Każdego coś boli…

„Mój” ból nie jest żadnym odosobnionym, wyjątkowym przypadkiem, ponieważ każdy doświadcza cierpienia.

zdjęcie: www.pixabay.com

2018-09-07

Poranek, jak zwykle. Pomagam w porannej toalecie i ubraniu się na Mszę Świętą najstarszej Siostrze w naszej Wspólnocie. Rozespana, wychodząc z łóżka, marudzi pod nosem: „kolano mnie boli”. Ale po chwili sama siebie uspokaja: „każdego coś boli”.

To poranne stwierdzenie usłyszę jeszcze kilka razy w ciągu dnia. W przeszłości przeszła operację lewego kolana, w styczniu tego roku, gdy po upadku złamała kość szyjki udowej, wszczepiono jej endoprotezę lewego biodra. Ma prawo doświadczać bólu. Jednak kiedy widzę, jak bez kuli idzie korytarzem, trudno mi uwierzyć, że moja Współsiostra ma 94 lata…

Mnie też czasem coś boli. Nie jestem żadnym bohaterem, źle znoszę ból, dlatego zdarza się, że wręcz „zwala mnie z nóg”. Jestem wtedy bardzo zmierzła, jak to mówią: „bez kija nie podchodź”. I – co gorsza – skupiam się wyłącznie na sobie, na swoim fizycznym cierpieniu, które nie tylko odbiera mi radość życia, ale zdaje się przesłaniać cały świat, a już na pewno zamyka mnie na innych ludzi.

Tymczasem proste zdanie mojej Siostry: „każdego coś boli” bardzo konkretnie obiektywizuje moje doświadczenie bólu. „Mój” ból nie jest żadnym odosobnionym, wyjątkowym przypadkiem; jest zaledwie „elementem”, „częścią składową” cierpienia wszystkich ludzi. I wcale nie największą. Każde spotkanie z osobą chorą, każda wizyta w szpitalu pozwala zobaczyć, że inni też cierpią – i to niejednokrotnie cierpią o wiele bardziej. I chociaż wcale przez to nie będzie mnie boleć mniej, to jednak jakoś łatwiej znosić wtedy cierpienie.

Gdy chcemy obiektywnie popatrzeć na własne cierpienie, na własny ból, nie może zabraknąć także tego odniesienia: Jezusa też bolało. Chociaż niczym sobie na to nie zasłużył, chociaż był bez grzechu, choć był Synem Bożym – cierpiał, doświadczał bólu. Był to nie tylko ból fizyczny, który towarzyszył Jego męce i śmierci krzyżowej, ale również ból duchowy, związany z poczuciem opuszczenia, osamotnienia, bezradności, przerażenia, lęku. Jezus przyjął to wszystko na siebie dobrowolnie, z miłości do człowieka. Jako osoba ochrzczona, jestem zaproszona do naśladowania Jezusa zarówno w miłowaniu ludzi – jak On, jak i do cierpienia – jak On.

Stąd już tylko krok do włączenia się w dzieło Apostolstwa Chorych, którego warunkami są:
1. przyjmować cierpienie z poddaniem się woli Bożej;
2. znosić je cierpliwie, po chrześcijańsku, w zjednoczeniu z Jezusem, który się za nas ofiarował na Krzyżu, ofiaruje w Eucharystii, żyje w Kościele;
3. ofiarować swe cierpienia Bogu w intencji przybliżenia Królestwa Bożego, za zbawienie świata, za Kościół i Ojczyznę, w intencji Ojca świętego.

Autorzy tekstów, S. Aleksandra, Polecane

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024