Przemienić swoje serce
Tym, co najbardziej zniekształca pierwotne piękno człowieka i jego serce jest grzech. Jedna kropla trucizny grzechu prowadzi do infekcji i zatruwa cały krwiobieg duchowy naszego życia i deformuje człowieka. Modlitwa jest przeciwną drogą do działania zła – przemienia człowieka od zniekształcenia duchowego do przebóstwienia
2015-03-01
Hmilia wygłoszona w II Niedzielę Wielkiego Postu, w bazylice Św. Krzyża w Warszawie
Rdz 22,1-2.9-13.15-18; Ps 116; Rz 8, 31b-34; Mk 9,2-10
Jesteśmy stworzeni na Boży obraz i podobieństwo. To piękna prawda, którą Bóg objawił człowiekowi w Raju. W codzienności nieraz trudno nam odkryć ten Boży obraz w sobie i w bliźnim. Zamiast go nosić w sercu, doświadczamy wiele bólu na duszy i na ciele. Stres, utrata pracy, nieustanny pośpiech, niemoc choroby, doznane i wyrządzone krzywdy rodzą głęboki niepokój, smutek i samotność – przeciwieństwa owoców działania Boga. Ponad milion Polaków cierpi na depresję. Wewnętrzny ból utrudnia budowanie relacji. Mieszkamy razem, a jakby obok siebie. A to relacje, zwłaszcza z najbliższymi, nadają sens naszemu życiu. Jak przywrócić pierwotny obraz Boży w naszym życiu? Jak go odkryć?
W środę zakończyłem rekolekcje w jednej z parafii w Rudzie Śląskiej. W niej, jak w kilku innych parafiach tego miasta, zrodziła się inicjatywa duszpasterska pomocy dla najbiedniejszych parafian, nazwana w Archidiecezji Katowickiej „światłem z familoków”. Familoki (od „familia” – rodzina) to dawne osady robotnicze, w których rozwijało się niegdyś życie wspólnotowe, rodzinne; obecnie zamieszkałe w dużej mierze przez osoby bezrobotne i ich rodziny. Konsekwencją dzisiejszego stanu rzeczy jest wielkie ubóstwo zarówno materialne i duchowe rodzące wiele cierpienia. Księża – nie tylko z okazji wizyt kolędowych – chodzą do rodzin tam mieszkających (oczywiście tych, które tego chcą), by wspólnie się pochylić nad Słowem Bożym oraz udzielić doraźnej pomocy; organizują także wyjazdy dla dzieci. Idąc w ślady Misjonarek Miłości, pomagają odzyskać utraconą godność dziecka Bożego. Małe ziarno zaczynu Królestwa Bożego wzrasta powoli w ukryciu, z dala od medialnych fleszy; kiełkuje, dojrzewa i owocuje – przystąpieniem osób z problemem alkoholowym do sakramentu pokuty oraz pojednaniem się ich z rodziną.
Dla wielu ludzi reakcją na cierpienie swoje lub bliźnich jest bunt i odrzucenie Boga; inni otwierają się na Niego i starają pomóc cierpiącemu, podobnie jak w przypadku księży zapalających w familokach światło nadziei. Bez Jezusa cierpienie jest dogłębnie niszczące, rodzi ciemność w duszy. Kontemplując swój ból lub ból bliźniego, człowiek zamyka się w sobie i na innych. Współczesny filozof, Włodzimierz Jankielewicz, którego rodzice zostali zamordowani w obozie koncentracyjnym, mówił: „przebaczenie umarło w obozie koncentracyjnym”. Bez Jezusa takie przebaczenie jest niemożliwe.
Nieraz jestem świadkiem prostoty i głębi wiary dorastających dzieci niepełnosprawnych z ośrodków w Mikołowie i w Rudzie Śląskiej. Swoją postawą wskazują, iż prawdziwa niepełnosprawność nie tkwi w ludzkim ciele. Faktyczna niepełnosprawność to niepełnosprawność serca. Dzieci reagując sercem mają głębokie przeczucie Boga. Gdy w jednym z hospicjów w Krakowie zmarło przed świętami dziecko, jego trzyletni braciszek przyniósł mu zabawkę, drugi zaś, ośmiolatek kartkę z własnoręcznie wypisanymi słowami: „Wesołych świąt w niebie”. Sługa Boża Matka Elżbieta Róża Czacka, założycielka Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach mówiła, iż trzeba pomagać nie tylko niewidomym na ciele, ale także tym na duszy. Znacznie boleśniejsza jest duchowa ślepota. Wielu niewidomych widzi znacznie więcej, głębiej, niż niejeden widzący. Mając rozwinięte duchowe zmysły widzą sercem.
Siostry i bracia
Aby być pełnosprawnym i widzącym duchowo, by powrócić do pierwotnego obrazu stworzenia, potrzebujemy przemiany serca. Do niej jesteśmy zaproszeni przez dzisiejsze Słowo Boże. Wraz z Piotrem, Jakubem i Janem towarzyszymy Przemienionemu Jezusowi. Przemienienie z języka łacińskiego trans-figuratio oznacza zmianę kształtu, postaci, a także zmianę oblicza. Jezus ukazuje nam piękno swojego Bóstwa. Wprowadza nas tym samym w tajemnicę swojego i naszego przyszłego zmartwychwstania. Z oczu apostołów na chwilę opadły łuski, poznali prawdziwego Pana, poznali siebie i poznali rzeczywisty świat. Dogłębnie przeżyte spotkanie z Panem rodzi podobne owoce. Kontemplacja Przemienienia Jezusa, wpatrywanie się w Jego Najświętsze Oblicze, prowadzi do przemiany naszego serca, do metanoi.
Tym co najbardziej zniekształca pierwotne piękno człowieka i jego serce jest grzech. Jedna kropla trucizny grzechu prowadzi do infekcji i zatruwa cały krwiobieg duchowy naszego życia i deformuje człowieka. Modlitwa jest przeciwną drogą do działania zła – przemienia człowieka od zniekształcenia duchowego do przebóstwienia. Nasze serce gdy trwa w obecności Jezusa eucharystycznego przechodzi prawdziwą chrystoterapię. Ona ma swoje etapy: wpierw miłującą obecnością Jezus ukazuje nam prawdę o nas samych, oczyszcza nas dogłębnie swoim Słowem, następnie zabliźnia rany naszego serca, opatruje je, tym samym przywraca na powrót piękno i podobieństwo do Stwórcy, równocześnie prowadząc ku bliźniemu. Działanie Jezusa zobrazował św. Augustyn porównując je do pracy piekarza. Boski Piekarz bierze nas w swoje dłonie i pragnie wyrobić nas na dobry chleb. Czyni to wkładając zaczyn Bożego Słowa do miary mąki naszego istnienia. Następnie wyrabia jak ciasto (to wymaga odpowiedniego czasu), przemienia swoim Słowem oraz „chlebem żywym, który zstąpił z Nieba” (J 6, 51). Adorując Jezusa Eucharystycznego módlmy się: „Chlebie najcichszy ukryj mnie w Twojej bieli, wchłoń moją ciemność. Przemień mnie w siebie, bym jak Ty stał się chlebem. Pobłogosław mnie, połam, rozdaj łaknącym braciom”.
Jak nad Jordanem przy chrzcie, tak na Taborze uczniowie usłyszeli słowa: „To jest mój Syn umiłowany.” Każdy wyraz z tego zdania jest istotny, ale jeden – wydaje mi się – szczególnie: zaimek „mój”. Jezus znał swoją godność, wiedział, kim jest. Stale trwał w głębokiej więzi z Ojcem, wiedział, że Bóg jest Jego Ojcem, a On jest Jego Synem. Nad każdym z nas, umiłowanym dzieckiem Boga i przybranym bratem lub przybraną siostrą Jezusa, Bóg stale wypowiada dokładnie takie same słowa. Przeżycie tej prawdy zawartej w Słowie Bożym i stałe jej odkrywanie ma dalekosiężne konsekwencje: przywraca utraconą godność, pozwala przetrwać niejedną próbę oraz prowadzi do pewności, iż pełniąc Jego wolę, On jest zawsze ze mną, więcej, w godzinie próby pozwala jeszcze bardziej przylgnąć do Siebie.
Córka Anny i Bogusława choruje na bardzo rzadką chorobę genetyczną, zespół cri du chat powodującą głębokie upośledzenie. Wymaga 24-godzinnej opieki. Trzeba ją karmić i miksować jej wszystko, ponieważ nie potrafi gryźć pokarmu. Karolina nie mówi, nie pokazuje żadnych gestów. Gdy się urodziła, rodzice przyjęli ją z wielką miłością. Anna, matka Karoliny ma zaś chorobę, która powoduje stan zapalny mięśni; w dalszym rozwoju choroba prowadzi do ich zaniku; również móżdżek człowieka chorego na heredoataksję jest atakowany. Małżonkowie dają świadectwo, iż to właśnie Karolina scaliła ich małżeństwo. Trudny stan zdrowotny matki i córki nie poprowadził ich do zamknięcia się na Boga, chociaż musieli stoczyć niejedną walkę duchową; wręcz odwrotnie stał się przyczyną głębszego związania się z Nim. Wartość codziennej modlitwy Słowem Bożym odkryli w Domowym Kościele. Sami będąc głęboko doświadczeni, stają się światłem dla innych – dla tych, którym trudno odkryć obecność Boga w życiu, jak i dla tych którzy z trudem przeżywają swoją chorobę. Nie użalając się nad sobą i nie koncentrując się na swoich problemach, pomagają innym duchowo. Chociaż ich ciało jest zniekształcone przez chorobę, ich serca przemienione obecnością Boga są piękne. Tak realizują swoje apostolstwo chorych…
Siostry i bracia
I nas Jezus zaprasza, abyśmy w godzinie próby wytrwali przy Nim. Godziną tą jest niewątpliwie cierpienie, związane z ubóstwem materialnym i moralnym, jak w przypadku wspominanych mieszkańców familoków, czy te dotyczące choroby lub niepełnosprawności, jak w życiu Karoliny i jej rodziców oraz mieszkańców ośrodków. Niewymownym cierpieniem dla Abrahama było wezwanie do złożenia w ofierze swojego pierworodnego syna. Próby wiary, przed którymi stawia nas Bóg, są nieraz trudne. Jednak w każdym doświadczeniu On jest z nami i Jego miłująca obecność. „Jeżeli Bóg jest z nami, któż przeciwko nam?” – przekonuje św. Paweł w drugim czytaniu.
Siostry i bracia
Jezus zanim wszedł na Golgotę, by doświadczyć największej ciemności i samotności trwał w ramionach swojego Ojca na Taborze. Wiedział, iż zbawienie dokona się przez cierpienie, i że ta droga jest także drogą Jego uczniów. Uzdrawiając nasze serca i przemieniając ból obecny w nich w drogocenną perłę, umacnia nas na tej drodze. Daje upragniony pokój i radość, a odbiera smutek i samotność. Strzeżmy Jego obecności jako najcenniejszego skarbu, jak twierdzy wewnętrznej; wskazywała na to św. Teresa z Avila. W mądrości serca pójdźmy także fizycznie, jeśli na to wystarczą siły, czy też duchowo do tych, którym jest gorzej od nas, by niewidomemu być oczami, a chromemu służyć za nogi (por. Orędzie na XXIII Światowy Dzień Chorego). Amen.