfikacje Matki Celiny Borzęckiej trwały od 1944 r. Dekret o heroiczności cnót podpisał Papież Jan Paweł II w 1982 r. Nabrały one jednak szczególnego przyspieszenia w 2002 r., kiedy uznano cud, który wydarzył się za jej przyczyną. Za wstawiennictwem matki Celiny, w niewyjaśniony sposób odzyskał bowiem zdrowie Andrzej Mecherzyński-Wiktor ciężko ranny w wypadku. Co ciekawe okazał się on potomkiem Celiny Borzęckiej w piątym pokoleniu. Ta niezwykła kobieta nawet po śmierci pozostała wierna wszystkim swoim powołaniom, wspierając założone przez siebie Zgromadzenie, ale także swoją rodzinę. 27 października 2007 roku w rzymskiej Bazylice św. Jana na Lateranie Ojciec Święty Benedykt XVI matka ogłosił Celinę Borzęcką błogosławioną. Następnego dnia, podczas modlitwy na „Anioł Pański” papież powiedział m.in.: Oprócz męczeństwa krwi istnieje nie mniej znaczące „męczeństwo bezkrwawe" – jak w życiu Celiny Chludzińskiej-Borzęckiej, żony, matki rodziny, wdowy i zakonnicy, która wczoraj została beatyfikowana w Rzymie: to jest milczące, lecz heroiczne świadectwo wielu chrześcijan, którzy bezkompromisowo żyją Ewangelią, wypełniając swe obowiązki i hojnie służąc ubogim. To męczeństwo w codziennym życiu stanowi świadectwo jak nigdy dotąd istotne w sekularyzowanym społeczeństwie naszych czasów. Jest to pokojowy bój o miłość, który każdy chrześcijanin powinien niestrudzenie toczyć. To bieg, by szerzyć Ewangelię, angażujący się aż do śmierci”.

Szkoda, że ciągle tak rzadko mówimy o Błogosławionej, którą Bóg prowadził do świętości przez tak wiele różnych kolei życia, które zawierają się w słowach: żona, matka, wdowa,babcia, siostra zakonna. Pamiętajmy, na co zwrócił już uwagę papież Benedykt XVI, że ta mężna kobieta „swoim przykładem uczy nas, że każde powołanie służy uświęceniu i apostolstwu”... Także powołanie do cierpienia, które często zamyka człowieka w czterech ścianach swojego domu, lecz otwiera go na potrzeby Kościoła powszechnego.

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Najnowsze, Orędownicy dnia

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 27.11.2024