Cisza Bożego Narodzenia
„Miłość nigdy nie ustaje. Gry wideo się znudzą, korale gdzieś się zapodzieją, wędki się połamią. Ale obdarzanie miłością trwać będzie zawsze.”
2018-12-25
Z czym kojarzy Ci się Boże Narodzenie? Z zieloną choinką, prezentami, zapachem wigilijnych potraw? Może z nerwowym pośpiechem, żeby ze wszystkim zdążyć na czas? A może z samotnością i poczuciem bezsensu własnego życia?
Moje skojarzenie z Bożym Narodzeniem to przede wszystkim cisza: cisza czekania na pierwszą gwiazdkę z nosem przyklejonym do szyby; cisza namysłu, czego życzyć moim najbliższym; cisza ciemnego kościoła, zanim zabrzmią pierwsze dźwięki kolędy rozpoczynającej pasterkę; cisza świata, otulonego kołderką śniegu, gdy wracam z kościoła do domu…
Kiedy próbuję sobie wyobrazić, co towarzyszyło Świętej Rodzinie, gdy urodził się Jezus, myślę właśnie o tej ciszy. Nie było nerwowej krzątaniny, przygotowywania potraw, ubierania choinki, pakowania prezentów. Z Ewangelii wiemy, że święty Józef nie był gadatliwy, a Matka Boża w sercu rozważała wszystkie sprawy. Zapewne trochę zamieszania zrobili aniołowie i pastuszkowie, ale chyba też nie było nazbyt wielkie, skoro Herod nie zorientował się, gdzie szukać Jezusa, a trzej królowie byli zmuszeni iść za gwiazdą, a nie za śpiewem chórów anielskich.
Tymczasem w naszym świętowaniu brakuje ciszy. Nawet w klasztorze pojawia się pokusa, by w czasie wieczerzy coś grało – jakieś radio czy płyta z kolędami. Potem dziwimy się, że tyle czasu pochłonęły przygotowania do świąt, a same święta minęły nie wiadomo kiedy… Może zatem warto tym razem zatrzymać się w biegu, znaleźć czas, by usiąść z najbliższymi, porozmawiać bez „akompaniamentu” telewizora czy radia, może wybrać się na wspólne kolędowanie.
Krótko przed tegorocznymi świętami ktoś przysłał mi tekst „Bożonarodzeniowego hymnu o miłości”:
„Choćbym przyozdobiła calusieńki dom świątecznymi girlandami, festonami kolorowych lampek i błyszczącymi bombkami, ale nie okazałabym miłości swojej rodzinie, byłabym tylko jeszcze jedną dekoratorką wnętrz.
Choćbym tyrała, piekąc stosy ciast, szykując tradycyjne potrawy i zamieniła świąteczny stół w istne cacko, ale nie okazałabym miłości swojej rodzinie, byłabym tylko kolejną kucharką.
Choćbym gotowała w kuchni dla bezdomnych, śpiewała kolędy w domu opieki i wszystko, co mam, oddała potrzebującym, ale nie okazałabym miłości swojej rodzinie, nic mi to nie pomoże.
Choćbym obwiesiła choinkę świecidełkami i gwiazdkami wydzierganymi szydełkiem, wysłała mnóstwo życzeń i śpiewała w chórze kościelnym, ale nie myślałabym o Chrystusie, zagubiłabym cały sens tych świąt.
Miłość przerywa gotowanie, by przytulić dziecko.
Miłość odkłada świąteczne ozdoby, by pocałować męża.
Miłość jest uprzejma, choć zaganiana i zmęczona.
Miłość nie zazdrości sąsiadom porcelanowej zastawy i eleganckich obrusów.
Miłość nie wrzeszczy na dzieci, żeby wyniosły się, gdzie pieprz rośnie.
Miłość nie daje tylko tym, którzy mogą się zrewanżować, ale raduje się, dając tym, którzy zrewanżować się nie mogą.
Miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko wytrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje. Gry wideo się znudzą, korale gdzieś się zapodzieją, wędki się połamią. Ale obdarzanie miłością trwać będzie zawsze” (anonimowy „Bożonarodzeniowy Hymn o miłości”, w oryginale Christmas 1st Corinthians 13 Style).
Po latach nie będziemy pamiętać prezentów, choinek, potraw wigilijnych, ale wciąż będziemy nosić w sercu wspomnienie świątecznej atmosfery.