Z Jezusem na Taborze
Homilia Krajowego Duszpasterza Apostolstwa Chorych wygłoszona podczas Mszy świętej radiowej transmitowanej z bazyliki św. Krzyża w Warszawie, 12 marca 2017 r.
2017-03-12
II Niedziela Wielkiego Postu
Rdz 12,1-4a; Ps 33,4-5.18-20.22; 2 Tm 1,8b-10; Mt 17,7; Mt 17,1-9
Siostry i bracia, Drodzy Chorzy
Wielki Post to czas, w którym wpatrujemy się w Krzyż Chrystusa oraz w górę, na której jest on wzniesiony. Obok Golgoty istnieje jeszcze jedna ważna góra, o której mowa w dzisiejszej Ewangelii – Tabor, Góra Przemienienia. Życie każdego chrześcijanina rozpina się niejako między tymi dwiema górami: Taborem a Golgotą, między doświadczeniem pocieszenia i strapienia, harmonii i kryzysu, radości i cierpienia. To drugie doświadczenie – kryzysu, cierpienia jest znacznie trudniejszym doświadczeniem, często odrzucanym przez człowieka. Życie jednak pokazuje, iż właśnie w tych chwilach człowiek najbardziej się rozwija.
Góra w opisach biblijnych jest miejscem ważnych spotkań człowieka z Bogiem. To na nich Bóg objawia Siebie oraz przekazuje ważne prawdy. Dzisiejszy opis ewangeliczny Przemienienia Pańskiego, którego Tradycja chrześcijańska wiąże z Górą Tabor, św. Mateusz umiejscawia pomiędzy dwoma zapowiedziami dotyczącymi męki i śmierci Chrystusa. Zapowiedzi odnoszące się do Chrystusa równocześnie wskazują podobną drogę Jego uczniom. To doświadczenie jest niejako weryfikacją naszego chrześcijańskiego powołania. Czy potrafimy więc dostrzec obecność Boga na naszych życiowych Taborach i Golgotach? Czy chcemy się z Nim spotkać w doświadczeniu radości, ale także i w cierpieniu? Bez spotkania się z Jezusem na Taborze, trudno spostrzec Go na Golgocie….
Droga chrześcijańskiego nawrócenia to oczyszczenie naszego serca z nieuporządkowanych przywiązań, przede wszystkim to naśladowanie Jezusa, pójście za Bożym wezwaniem. Bóg powołuje człowieka w chwilach, które po ludzku są dla niego najmniej korzystne. Nieraz wydaje się nam, iż Boże wezwanie dokonuje się w blasku fleszy i przy świecących jupiterach. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Doświadczył tego Abraham, gdy w sędziwym wieku był wezwany przez Boga, by opuścić ziemię rodzinną. Będąc bezdzietnym trudno mu było także, uwierzyć Bogu zapowiadającemu mu liczne potomstwo. Abraham zbliżył się najbardziej do Boga, gdy jego wiara została poddana próbie, gdy wytrwał w tym doświadczeniu i gdy poszedł za Bożym głosem.
Nie ma takiego momentu w naszym życiu, w którym Jezus nie wzywałby nas do pójścia za Sobą. Także wówczas gdy leżymy unieruchomieni w hospicyjnym łóżku. Lub gdy brakuje nam sił w opiece przy chorym. Doświadczając obecności Boga, pragniemy podążyć za Nim. Podobnie jak apostołowie widzimy Go uzdrawiającego i wyrzucającego złe duchy. Jezus jednak na tym nie poprzestaje. Formuje dalej swoich uczniów. I wprowadza ich w doświadczenie Swojego opuszczenia. Prosi i nas, byśmy z Nim byli w Jego samotności, cierpieniu i przy Jego śmierci.
Miesiąc temu odeszła do Wieczności 39-letnia Gabrysia, która od jedenastu lat cierpiała na Zespół Deivika, rzadką chorobę. W październiku zgromadziła wokół siebie w domu ponad trzydziestu uczestników mszy świętej, zarówno rodzinę, jak i przyjaciół. Przez ponad trzy lata mogłem jej towarzyszyć i uczyć się od niej prostej i głębokiej wiary. Pozwalała ona jej mężnie przechodzić przez comiesięczne, specjalistyczne leczenia w klinice. Kiedyś mówiła, iż chociaż traci wzrok na jedno oko, to Pan Bóg daje jej jeszcze jedno. A gdy traciła wzrok na oboje oczu, mówiła, że Pan Bóg daje jej dobrych ludzi wokół siebie, zwłaszcza anioła – jak mówiła o swoim ojcu. Bez jedności z Jezusem Opuszczonym, którego kochała, nie byłaby w stanie przejść tylu trudnych chwil w swoim życiu i świadczyć o wierze wobec innych. Czyniła to między innymi wobec młodzieży na rekolekcjach. Dzięki niej wielu powróciło do Boga.
Siostry i bracia
Nie od razu potrafimy być z Jezusem Opuszczonym. Potrzebujemy nieraz wiele czasu. Piotr długo nie rozumiał zapowiedzi męki i śmierci Chrystusa. Trzy razy ją słyszał. Chociaż wyznał wiarę w Jezusa jako Syna Bożego, równocześnie buntował się wobec wizji cierpiącego Mesjasza. Jezus widząc, jak opornego serca są Jego uczniowie, wziął trójkę z nich, i zabrał ich na górę, na której wobec nich został przemieniony.
Na Taborze – bo o tej górze chcemy dzisiaj szczególnie mówić – widzimy „jaśniejącego” Chrystusa. Czytamy w Ewangelii, iż „Jego twarz zajaśniała jak słońce”. Trzeba dobrze zrozumieć, czym jest ta jasność. U Mateusza czasownik „jaśnieć” nie odnosi się tylko do zewnętrznego wyglądu; oznacza także blask pochodzenia duchowego. Owa jasność wskazuje na wewnętrzną przemianę. Przemiana ta odnosi się do całego życia. Na wielu obrazach religijnych widzimy aureolę wokół głowy Jezusa; również Maryja i święci obdarzeni są przez malarzy podobnym znakiem. Aureole są zewnętrznymi znakami ich wewnętrznej „jasności”. Nieraz zdarza się, gdy ciało chorego starzeje się i obumiera, jego wnętrze zaczyna coraz bardziej promienieć, światłem Chrystusa. Widoczne to było u przywołanej wcześniej Gabrysi; z chwilą jej odchodzenia, jej życie nabierało coraz jaśniejszych barw miłości, pokoju i wewnętrznej radości. Przypominają się słowa Chrystusa tłumaczącego uczniom w przypowieści o chwaście moment żniwa: „Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego” (Mt 13, 43).
Siostry i bracia
Podobnie jak kiedyś na Tabor, Jezus zabrał apostołów, również i dzisiaj zabiera nas – uczestników Eucharystii. Dajmy się poprowadzić przez Niego. Jezus jaśnieje wobec nas – w Eucharystii! Zawołajmy ze św. Piotrem: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy”!
Momentem przełomowym w ewangelicznym opisie Przemienienia Pańskiego, poprzedzonym przez św. Mateusza wyrażeniem „i oto”, było pojawienie się Mojżesza oraz Eliasza rozmawiających z Chrystusem. Za każdym razem kiedy autor pierwszej ewangelii przywołuje wyrażenie „i oto”, oznajmia o ważnym wydarzeniu zależnym od Boga. Przez to zdarzenie Bóg ma coś ważnego do oznajmienia człowiekowi. Mojżesz i Eliasz są przedstawicielami starotestamentalnego Prawa oraz Proroków. W scenie rozmawiających z Chrystusem Mojżesza i Eliasza możemy dostrzec trzy ważne momenty naszego chrześcijańskiego życia. Z doświadczenia duchowego spotkania z Chrystusem rodzi się u modlącego się pragnienie wypełnienia Jego Słów oraz głoszenia ich. Wypełnienie Słów Boga to Prawo symbolizowane w osobie Mojżesza, który otrzymał na Górze Synaj kamienne tablice Dekalogu. Zaś głoszenie Słów Boga to droga Proroków, których przedstawicielem jest Eliasz. Potwierdzeniem ważności przyjęcia Słów Boga, posłuszeństwa wobec nich, jest Głos Ojca skierowany do Jezusa: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”. Zwróćmy uwagę, iż podobnym wezwaniem kończy się Kazanie na Górze: „Każdego, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale”, czytamy u Mateusza w 7 rozdziale. Przyjęcie Słów Boga i posłuszeństwo im jest więc decydujące w życiu człowieka. Gdy Szymon wyznaje wiarę w Jezusa jako Mesjasza słyszy, że jest Piotrem – Skałą. Żyjąc Słowem Boga stajemy się i my „skałą”, której doświadczenia życiowe nie są w stanie zniszczyć.
Kolejnym znakiem Objawienia na Górze Tabor jest obłok wskazujący z jednej strony na Boga i równocześnie zakrywający Jego obecność. Obecność Boga jest wyraźnie zaznaczona w sakramencie Eucharystii. Jedni nie widzą Go w tym sakramencie, inni nie mogąc przyjść do kościoła z racji choroby i słabości związanej z wiekiem tęsknią za Nim i przyjmują Go być może dzięki posłudze Nadzwyczajnych Szafarzy Komunii Świętej. Jeszcze inni mają łaskę uczestniczenia we mszy odprawianej przy ich łóżku, jak to miało miejsce w domu Gabrysi. Dla jednych obecność Boga w osobach chorych, niepełnosprawnych, czy osłabionych przez wiek, jest zasłonięta przez obłok ich niewiary, dla innych obecność ta jest wyraźna.
Dwa lata temu spotkałem panią Teresę na pielgrzymce chorych z archidiecezji katowickiej do Lourdes. Była wówczas z córką Dominiką, która jest osobą ze znacznym upośledzeniem. Dopiero później okazało się, iż pani Teresa jest dyrektorem szkoły, do której uczęszczają także inne dzieci niepełnosprawne. Kiedyś opowiedziała o swojej córce tak: „Moja córka od początku choroby podnosi mi życiową poprzeczkę bardzo wysoko i stawia mnie przed wyzwaniami, których nie podjęłabym się mając zdrowe dziecko. Pewno żyłabym sobie spokojnie, wygodnie (…). Czasem modliłam i modlę się o cud, ale przyznaję, że czynię to może bez większego przekonania i to nie dlatego, że nie wierzę w cuda, ale dlatego, że wiem, iż Pan Bóg to nie «koncert życzeń», nie można też na Nim wymuszać cudu, a skoro dał mi niepełnosprawną córkę to miał swój zamysł. (…) Wierzę, że to nie kara za grzechy, że mam wraz z córką jakieś ważne zadania do wykonania. (…) Może dał mi szansę, bym zobaczyła, że mogę być dobra i potrzebna? Dlatego dziękuję Mu, że mam Dominikę. (…) I jednego jestem pewna. To Dominika prowadzi mnie do Boga.” Słysząc słowa świadectwa mamy Dominiki, jak i wielu innych rodziców dzieci niepełnosprawnych i chorych, czy też ich opiekunów, rodzi się w sercu postawa podobna do tej, uczniów z dzisiejszej Ewangelii, którzy upadli na twarz przez Jezusem.
Mama Dominiki podobnie jak wiele innych rodziców widzą w chorobie i niepełnosprawności swoich dzieci nie karę za grzechy, nie przeszkodę w swojej karierze, ale okazję do rozwinięcia swojego człowieczeństwa i zbliżenia się do Boga. Oni stają się świadkami zwłaszcza wobec tych mam, które boją się urodzić chore i niepełnosprawne dziecko.
Dzisiejsza Ewangelia kończy się wezwaniem Jezusa skierowanym do apostołów: „Wstańcie, nie lękajcie się”. Jezus na powrót wprowadza ich do wspólnoty. To wezwanie kieruje także do nas, abyśmy szukali wspólnot naszego duchowego wzrostu. Jedną z nich jest Apostolstwo Chorych łączące duchowo chorych przy Chrystusie, wprowadzające w duchowość ofiary cierpienia za Kościół. Apostolstwo Chorych przeżywa w 2017 r. II rok Nowenny przed 100-leciem istnienia wspólnoty na świecie. Wraz z innymi organizatorami pragnę na koniec zaprosić na Pielgrzymkę Chorych i ich rodzin z archidiecezji katowickiej do Lourdes, która odbędzie się 8-16 maja. Amen.