Jestem prochem
Oto dzień, który rozwiewa moje mity o własnej wartości, własnej nieomylności, własnej mądrości, własnej dobroci i wierze… Bo tak naprawdę liczy się tylko moja małość i moje zgięte pod Krzyżem Jezusa kolana.
2017-03-01
Kiedy byłam jeszcze bardzo młoda Środa Popielcowa była jednym z nielicznych dni w życiu liturgicznym Kościoła, którego szczerze nie lubiłam. Wszystko się we mnie buntowało, kiedy wraz z innymi zbliżałam się do prezbiterium, aby chwile później wrócić na swoje miejsce z małym, czarnym „piętnem” na czole. Bałam się, że wszyscy na mnie patrzą, że wyglądam głupio i śmiesznie. Myślałam tylko o tym, czy znak uczyniony palcem kapłana nie jest zbyt wyraźny i pragnęłam jak najszybciej się go pozbyć. Czułam się napiętnowana i wstydziłam się tego. Ale wstydziłam się również tego mojego wstydu…
Dzisiaj już wiem, że nie było w tym niczego złego. Rozumiem, że tak właśnie być powinno; musiałam poczuć się napiętnowana, upokorzona i mała… takie „nic”, akurat tak, jak ten proch, który palił mi czoło. Tak właśnie powinna się czuć!
Bo czymże ja jestem? Czyż nie żyję tylko dlatego i tylko tak długo, jak zechce tego mój Bóg i Stwórca? I na nic – co posiadam, co zdobyłam, co osiągnęłam – tak naprawdę niczym sobie nie zasłużyłam. Jestem wiecznym żebrakiem, który nawet nie nauczył się dziękować jak należy. Nic z sobą nie przyniosłam i niczego z sobą nie zabiorę. W gruncie rzeczy może właśnie to „nic”, to poczucie własnej małości i bezużyteczności – jest tak naprawdę moją jedyną własnością i wartością?
Środa Popielcowa to właśnie ten zbawienny dzień, który mi o tym przypomina, który uczy mnie pokory i kruszy moją pychę. To dzień, który rozwiewa moje mity o własnej wartości, własnej nieomylności, własnej mądrości, własnej dobroci i własnej wierze…
Bo tak naprawdę liczy się tylko moja małość i moje zgięte pod Krzyżem Jezusa kolana.