Krzyż szyty na miarę

Krzyż nigdy nie będzie na miarę moich wyobrażeń. Zawsze będzie we mnie pokusa, by go przerabiać – skracać, zwężać i szyć po swojemu. Tutaj dociera do mnie, że Jezus przyjął swój Krzyż bez żadnych warunków i że ja – jeśli chcę prawdziwie żyć – muszę zrobić tak samo.

zdjęcie: Pixabay.com

2017-09-14

Budzę się w niepokoju kilka razy. Przeczuwam, że najbliższych kilkadziesiąt godzin będzie czasem w jakimś sensie ostatecznym. Oto czeka mnie wizyta w sercu chrześcijaństwa.

Szybko okazuje się, że owo przeczucie w niemal proroczy sposób staje się realne i doświadczalne. Widzę mnóstwo twarzy, niektóre znajome, inne obce, wszystkie przejęte. Czuję, że oto bladym świtem, w środku wydarzeń, nic mnie nie omija. Nawet nie przypuszczam, jak bardzo w zgiełku kolejnych godzin będę musiała się namęczyć, by nie ominęło mnie to, co NAJWAŻNIEJSZE.

Długo na to czekałam. Jestem wreszcie w Jerozolimie. Bazylika Grobu Pańskiego. Potworny gwar i ciężka woń olejku nardowego. Mnóstwo ludzi, kształtów, faktów i obrazów. Spinam się, by wszystko chłonąć równomiernie, równym rytmem, bez pośpiechu. Pośród zgiełku trudno wyłapać głos przewodnika. Słyszę jedynie urywki informacji: Za chwilę będzie czas wolny. Proponuję, by najpierw indywidualnie podeszli państwo do Płyty Namaszczenia, potem trzeba już ustawić się w kolejce do Grobu Pańskiego, bo czeka nas kilka godzin stania. Jeśli będzie chwilka czasu, możecie jeszcze wejść na Golgotę – prowadzą na nią te schody.

Zaraz, zaraz. Jaka chwilka? Jakie schody?... Nagle dociera do mnie prawda, że Golgota jest miejscem usytuowanym na bocznym chórze Bazyliki. Jest symbolem. To niesamowite – chodzę po Ziemi Jezusa i nadziwić się nie mogę. Przez łzy uśmiecham się do własnych myśli i próbuję ogarnąć rozumem, jak to możliwe, że Golgota jest górą zamkniętą w murach kościoła… Przecież wyobrażałam sobie potężny szczyt i trudną wspinaczkę. No i jeszcze te kamienie z Golgoty, które obiecałam przywieźć najbliższym…

Tymczasem nie ma mowy o pomyłce – aby znaleźć się na Golgocie, faktycznie trzeba wejść po schodach na chór. No więc wchodzę. I doznaję olśnienia.

W tyle pod ścianą dostrzegam potężny krzyż. Tradycja głosi, że stoi on dokładnie w miejscu, w którym niegdyś zatknięto Krzyż Jezusa. Pod przeszklonym kawałkiem podłogi widać fragment jasnej skały. Golgota. Schylając się, mogę nawet dotknąć tego Miejsca. Mogę włożyć tam swój palec. Jak niewierny Tomasz do Jezusowego boku. Tutaj bije serce świata.

Dopiero w tym miejscu odkrywam pełnię i sens. Trzeba mi było się najpierw zawieźć i rozczarować, by w końcu zrozumieć. Krzyż nigdy nie będzie na miarę moich wyobrażeń. Zawsze będzie we mnie pokusa, by go przerabiać – skracać, zwężać i szyć po swojemu. Tutaj dociera do mnie, że Jezus przyjął swój Krzyż bez żadnych warunków i że ja – jeśli chcę prawdziwie żyć – muszę zrobić tak samo.

Spieszę się, by zdążyć ze wszystkimi intencjami. Tobołek próśb, przeprosin i hymnów jest stale ze mną. Jeszcze dzień, godzina, kwadrans na Wybranej Ziemi. Jeszcze tylko ostatnie poprawki, tylko jedno spojrzenie w lustro. W porządku – krzyż leży jak ulał. Teraz mogę wracać…

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024