Świadczyć o Chrystusie w godzinie próby
Cierpienie jest obecne w życiu współczesnych chrześcijan w dwóch wymiarach – jako konsekwencja prześladowania za wiarę oraz dotyka nas – myślę, że wszystkich ludzi – gdy przychodzi choroba.
2016-11-13
Kazanie wygłoszone w par. Wniebowzięcia NMP w Paryżu, 13 listopada 2016
Ml 3,19-20a; Ps 98,5-9; 2 Tes 3,7-12; Łk 21,28; Łk 21,5-19
Siostry i bracia
Proponuję dzisiejszą medytację nad Słowem Bożym poświęcić tematowi cierpienia. Listopadowy czas wypełniony głębszą, niż kiedy indziej, zadumą, nastraja nas do takiej refleksji. Cierpienie jest obecne w życiu współczesnych chrześcijan w dwóch wymiarach – jako konsekwencja prześladowania za wiarę oraz dotyka nas także – myślę, że wszystkich ludzi – gdy przychodzi choroba. Te dwa wymiary cierpienia niejako dzielę nasze rozważania na dwie części.
Prześladowania w życiu chrześcijan prowadziły bądź do… zaparcia się wiary, lub też stawały się sposobnością do złożenia świadectwa o Chrystusie. Z języka greckiego „martyr” to świadek i męczennik. Pobliskie Montmartre, na której stoi bazylika Sacré Coeur oraz stary romański kościółek z początków chrześcijaństwa na tych ziemiach, to zarówno Góra Męczenników, jak i Góra Świadków. Na tym wzniesieniu – przypomnijmy – wg Tradycji zginął św. Dionizy, pierwszy biskup Paryża. Prześladowania chrześcijan były obecne w pierwszych wiekach, w czasach św. Dionizego, są obecne również i dzisiaj.
Przez dwa miesiące pracowałem w parafii w Gournay en Bray w Normandii, 50 km od kościoła, gdzie niedawno zamordowano francuskiego księdza. Inny francuski kapłan, o. Daniel Ange, założyciel wspólnoty Jeneusse Lumière, jeden z ważnych obecnie autorytetów w Kościele, mówi o dwóch współczesnych formach prześladowania chrześcijan. Z jednej strony dokonują się one przez niektórych wyznawców islamu, z drugiej przez ideologię liberalizmu etycznego, gorszą – wg niego – od komunizmu. Prześladowania były zapowiedziane przez Chrystusa. Nie krył tego. „Z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich” – przepowiadał. Więcej, prześladowania potwierdzają słuszność drogi Chrystusa i Jego nauki. Sam przypłacił to życiem.
Ewangeliczne proroctwa o prześladowaniach wplecione są w mowach Jezusa w inne wydarzenie – w zapowiedź Dnia Ostatecznego. Dzień ten będzie kresem Miłosierdzia Boga i Dniem sprawiedliwego Sądu. Przypomina o tym prorok Malachiasz, w ostatnich zdaniach Starego Testamentu: „Oto nadchodzi dzień palący jak piec, a wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę będą słomą, więc spali ich nadchodzący dzień [sądu]”. Czy prześladowania chrześcijan są bezpośrednią zapowiedzią Dnia Sądu? Trudno powiedzieć. Nie to jednak jest najistotniejsze. Jezus zapowiada te wydarzenia w czasie pokoju, gdy Żydzi upatrywali wielkość swojej religii w potędze i pięknie świątyni. [W 70 r. po Chr., czyli w niespełna 40 lat po tym proroctwie, świątynia jerozolimska została zniszczona przez Rzymian].
Nie do końca istotna jest chronologia zapowiadanych wydarzeń. Jezusowi chodzi o postawę Jego uczniów w czasie prześladowań – nawołuje, by się Go nie wyparli, by Mu do końca zaufali. „Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa” – mówi.
Świadectwem są uczynki miłosierdzia, które Jezus wylicza, przywołując opis Sądu; m.in. mówi „bo byłem chory a odwiedziliście Mnie”. Tradycja Kościoła rozwinęła myśl Jezusa o uczynkach miłosierdzia, ucząc zasady ordo caritatis (porządku miłości), według której mamy zadbać najpierw o potrzeby tych, którzy są najbliżej naszego serca, czyli współmałżonka, dzieci, rodziców, by później móc służyć innym potrzebującym.
Jezus dodaje odwagi uczniom Chrystusa (czyni to także wobec nas): „nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”. Rozwińmy: „Nie bójcie się świadczyć o Mnie i o mojej Ewangelii. Przeciwstawiajcie się wszelkim formom cywilizacji śmierci. Brońcie rodziny! Chrońcie wszystkie poczęte dzieci, także niepełnosprawne”. Jezus nawołuje do niepodległości serca ludzkiego, kierującego się sumieniem. Do bycia człowiekiem sumienia potrafiącym odrzucić zło i pójść za dobrem.
Prześladowania to cierpienia. Nikt ich nie chce. Także Bóg. Jezus dopóki potrafił, unikał ich. Większość z nas prawdopodobnie – dzięki Bogu – nie doświadczyło ich, w sensie przelewu krwi, choć może nieraz „oberwaliśmy” za swoje przekonania religijne. Wielu z nas przeżywa jednak inne cierpienia – fizyczne, cielesne: chorobę. Może nieraz nieuleczalną. Nowotwór. Co wówczas? Podobnie jak w przypadku prześladowania za wiarę, cierpiąc fizycznie, możemy złożyć świadectwo. Trzeba to jednak dobrze zrozumieć. Zastanówmy się, jak.
Proponując Wam Apostolstwo Chorych, czyli duchowość ofiarowanego cierpienia w zjednoczeniu z Chrystusem w intencji Kościoła, najpierw chcę Was zachęcić do wykorzystania wszelkich form szukania uzdrowienia. Współcześnie medycyna pomaga choremu człowiekowi na wiele sposobów – to zwyczajne drogi uzdrowienia. Sanktuarium w Lourdes jest świadkiem licznych uzdrowień będących świadectwem działania nadzwyczajnego Boga, przy obecnej wiedzy medycyny niewytłumaczalnych. Uczestnicząc w zeszłym tygodniu w rekolekcjach dla kapelanów szpitalnych na Jasnej Górze, słuchałem kilku świadectw działania nadzwyczajnego Chrystusa uzdrawiającego przez sakrament namaszczenia chorych.
Jednak nie wszyscy powracają do zdrowia. Uzdrowienie, zresztą podobnie jak i cierpienie, zwłaszcza chorych dzieci, jest tajemnicą. Jezus uzdrowił spośród wielkiego tłumu chorych, chromych i sparaliżowanych leżących przed Sadzawką Betesda, jedynie jednego – chorego od 38 lat. Dlaczego jego, a nie innych? To również jest tajemnicą. Hospicja, szpitale, domy pomocy społecznej, również nasze domy, są świadkami nieraz wielkiego cierpienia ludzi. Medycyna potrafi coraz częściej opanować ból fizyczny, pozostaje jednak ból duszy. Co wówczas? – kolejne pytania... Niektórzy chcą w imię źle pojętego miłosierdzia, w nieodpowiedni sposób skrócić cierpienie człowieka. Jak wiemy, w świetle Prawa Bożego, jest to wykroczenie przeciw piątemu przykazaniu. Stosujący eutanazję nie widzą wartości człowieka cierpiącego. Dla Boga, każdy człowiek, również cierpiący, więcej, szczególnie ten, który najbardziej cierpi, ma wielką wartość. Jezus utożsamia się z nimi.
Dzięki Jezusowi, jednoczeniu się z Nim, cierpiący może stać się szczególnym świadkiem Chrystusa. Potrzeba jednak wiary… Tłumaczyła to przed laty św. Matka Teresa z Kalkuty pewnej belgijskiej pielęgniarce, która pragnęła wstąpić do Misjonarek Miłości. Z racji choroby nie mogła tego uczynić. Mówiła jej: „Miłość wymaga ofiary. Ale jeśli będziemy kochali aż do bólu, Bóg udzieli nam swego pokoju i radości. (…). Cierpienie samo w sobie jest niczym; ale cierpienie przeżywane wspólnie z Męką Chrystusa jest cudownym darem. Dlatego zapraszam Ciebie i każdego, ktokolwiek chce zostać Misjonarzem Miłości – tym, kto niesie miłość Boga. Szczególnie chcę, żeby przyłączyły się osoby sparaliżowane, niepełnosprawne, nieuleczalnie chore, bo wiem, że to one sprowadzą do stóp Jezusa wiele dusz!”. To nie tylko święci wyniesieni na ołtarze mieli przeczucie wartości ofiarowanego cierpienia, łączonego z Chrystusem. To również żyjący pośród nas.
Od kilku lat mam łaskę towarzyszenia w Polsce trzydziestokilkuletniej Gabrysi chorej na zespół Devika. Choroba ta powoduje zanik nerwu wzrokowego, czego konsekwencją jest coraz bardziej postępujący paraliż ciała wyniszczający je. Raz na miesiąc Gabrysia jest na oddziale reumatologicznym; obecnie przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej. Nigdy nie usłyszałem z jej ust słów narzekania na stan zdrowia, wręcz odwrotnie: pogodą ducha, nieraz także i humorem przyciąga do siebie wielu ludzi. Niedawno odprawiłem w jej domu mszę świętą. Zgromadziło się wokół niej ponad trzydzieści osób. Ona ofiaruje cierpienia w wielu intencjach, które jej podsyłam, teraz za Waszą parafię.
Cierpienie fizyczne, podobnie jak prześladowanie, niekoniecznie staje się okazją do złożenia świadectwa w wierze, może być także powodem do buntu w pewnym sensie usprawiedliwionego; może być także powodem niestety odejścia od Boga. Potrzebna jest nasza wiara, abyśmy zawsze byli przygotowani na tak trudne wydarzenia w naszym życiu. Potrzebna jest stała wiara w miłującą obecność Boga. Konieczne są modlitwa, słuchanie i życie Słowem Bożym na co dzień. Jezus w ostatnim zdaniu dzisiejszej Ewangelii wzywa do wytrwałości.
Eucharystia jest tym czasem, podczas którego uczymy się ofiarowania Jezusowi wszystkiego w naszym życiu, wszystkich chwil, i tych przyjemnych, i tych naznaczonych trudnym doświadczeniem. Ufni w stałą obecność Boga, wierząc słowom Matki Teresy, iż „miłość wymaga [nieraz] ofiary”, prosimy Go, by pomógł nam w trosce nie tylko o nasze zbawienie, lecz także i innych. To droga Apostolstwa Chorych, czyli świadczenia o Chrystusie w pogodzie ducha przez przyjęcie cierpienia i ofiarowanie go w intencji Kościoła. Tak czyniła św. Faustyna w Polsce, tak czyniła we Francji św. Teresa od Dzieciątka Jezus, czy sługa Boża Marta Robin. Zewnętrznym wymiarem przynależności do Apostolstwa Chorych jest zapisanie się do naszej wspólnoty, otrzymanie krzyżyka z wygrawerowanymi słowami św. Pawła „z Chrystusem jestem przybity do krzyża” oraz prenumerata miesięcznika „Apostolstwo Chorych”. Amen.