Przylgnąć do Krzyża
Jezusie Ukrzyżowany, pragnę przylgnąć do Twojego krzyża i z wyznaniem „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina” pozwolić się prowadzić po drodze nawrócenia. Tylko opierając się o Twój krzyż mogę nie upaść lub upadłszy zdołam z tego upadku powstać
2017-03-29
Trwamy w Wielkim Poście. To dla nas nie tylko okres liturgiczny, który poprzedza największe święto w Kościele – Zmartwychwstanie Pana Jezusa. To także nasz wewnętrzny, indywidualny Wielki Czas Nawrócenia. To czas, którym co roku obdarza nas Chrystus Ukrzyżowany. Wstyd się przyznać, ale w tym roku musiał mi o tym przypomnieć mój siedmioletni wnuczek. Zdziwiłam się któregoś dnia, kiedy odebrałam go ze szkoły, a on nie wziął do rąk, jak zwykł to robić codziennie w ramach odpoczynku od zajęć szkolnych, tabletu ze swoja ulubioną grą. Kiedy go o to zapytałam, wyjaśnił: „Babciu, przecież zrobiłem sobie takie postanowienie wielkopostne”. Oczywiści zaraz pożałowałam swojej ciekawości, bo mój wnuczek – nieświadomy, w jaki wprawi mnie kłopot – zadał mi pytanie: „Babciu, a ty jakie sobie zrobiłaś postanowienie”. Musiałam oczywiście użyć starego jak świat wybiegu dorosłych i skierować uwagę dziecka na coś innego, bo… bo ja – choć kończył się już wtedy pierwszy tydzień Wielkiego Postu - zupełnie zapomniałam nie tylko o postanowieniu, ale w ogóle o tym, czemu tak naprawdę ma służyć Wielki Post.
Pozwolę sobie w tym miejscu przytoczyć dość obszerny fragment pewnego Dziennika, który pewien mężczyzna - Jacques Fesch zaczął pisać na 2 miesiące przed swoją śmiercią. Miał wtedy 27 lat i został skazany na śmierć przez zgilotynowanie za to, że brał udział w napadzie na bank i podczas strzelaniny zabił policjanta. W celi więziennej przeżył głębokie nawrócenie a swój dziennik zadedykował swojej sześcioletniej córce.
Czytamy w nim m.in. „Rano rozważałem mękę, co dało mi wiele sił, Będę musiał przybliżyć się nieco bardziej do Jezusa Ukrzyżowanego, gdyż ja również, choć całkiem niegodny, otrzymałem łaskę mojej małej Golgoty. Gdy czytam, ze pluli na Jezusa, że Go policzkowali, widzę siebie w rękach policjantów, jak padają na mnie ciosy i plwociny. I lepiej rozumiem cierpienia Jezusa. Scena przed Sanhedrynem prowadzi mnie oczywiście do sądu, a popisy oratorskie, sztuczne oburzenie najemników na żołdzie diabła, który nazywa się pieniądz, reklama i oportunizm, przywodzą mi na myśl Kajfasza rozdzierającego szatę, by dac wyraz swemu oburzeniu! Ja, rzecz jasna, jestem winien i nie zamierzam przyrównywać się do Jezusa. Kto jednak lepiej zrozumie ukrzyżowanie i wszystkie związane z tym cierpienia, niż dobry łotr, który wisiał na krzyżu obok swego Zbawiciela? I do kogo Chrystus przyszedł. Nie należy zapominać, że pierwszym wybranym był bandyta stracony za przestępstwo […] Cóz można dodać? Że trzeba być przestępcą, aby zostać wybrany? W żadnym razie! Tyle tylko, e ten sam wyrzutek, który grzeszył, często nie będąc w pełni odpowiedzialny a swoje czyny, znajdzie w skrusze i cierpieniu, a zwłaszcza w poznaniu swej nędzy, krótszą drogę do serca Jezusa.
[…] W głębi duszy bardzo intensywnie odczuwam wszelka niesprawiedliwość i głupotę ludzkich sądów. Często chciałbym pofolgować mym niechęciom, wykazać próżność i zarozumiałość tych, którzy ośmielają się sądzić. I wtedy natychmiast widzę Jezusa, Miłość, która stała się człowiekiem, znoszącego bez słowa najgorsze zniewagi, niesprawiedliwości… i tłumie mój gniew, oddając wszelka sprawiedliwość w ręce Boga, ciesząc się, że i ja także mogę wnieść coś malutkiego, jako zadośćuczynienie za grzechy. Mam po prostu przygotować się na dobrą śmierć, w niczym nie opierać się woli Boga, a wszelki niepokój i gniew oddać w ręce Jezusowi, który zaprowadzi mnie do niebieskiej owczarni […] Jak wielką moc czerpie się z Jezusa Ukrzyżowanego. Każdy krok, każda chwile mojej egzekucji i przygotowań do niej musze odnosić do Jezusa. Wspaniały wzór! Długie oczekiwanie, sam pośród nocy – taka będzie moja agonia w Ogrodzie Oliwnym, przygotowania, droga krzyżowa i wreszcie narzędzie śmierci. Jezus doznał leku. Ja doznam go również, lecz jestem pewien, że cokolwiek się zdarzy, da mi On siłę do pokonania tego lęku…”.
Dlaczego przywołałam akurat przykład tego nawróconego więźnia? Bo podobnie jak mój wnuczek, uzmysłowił mi on, że wcale nie powinnam być z siebie zbyt zadowolona, że mam jeszcze wiele do zrobienia na drodze własnego nawrócenia. Bo kim ja właściwie jestem, aby twierdzić, że należę do grupy tych, którzy „dobrze się mają”, których kondycja duchowa nie jest wcale najgorsza, którzy nie muszą powstawać, bo przecież wcale nie upadli? A jeśli nawet upadli, to tylko trochę, więc gdzież mój upadek porównywać do upadku takiego chociażby zabójcy jak Jacques Fesch? A może właśnie należę do grupy tych, którzy ośmielają się pluć na takich jak ten skruszony grzesznik, a może ośmielam się wydawać sądy i wyrokować o cudzej winie nie widząc własnej? A co z moim zarozumialstwem i pychą?
Jezusie Ukrzyżowany, pragnę przylgnąć do Twojego krzyża i z wyznaniem „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina” pozwolić się prowadzić po drodze nawrócenia. Tylko opierając się o Twój krzyż mogę nie upaść lub upadłszy zdołam z tego upadku powstać.