Walka z pokusami
Czas Wielkiego Postu jest drogą powrotu do sprawności duchowej – jest „duchową rehabilitacją serca”.
2017-03-05
Dzisiejsza Liturgia Słowa, zachęca nas do wejścia na drogę pracy nad sobą, zmagania się ze swoimi wadami i grzechami – na drogę nawrócenia. „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” – te słowa usłyszeliśmy w Środę Popielcową podczas obrzędu posypania głów popiołem. 100 lat temu Łucja, Franciszek i Hiacynta usłyszeli z ust Maryi w Fatimie podobne wezwanie: do pokuty i nawrócenia, by ratować grzeszników. Jak przypominali ostatni papieże: „łudziłby się ten, kto by sądził, iż prorocka misji Fatimy została zakończona”.
W centrum drogi nawrócenia stoi nie tylko nasz ludzki wysiłek, co przede wszystkim Osoba Jezusa. To On nas prowadzi! Na–wrócenie, to od–wrócenie się od zła i z–wrócenie się ku Chrystusowi.
Spójrzmy na dzisiejsze Słowo Boże. Zarówno pierwsze czytanie, z Księgi Rodzaju, jak i Ewangelia, przywołują rzeczywistość pokusy. Z czym kojarzymy to słowo? Zwróćmy uwagę, iż „pokusa” przyjmuje współcześnie znaczenie pozytywne. Widzimy restauracje, cukiernie reklamujące się takim określeniem; niektóre bardziej lub mniej atrakcyjne produkty spożywcze noszą jej nazwę. Gdy szukałem w słowniku synonimów tego słowa natrafiłem na określenia: „atrakcja, bohater dnia, gwóźdź programu, niespodzianka, przyjemność, przynęta”. Któż z nas nie chciałby być bohaterem, przeżyć niespodziankę? O danej zaś osobie mówimy, iż jest atrakcyjna. Na ponad 50 określeń synonimicznych w internetowym słowniku znalazłem tylko jedno negatywne: „żądza”. Czyżby „pokusa”, którym to określeniem do tej pory nazywaliśmy działanie złego ducha, szatana, „oszczercy” – jak mówi o nim autor dzisiejszej ewangelii – prowadzące do zła, rozbicia, nienawiści i śmierci, miała być reliktem przeszłości, który trzeba włożyć pomiędzy bajki i baśnie, nie zaś rzeczywistością faktycznie nas dotykającą…?
Pewnego dnia, gdy w szpitalu umierała pięćdziesięciokilkuletnia kobieta, prosiła czuwającego przy niej syna, aby ten modlił się za nią. Mówiła do niego mniej więcej tak: „on tu jest, módl się na głos na Różańcu.” Gdy zakończył modlitwę, powiedziała krótko: „odszedł.” Na kilka dni przed śmiercią kobieta ta przeżywała bolesną walkę duchową. Postępująca choroba nowotworowa osłabiła w niej wolę. Ludzkie siły zawodziły. Pozostał tylko Jezus i Maryja oraz wiara, która oczyszczała się coraz bardziej. Ciało obumierało, dusza stawała się kryształem… Odmawiana przez wspomnianego syna modlitwa do Matki Najświętszej pomogła owej kobiecie przezwyciężyć obecność złego ducha. Umierała ze słowami na ustach: „Panie Jezu powierzam się Tobie, przepraszam Cię, Jezu kocham Cię”.
Działanie złego nie tylko nasila się, gdy odchodzimy z tego świata – jak to nieraz mówią szpitalni kapelani. Nie bez przyczyny także św. Siostra Faustyna mówiła, by odmawiać Koronkę do Bożego Miłosierdzia przy umierających; iż potrzeba wielkiej modlitwy i ofiary cierpienia by ratować grzeszników, czego uczą nas dzieci z Fatimy. Działanie złego jest obecne również pośród zwykłych wydarzeń naszego życia. Pokusy dotykają każdego człowieka.
Przeżywał je również Jezus – na pustyni: kuszony po Chrzcie. Przy rzece Jordan, przypomnijmy, Bóg Ojciec mówił: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. I to z tego doświadczenia miłości i pokoju Boży Duch wyprowadził Jezusa w miejsce i czas próby, pokus – na pustynię. Pustynia była groźna w przeszłości w Ziemi Świętej, jest groźna i dzisiaj. Bóg Ojciec najpierw objawił światu Jezusa jako Syna Bożego, Syna Umiłowanego, następnie wprowadził Go w doświadczenie kruchości człowieczeństwa. W tym drugim doświadczeniu Jezus staje się szczególnie nam bliski.
Przeżywana przez Niego walka z szatańskimi pokusami: władzy, posiadania i pychy nie była celem pobytu na pustyni. Jezus przygotowując się do swojej misji, karmił się Jego słowami: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Właśnie trwaniu w tej jedności chce przeszkodzić diabeł. Chce zerwać tę więź, chce zniweczyć misję Odkupienia. Jezus odrzuca go. Szatan odchodzi – jak czytamy w Ewangelii – do czasu, czyli do agonii w Ogrójcu.
Również w tę samą więź w naszym życiu między nami a Bogiem uderza diabeł. Często niebezpośrednio. Św. Ignacy z Loyoli, wielki mistrz duchowy, stosując analogię do działań wojennych nauczał, iż przeciwnik – diabeł poszukuje najsłabszego miejsca w naszym życiu. I to przez nie pragnie wejść i zawładnąć człowiekiem. Są nimi nie tylko nasze grzechy, które są właściwie już tylko konsekwencją jego działania, ale także wszelkie zranienia duchowe obecne po grzechu, zraniona pamięć, wyobraźnia, wspomnienia, doświadczenie lęku, które zły podsyca w naszym umyśle. Jeśli ktoś wyspowiadał się z nadużywania alkoholu, diabeł będzie go kusił, by ten powrócił do poprzedniego stanu. Jeśli ktoś przebaczył, diabeł będzie kusił, aby dalej chować urazy w sercu. Jeśli ktoś uświadomił sobie, iż poniżał innych w rodzinie, w pracy i podjął pracę wewnętrzną nad tym grzechem, diabeł nadal będzie go kusić, aby szukać kolejnych form swojego dowartościowania. Jeśli ktoś zgrzeszył nieczystością, będzie kuszony nadal w tej sferze.
Zwróćmy uwagę, iż działanie złego wciąż jest to samo; dotyczy pożądliwości oczu, ciała oraz pychy. Na początku zły zaślepia zmysły człowieka i jak powój spowija człowieka. Ten nie wie kiedy to się dzieje. W pierwszym, dzisiejszym czytaniu słyszymy słowa autora Księgi Rodzaju opisującego działanie węża – złego, który zaślepia oczy Ewy, wpływa na jej zmysł wzroku: „niewiasta spostrzegła, że drzewo to [chodzi o zakazane drzewo w Ogrodzie Eden] ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu”. Po owocach: rozbicia wewnętrznego, smutku, niezadowolenia siebie, poznajemy działanie złego. Najgorsze co może się przytrafić człowiekowi, to zagłuszenie wówczas serca… Tych „zagłuszaczy” mamy dzisiaj sporo…
Dlaczego Bóg dopuszcza do pokus? Są one próbami, przez które Bóg stopniowo doskonali naszą wiarę, prowadzi do głębszej miłości. W Modlitwie Pańskiej modlimy się: „i nie wódź nas na pokuszenie” [„nie dopuść abyśmy ulegli pokusie”], gdy przyjdzie czas próby.
Miejscem naszej pustyni jest Wielki Post, codzienne życie (rodzina, praca), są także rekolekcje – to tutaj dokonuje się nasze zmaganie. Szczególnym czasem pustyni jest okres choroby i cierpienia. Surowość warunków panujących na pustyni sprawia, iż człowiek poznaje, ile jest wart. Opadają wszelkie maski. Codzienność pokazuje nam, kim naprawdę jesteśmy. Potrzebna jest stała walka duchowa, nie z kimś, ale ze sobą: ze swoimi nieuporządkowanymi przywiązaniami, z wadami, z grzechami, stale powracającymi w naszym życiu. Potrzeba nieustannej czujności, by być stale z Jezusem, by się regularnie spowiadać (nie od święta do święta, bo nasze życie duchowe wówczas wyjaławia się), by być stale w stanie łaski uświęcającej, by codziennie się modlić, by uczyć tego wszystkiego swoje dzieci. By odrzucać wszystko – jak to mówi św. Paweł – „co ma pozór zła”.
Czas Wielkiego Postu jest drogą powrotu do sprawności duchowej – jest „duchową rehabilitacją serca”. Podobnie jak przy rehabilitacji fizycznej ciała ludzkiego potrzeba wysiłku, tak i przy „duchowej rehabilitacji serca”. Aby osoba niepełnosprawna ruchowo mogła wrócić do normalnego życia, potrzeba nie lada wysiłku. Podobnie, aby przejść rehabilitację duchową trzeba również stoczyć niejedną walkę duchową, walkę ze swoim zniechęceniem.
I odpowiadając na pytanie postawione na początku homilii, czy pokusy są reliktem przeszłości? Odpowiem, iż nie. Jednym z największych zwycięstw złego, jest brak wiary w jego obecność, bądź wyolbrzymianie jego siły. Podejmijmy więc wysiłek duchowy podczas tych rekolekcji: modlitwy, spowiedzi, szukania drogi pojednania. „Ucieknij, zamilknij i odnajduj pokój” – tak uczyli starożytni ojcowie pustyni wzywając do wyjścia na pustynię. „Ucieknijmy” więc w najbliższym czasie od codziennego pośpiechu do kościoła na rekolekcje, „zamilknijmy” w sercu, by na modlitwie osobistej spotkać się z Bogiem, by tym samym odnaleźć utracony przez grzech pokój serca.