Wrócić do Miłości
Poznawanie Jezusa jest związane – używając języka psychologicznego – z wchodzeniem w kryzys nawrócenia i z wychodzeniem z niego. Nawrócenie wprowadza w coraz głębsze stopnie zażyłości z Jezusem i coraz głębsze relacje z bliźnimi.
2014-04-06
Podejmijmy dzisiaj temat naszego nawrócenia. Jest ono związane z poznaniem Jezusa, Jego Miłości, z decyzją pójścia za Nim. Nie ma nawrócenia bez Jezusa! On jest Źródłem naszego życia. Bez Niego, bez Jego miłości jestem nikim. Jeżeli nie ma Go w naszym sercu, nasze życie jest puste, jest jak zwietrzała sól. Co z nią zrobić? Chyba tylko wyrzucić …– tak mówił Jezus. Możemy wiele robić dla innych, dla Jezusa; do bólu poświęcać się. Jeśli jednak Jego Osoba nie będzie u podstaw tych działań, będą one szukaniem siebie. Warto nieraz zrobić – znając swoje ograniczone możliwości – coś małego, ale z Jezusem, niż angażować się w wielkie przedsięwzięcia filantropijne bez Niego. Bez Jezusa nie potrafimy kochać, wybaczając, przyjmując bliźniego takim, jaki jest.
To On poszerza nasze serce, uzdrawia zranione miejsca i podnosi do Ojca. Jego miłość nie jest interesowna. Często w życiu musimy zarabiać na miłość człowieka: na jego pochwały, docenienie, przyjęcie. „Muszę się odpowiednio ubrać, uśmiechać, zachowywać, aby być przyjętym/ przyjętą w pracy, przez męża, przez żonę, przez mamę, tatę. Później zaś muszę walczyć o swoją pozycję”. Żebranie o miłość jest obecne w rodzinie, w miejscu pracy, wobec bliskich, wobec pracodawców. Miłość ludzka jest interesowna. „Jeśli ty mi zrobisz «to», to ja zrobię tobie «tamto»”. Coś za coś. Miłość Jezusa nie jest taka.
Spójrzmy na Niego i na Jego relację do Marii, Marty i Łazarza – bohaterów dzisiejszej Ewangelii. Jezus wczuwa się w sytuację sióstr i Sam się wzrusza. Widząc moje zagubienie i bezradność również płacze. Zapytajmy się, co jest dzisiaj moim zagubieniem i bezradnością? Nazwijmy je po imieniu. Gdy poznajemy sercem miłość Jezusa, ona powoli zaczyna rozbrajać nas, uwalnia prawdę o nas samych i ostatecznie czyni zdolnymi do głębszej miłości. Warunkiem jest poznanie prawdy.
Najpierw Jezus przekonuje nas o swojej bezinteresownej miłości. Dalej Słowem Swoim wydobywa to, co jest w naszych sercach brudne, co powoduje w nich pęknięcie. Na zewnątrz uaktywnia się to w postaci smutku, niezadowolenia z siebie, narzekania, skoncentrowania na sobie. Wydobywa nasz grzech – największe nieszczęście, które może nas spotkać. Działanie Jego Słowa można porównać do wiosennego deszczu spulchniającego ziemię, z której wychodzą różne plugastwa. Deszcz ten jednak jest życiodajny. Istnieje pewne pojęcie w języku łacińskim – edu-care, po polsku edukować – które oznacza wydobywać na zewnątrz to, kim jestem, aby stawać się lepszym; oznacza poznawanie prawdy o swoim sercu. Jezus właśnie w taki sposób nas edukuje, formuje – wydobywa na powierzchnię to, co jest dobre, ale i to co głęboko zepchnęliśmy do lochów naszego serca i chcielibyśmy o tym zapomnieć.
Jednak to, co jest lochem naszego serca z czasem staje się dla nas i dla naszych bliźnich grobem. Jest nim grzech, który jak obce ciało, powoduje ropienie serca, uaktywniające się na zewnątrz. Jezus jednak widząc, iż odsłaniamy przed Nim chore miejsca skalpelem Słowa wycina je, a następnie balsamem Miłości leczy pozostające po ranie miejsce. Często grzech zakorzenia się głęboko. Im dłużej trwaliśmy w grzechu, lekceważyliśmy go, tym skalpel musi ciąć głębiej. Mówiliśmy: „przecież inni tak samo postępują, nawet w Kościele tyle jest grzechu – dlatego mój grzech jest usprawiedliwiony”. Wówczas cięcie skalpelem Bożego Słowa bardziej boli. Jednak działanie „chirurgiczne” Jezusa jest konieczne, aby wyciąć obce ciało i odkryć najgłębszą warstwę w sercu, w której obecna jest Jego Miłość. Jezus tym działaniem nie chce nam odebrać wolności. Nieraz mamy takie wrażenie. Wręcz odwrotnie pragnie przywrócić wolność wewnętrzną, pragnie ją pogłębić.
Odsłonięcie chorującego przez grzech miejsca w sercu dokonuje się poprzez miłość. Każde działanie Jezusa w naszym życiu jest miłością, i wtedy gdy oczyszcza, i gdy podnosi do Ojca. Jego miłość jest zawsze całkowicie bezinteresowna, pełna. Aż po krzyż. Aż po szczyt miłości, jakim jest miłosierdzie. Jezus nigdy nas nie zawiedzie. Diabeł będzie nieraz przychodził i szeptał w sercu: „Jezus – widząc twoje życie, twoje grzechy, złe postępowanie – już ciebie nie miłuje; jesteś skazany na siebie, musisz sobie sam radzić w życiu”. Jest to szatańska pokusa, którą trzeba jak najszybciej odrzucić.
Święci przechodzili przez taką drogę poznania Jezusa. Nieraz mamy wyidealizowany obraz ich życia, wysterylizowany z upadków, ze zmagań duchowych, z nieustannych powrotów do Jezusa. Poznawanie Jezusa jest związane – używając języka psychologicznego – z wchodzeniem w kryzys nawrócenia i z wychodzeniem z niego. Nawrócenie wprowadza w coraz głębsze stopnie zażyłości z Jezusem i coraz głębsze relacje z bliźnimi. Oczyszcza i oświeca. Leczy duchowo, czyli: rozbija i scala. Ostatecznie coraz bardziej integruje człowieka. Zawsze z Jezusem, nigdy bez Niego.
Kluczem do nawrócenia, czyli zmiany naszego myślenia, jest więc przemiana serca, jest jego otwarcie na Słowo. „Serce” w języku biblijnym to nie tylko sfera uczuć, ale wewnętrzna przestrzeń, w której dokonują się nasze wybory, decyzje, gdzie rodzą się pragnienia. Zarówno te złe – wszelkie plugastwa, o których Jezus mówił – nieczystość, obżarstwo, kłótnie, niezgody, zazdrość. I te dobre – w sercu dokonuje się nasze spotkanie z Nim, pójście za Jezusem; w nim odkrywamy, jak bardzo On nas umiłował i w nim podejmujemy decyzję zmiany postępowania.
Gdy odkrywamy nasz grzech, powracajmy do miłującego nas spojrzenia Jezusa. Bóg dokonuje wówczas cudów i przeprowadza „duchową transplantację serca”, wydobywa nas – używając słów proroka Ezechiela – „z grobów … i udziela swojego ducha po to, abyśmy ożyli”.
Pewien mnich żyjący w pierwszych wiekach chrześcijańskich, Ewagriusz z Pontu nauczał: „Jeśli Mojżesz nie mógł zbliżyć się do płonącego na ziemi krzewu, dopóki nie zdjął z nóg sandałów, dlaczego ty nie miałbyś najpierw uwolnić się od wszelkiej namiętnej złej myśli, aby móc zbliżyć się do Tego, który istnieje ponad wszelką myślą i zmysłami? Módl się przede wszystkim o dar łez tak, byś skruchą pokonał zatwardziałość serca. Później wyznaj Panu twoje nieprawości, a otrzymasz od Niego odpuszczenie grzechów. Módl się ze łzami w oczach, a prośba twa będzie wysłuchana. Nic tak nie raduje Pana, jak błaganie zanoszone pośród łez”.
Pójdźmy do spowiedzi świętej i wyznajmy swoje grzechy. Pójdźmy – jak to pisała św. Faustyna Kowalska – do tego trybunału Miłosierdzia. Ucałujmy Najświętsze Rany Jezusa, dziękując Mu, iż Jego Najdroższa Krew obmywa nasze chore serca, lecząc je miłością.