Jest Nadzieja
W każdą ostatnią sobotę miesiąca w tyskim kościele pw. św. Jana Chrzciciela spotyka się grupa osób, które chorują bądź chorowały na nowotwory.
2019-03-06
Te spotkania poprzedza specjalne nabożeństwo dedykowane właśnie dla chorych, po którym każdy otrzymuje osobiste błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. Po wspólnych modlitwach w kościele przychodzi czas na wspólne wypicie herbaty, zjedzenie pysznego ciasta i rozmowy.
Jest w nas wielki strach przed nowotworami: rak to słowo niosące ze sobą przerażenie, strach, poczucie utraty gruntu pod nogami. Rak to słowo, które szczypie.
Z lekkim niepokojem przybywam na spotkanie z osobami chorymi, po uczestnikach nabożeństwa widać pokoleniowy przekrój chorych. Obecne badania mówią o tym, że za kilka lat co czwarta osoba na Ziemi będzie chora na nowotwór. Też się chyba tego boję.
Wsparcie
Docieram na spotkanie w czasie, gdy wspólnota chorych świętuje urodziny Krzysztofa, dobrego ducha tych spotkań i zarazem piekarza ciast na te comiesięczne zgromadzenia.
Przy herbacie dowiaduję się o początkach wspólnoty o nazwie Nadzieja, założonej przez ks. Dariusza Borowca, dla którego bezpośrednią inspiracją jej założenia była choroba Mamy. Ksiądz Borowiec towarzysząc Mamie przez wiele lat podczas wizyt w wielu przychodniach i szpitalach, dostrzegł potrzebę wsparcia chorych, którzy oprócz lekarstw, chemii, operacji potrzebują także, a może przede wszystkim duchowego wsparcia.
Obecnie ks. Dariusz Borowiec jest proboszczem w parafii pw. Św. Ap. Piotra i Pawła w Piekarach Śląskich – Kamieniu. Gdy pytam go o powstanie wspólnoty w Tychach, odpowiada:
- Starałem się zawsze zapraszać na te spotkania ciekawe osoby, jakichś lekarzy czy inne autorytety, które mogłyby ubogacić chorych. Wspólnie modliliśmy się za siebie, czasem kierowałem jakieś słowo do chorych lub oglądaliśmy ciekawy, inspirujący film. Chciałem, aby te spotkania wzmacniały duchowo i dodawały nadziei tym, którzy mierzą się z chorobą. W mojej obecnej parafii także założyłem taką grupę.
Ksiądz Dariusz odpowiedzialny w tamtym czasie w Tychach za parafialną gazetkę Vox Clamantis, zaproponował założenie takiej grupy dla chorych a o opiekę nad nią poprosił Elżbietę i Krzysztofa z redakcji gazetki, którzy do teraz z oddaniem troszczą się o tę wspólnotową Nadzieję.
Być chorym
Na herbatę do salki przychodzi zdecydowanie mniej osób, niż było ich na nabożeństwie w kościele. To czas na wspólne poznawanie się, dzielenie doświadczeniem, a także na błahe rozmowy o życiu.
Pani Teresa opowiada mi swoją historię. Choroba doświadczyła ją kilka lat temu, kobieta przez wiele lat była pielęgniarką w szpitalu.
- Dopiero gdy zachorowałam, zrozumiałam przez własne doświadczenie, co to tak naprawdę znaczy być chorym.
Obecnie pani Teresa opiekuje się chorym mężem, z wielką radością przychodzi na te comiesięczne spotkania, czerpie z nich siłę i pogodę ducha.
Pani Teresa podzieliła się także uzdrowieniem, którego doświadczyła osobiście podczas jednego z Tyskich Wieczorów Uwielbienia, które odbywają się w parafii bł. Karoliny Kózkówny.
- Jezus uzdrowił mój brzuch, który był twardy jak deska. Chorowałam na jelita i Jezus mnie uzdrowił w chwili, gdy ksiądz przechodził z Najświętszym Sakramentem. To dla mnie bardzo ważne doświadczenie.
Nie jestem sama
Po drugiej stronie stołu usiadła energiczna pani Ela. Z wielkim przekonaniem mówi: Jesteśmy po to, by pomóc Jezusowi.
Pani Ela opowiedziała o swoim chorowaniu na nowotwór złośliwy, o tym, że jest wielką optymistką i od razu wiedziała, że wszystko będzie dobrze, przy czym od początku powiedziała lekarzom, żeby mówili jej, jak jest, całą prawdę, ale tylko jej, bo reszta rodziny już tak silna nie jest.
Lekarze zaproponowali operację taką, która udaje się raz na 30 zabiegów, pani Ela czuła, że wszystko się uda, że ona jest tym pozytywnym przypadkiem.
Poza tym wszyscy usłyszeliśmy o małej kapliczce, którą urządziła sobie kobieta w szpitalu, na stoliku towarzyszył jej wizerunek Maryi oraz kartka z napisem Nie jestem sama.
- Wiedziałam, że całe Niebo się mną opiekuje, a poza tym Siostry Elżbietanki się za mnie modliły, to dodawało mi siły.
Gdy opuszczała szpital, na odchodne usłyszała słowa, że jeszcze tu wróci nie raz. Tym słowom pani Ela dała zdecydowany odpór, mówiąc, że raczej to nie nastąpi, gdyż udaje się przed Najświętszy Sakrament.
I tak już nie wraca od 6 lat, a badający ja lekarz stwierdził, że choroba zatrzymała się w tamtym momencie, że nie postąpiła ani krok do przodu. Zaraz potem powstała ta grupa i od tego czasu pani Ela regularnie uczęszcza na spotkania.
Teraz wspólnotą opiekuje się ks. Joachim Ledwoń, który ze smutkiem zauważa, że obecnie choroba nowotworowa jest przyczyną większości pogrzebów, jakie odbywają się w parafii.
Nawet nie wiem, kiedy minął czas spotkania, atmosfera ciepła i życzliwa.
Ela zakasała rękawy i zabrała się za mycie naczyń, żartując, o tym, jak ks. Borowiec obiecał jej swojego czasu krem do rąk za to mycie filiżanek, do tej pory czeka, a kremu brak.
Ela i Krzysztof nie chorują na nowotwory, troszczą się o te spotkania, odnaleźli tu swoje miejsce, oprócz tego żyją blisko Kościoła, angażując się w życie parafii, w gazetkę, należą także do wspólnoty Żywego Różańca.
Krzysztof na każde spotkanie piecze w domu ciasto. Opowiedział o swojej mamie, która niestety umarła w czasie, gdy akurat powstawała wspólnota, na spotkaniu nigdy nie była. Był czas, gdy chciał przestać przychodzić, ale od księdza usłyszał wezwanie „zostań”. Więc został i dobrze czuje się wśród tych ludzi.
Spotkania dla osób chorych na nowotwory odbywają się w parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Tychach, w każdą ostatnią sobotę miesiąca. O godz. 19.00 ma miejsce nabożeństwo, potem wspólne spotkanie w kawiarence.
Choroba nowotworowa to trudne przeżycie nie tylko dla chorego, ale także dla bliskich. Jest to także ogromna przestrzeń w Kościele do duszpasterskiego zagospodarowania. Niech przykład tyskiej wspólnoty stanie się inspiracją dla innych parafii i ludzi Kościoła.