Wielki Tydzień – tydzień wielkich paradoksów

Wielki Tydzień to szczególny czas, w którym raz jeszcze przeżywamy największe tajemnice naszego odkupienia.

zdjęcie: www.flickr.com

2018-03-28

Patrząc na „ostatnią drogę” Pana Jezusa, od uroczystego wjazdu do Jerozolimy poprzez Ostatnią Wieczerzę, pojmanie, mękę i śmierć aż po chwalebne zmartwychwstanie, możemy zauważyć, jak wiele paradoksów towarzyszy tym chwilom.

Paradoks pierwszy: od „Hosanna” do „Ukrzyżuj Go!”

Nazajutrz wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw. Wołali: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie oraz «Król izraelski!» (J 12, 12-13)

Piłat, chcąc uwolnić Jezusa, ponownie przemówił do nich. Lecz oni wołali: «Ukrzyżuj, ukrzyżuj Go!» Zapytał ich po raz trzeci: «Cóż On złego uczynił? Nie znalazłem w Nim nic zasługującego na śmierć. Każę Go więc wychłostać i uwolnię». Lecz oni nalegali z wielkim wrzaskiem, domagając się, aby Go ukrzyżowano; i wzmagały się ich krzyki. (Łk 23, 20-23)

Wielki Tydzień rozpoczyna Niedziela Palmowa, gdy wspominamy uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy. Jezus jest entuzjastycznie przyjmowany przez swój naród, ludzie ścielą przed Nim płaszcze i gałązki oliwne, witają radosnym „Hosanna!”. Wystarczy jednak kilka dni, by z takim samym zaangażowaniem ci sami ludzie krzyczeli „Na krzyż z Nim! Ukrzyżuj Go!”

Możemy dziwić się ich postawie, możemy się gorszyć. Ale chyba każdy z nas przynajmniej raz w życiu znalazł się w sytuacji, gdy uległ presji otoczenia, gdy nie umiał obronić własnego zdania i dla świętego spokoju podporządkował się innym – rodzinie, kolegom ze szkoły czy z pracy… Nauki społeczne mówią wręcz o „psychologii tłumu”. Wystarczy pomyśleć o tym, czym jest choćby moda – właśnie dążeniem do dostosowania swojego sposobu ubierania do stylu innych osób z otoczenia.

Wbrew pozorom, tłumem można łatwo manipulować, bo nie ma w nim miejsca na refleksję, zastanowienie, działanie racjonalne. Są przede wszystkim emocje. I to zarówno te pozytywne, jak przy wjeździe Jezusa do Jerozolimy, jak i te negatywne, które domagały się Jego ukrzyżowania. Dlaczego? Bo w tłumie nie ma „ja”, jesteśmy „my” – rozmywa się gdzieś osobista odpowiedzialność, łatwo zrzucić winę na kogoś innego. „On mi kazał tak zrobić”, „wszyscy tak robią” – jakże często słyszymy takie usprawiedliwienia z ust ludzi. Może równie często sami tak właśnie usprawiedliwiamy swoje postępowanie.

Warto jednak przypomnieć sobie, że chociaż Jezus wciąż był otoczony tłumem, gdy nauczał czy działał cuda, to jednak dla Niego nie był to bezbarwna rzesza obcych Mu osób. Przecież to właśnie w tłumie zauważył Zacheusza, to z gromady wielu osób powołał swoich uczniów i Apostołów, to w tłumie ludzi poczuł, że ktoś się Go dotknął… Więc kiedy mamy pokusę poddać się presji naszego otoczenia, trzeba pamiętać, że dla Jezusa nie jestem kimś anonimowym – On mnie zna po imieniu i dla mnie właśnie podjął się męki krzyżowej.

Paradoks drugi: Apostoł Judasz

To powiedziawszy, Jezus doznał głębokiego wzruszenia i tak oświadczył: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi». Spoglądali uczniowie jeden na drugiego niepewni, o kim mówi. Jeden z uczniów Jego - ten, którego Jezus miłował - spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak Szymon Piotr i rzekł do niego: «Kto to jest? O kim mówi?» Ten oparł się zaraz na piersi Jezusa i rzekł do Niego: «Panie, kto to jest?» Jezus odparł: «To ten, dla którego umoczę kawałek chleba i podam mu». Umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty. A po spożyciu kawałka chleba wstąpił w niego Szatan.
Jezus zaś rzekł do niego: «Co masz uczynić, czyń prędzej! » Nikt jednak z biesiadników nie rozumiał, dlaczego mu to powiedział. Ponieważ Judasz miał pieczę nad trzosem, niektórzy sądzili, że Jezus powiedział do niego: «Zakup, czego nam potrzeba na święto», albo żeby dał coś ubogim. On więc po spożyciu kawałka chleba zaraz wyszedł. A była noc. (J 13, 26-30)

Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: «To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!» Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: «Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana.
Lecz oto ręka mojego zdrajcy jest ze Mną na stole. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi według tego, jak jest postanowione, lecz biada temu człowiekowi, przez którego będzie wydany». A oni zaczęli wypytywać jeden drugiego, kto by mógł spośród nich to uczynić.  (Łk 22, 19-23)

Jedną z ważnych postaci Wielkiego Tygodnia jest Judasz – jeden z Dwunastu, Apostoł, który zdradził Jezusa, sprzedał Go za trzydzieści srebrników i wydał w ręce arcykapłanów i uczonych w Piśmie. Gdy o nim myślimy, rodzi się w nas gniew, oburzenie, złość: jak Apostoł mógł wydać swojego Mistrza? Przez trzy lata chodził przy Jego boku, słuchał Jego nauki, był świadkiem cudów. Miał „pieczę nad trzosem” (J 13, 29), co znaczy, że zarówno Jezus, jak i Apostołowie darzyli go dużym zaufaniem. Mało tego, był z Jezusem i pozostałymi Apostołami w czasie Ostatniej Wieczerzy, spożywał Ciało i Krew Pańską podczas pierwszej Eucharystii (por. Łk 22, 19-23). Mimo tego – zdradził Jezusa.

Warto mieć przed oczami postać Judasza, bo on nam przypomina, że nigdy nie powinniśmy być zbyt pewni siebie. Św. Paweł napisze do Koryntian: „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł” (1 Kor 10, 12). Im bliżej jestem Jezusa, tym większą muszę zachować ostrożność, bo tym bardziej Szatanowi zależy na moim upadku. Jedna z moich Współsióstr mawia, że Szatan nie kusi złych ludzi, ale dobrych. I tym większą ma satysfakcję, gdy dobrego człowieka uda mu się zwieść, bo przy złym tak naprawdę nie musi wiele się natrudzić.

Paradoks trzeci: dwie zdrady

[Judasz] rzekł: «Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną». Lecz oni odparli: «Co nas to obchodzi? To twoja sprawa». Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i powiesił się. (Mt 27, 4-6)

I w tej chwili kogut powtórnie zapiał. Wspomniał Piotr na słowa, które mu powiedział Jezus: Pierwej, nim kogut dwa razy zapieje, trzy razy Mnie się wyprzesz. I wybuchnął płaczem. (Mk 14, 72)

Skupiając swoją uwagę na Judaszu, często zapominamy, że nie tylko on zdradził Mistrza. Jeszcze jeden z Dwunastu zaparł się Jezusa, zaprzeczył, że ma z Nim cokolwiek wspólnego. Mowa, oczywiście, o Szymonie Piotrze, który najpierw podczas Ostatniej Wieczerzy gorliwie deklarował, że odda za Jezusa życie (por. J 13, 38), ale już w kilka godzin później z jego ust padają słowa: „Nie znam tego Człowieka” (Mt 26, 72. 74).

Czym różni się zdrada Judasza od zaparcia się Piotra? Obaj przecież w najważniejszej chwili opowiedzieli się przeciwko Jezusowi. Obaj żałowali swojego czynu: Judasz poszedł do faryzeuszów, by oddać im pieniądze, Piotr – gorzko zapłakał. Dlaczego zatem nie wymienia się Judasza wśród świętych, a za to Piotr został ustanowiony przez Jezusa jako pierwszy głową rodzącego się Kościoła?

Różnica jest bardzo istotna. Co prawda, Judasz żałował swojego czynu, poszedł zwrócić pieniądze, otrzymane za wydanie Jezusa, licząc na miłosierdzie swoich braci w wierze. Nie zaufał jednak Jezusowi i Jego miłosierdziu. Nie pamiętał, że Syn Boży ma moc odpuszczania grzechów. Nie wierzył, że miłość Jezusa jest większa niż nasze ludzkie zdrady… Tymczasem Piotr po swoim trzykrotnym zaparciu się Pana potrafi zdobyć się na łzy żalu, ma nadzieję, że Jezus wybaczy mu jego tchórzostwo i zdradę.

To ważny wniosek dla każdego z nas – Jezus chce mi przebaczyć moje odejścia, moje niewierności i zdrady, ale najpierw to ja muszę pragnąć Bożego przebaczenia i otworzyć na nie swoje serce.

Paradoks czwarty: Apostoł spod krzyża

A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie. (J 19, 25-27)

Pod krzyżem Jezusa nie ma Dwunastu. Wśród świadków Jego śmierci nie znajdziemy tych, którzy nie tylko towarzyszyli Jezusowi przez trzy lata Jego publicznej działalności, ale można powiedzieć – byli Jego najbliższymi współpracownikami. Z jednym wyjątkiem: św. Janem.

To kolejny paradoks: najmłodszy z Apostołów wykazuje się największym oddaniem Jezusowi i chyba także największą odwagą. Nie zastanawia się, jakie mogą być konsekwencje towarzyszenia Jezusowi w Jego męce i śmierci. Co zatem nim kieruje? Odpowiedź daje on sam. Jan pisząc swoją Ewangelię, kiedy musi wspomnieć o sobie, nie używa swojego imienia, ale zastępuje je formułką „uczeń, którego Jezus miłował”. Czy to znaczy, że był jakimś „pupilkiem” Jezusa, Jego oczkiem w głowie? Czy to znaczy, że Jezus rzeczywiście miłował go bardziej niż innych uczniów? Chyba nie. To raczej Jan bardziej niż inni Apostołowie jest otwarty na Bożą miłość, doświadcza jej i przyjmuje ją całym swoim młodym sercem. 

Paradoks piąty: wywyższenie na krzyżu

Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eli, Eli, lema sabachthani?» to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Słysząc to, niektórzy ze stojących tam mówili: «On Eliasza woła». Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, napełnił ją octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: «Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić». A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha. (Mt 27, 45-50)

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha. (Łk 23, 44-46)

Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: «Pragnę». Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Wykonało się!» I skłoniwszy głowę oddał ducha. (J 19, 28-30)

Ziemscy królowie rządzą światem z wysokości swoich tronów. Jezus, Król Żydowski, Syn Boży, też spogląda na ziemię z góry – z wysokości krzyża… Jest to szczególne królowanie. Nie ma w nim wydawania rozkazów czy poleceń, jest przykład służby wobec drugich. Nie ma decydowania o czyimś życiu lub śmierci, lecz sam Król podejmuje się umrzeć, by ocalić życie swoich „poddanych”, których zresztą traktuje jak braci, nie jak niewolników. Król wszechświata nie ma na sobie złotej korony i drogich szat – jest odarty z szat, a Jego korona jest wykonana z cierni.

Ewangeliści opisując ostatnie chwile życia Jezusa, wkładają w Jego usta różne słowa. Jednak opisy te nie wykluczają się wzajemnie, lecz zdają się uzupełniać. Dlatego tym bardziej przejmująco brzmią słowa padające z krzyża, gdy Syn Boży skarży się swojemu Ojcu: „Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”; gdy woła „Pragnę”; gdy wreszcie kończy swoje życie ze słowami „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego”.

Jezus opuszczony, cierpiący, konający na krzyżu, nie obraża się na Pana Boga. Doświadczając osamotnienia, tym bardziej kieruje swoje serce i myśli ku Niebieskiemu Ojcu. Wydaje się, że z wysokości krzyża jest Mu jeszcze bliżej do Boga.

Czy pamiętam, że w mojej samotności, w ciszy mojego cierpienia Bóg jest najbliżej mnie?

Paradoks szósty: Życie zwyciężyło śmierć

Anioł zaś przemówił do niewiast: «Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie. Oto, co wam powiedziałem». (Mt 28, 5-7)

To dla wszystkich największa niespodzianka: Ten, którego ukrzyżowano, powstał z martwych. Życie zwyciężyło śmierć. Piekło poniosło klęskę. Łzy bólu i tęsknoty mieszają się ze łzami szczęścia. Lecz tak naprawdę, dlaczego niewiasty i Apostołowie są zaskoczeni? Przecież Jezus wiele razy im to zapowiadał. Nie zapamiętali? Nie dosłyszeli? A może raczej – nie uwierzyli?

Warto przyjrzeć się tym, którzy w niedzielny poranek pobiegli do grobu. Na próżno wśród tych ludzi szukać Matki Jezusa… A przecież była pod krzyżem. Była świadkiem Jego śmierci. Nie chciała Go namaścić? Nie chciała dopełnić żydowskich obyczajów grzebania umarłych? Nie chciała na własne oczy zobaczyć pustego grobu? Maryja nie musiała biec do grobu. Wiedziała, że Jej Syn zawsze mówił prawdę. A skoro zapowiadał swoje zmartwychwstanie, to znaczy, że tak właśnie się stanie i niczego nie trzeba sprawdzać ani udowadniać…

Autorzy tekstów, S. Aleksandra, Polecane

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024