Przyjąć każde życie
Przyjąć życie to nie tylko zgodzić się na istnienie człowieka obok – to także zgodzić się na własne życie.
2019-03-25
Czy słyszeliście kiedyś o ukrytej antykoncepcji?
Niedzielny poranek, pierwszy dzień moich wakacji u rodziców. Śpię i śni mi się jakiś koszmar – stado słoni pędzących po jakimś stepie, prosto na mnie. Budzę się zlana potem, powtarzając sobie na wpół świadomie: jest szósta rano, to tylko sen… Ku mojemu zdumieniu, chociaż już nie śpię, stado słoni wciąż galopuje, gdzieś nad moją głową. Już wiem – to nie słonie, to dzieci sąsiadów…
Zazwyczaj w takich sytuacjach każdy z nas reaguje bardzo nerwowo: jedyny dzień w tygodniu, kiedy można się wyspać, a te „wstrętne bachory” skutecznie nam to uniemożliwiają. Zapewne tylko niechęć do wczesnego zrywania się z łóżka chroni naszych sąsiadów przed natychmiastową interwencją, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by przy najbliższej okazji powiedzieć im (mało życzliwie), co sądzimy o ich dzieciach.
Pani Wanda Półtawska w jednej ze swoich książek nazywa taką postawę ukrytą antykoncepcją – jesteśmy za ochroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci, otwarcie sprzeciwiamy się antykoncepcji i aborcji, ale jednocześnie irytują nas małe dzieci, odmawiamy im prawa do hałasowania, swobodnego zachowania w towarzystwie czy w miejscach publicznych, choćby w kościele… Oczywiście, nie chodzi o to, by małemu człowiekowi pozwalać na wszystko, w myśl zasady „to jeszcze dziecko”. Trzeba od małego wychowywać do właściwego zachowania się w każdym czasie i miejscu. Rzecz w tym, by strzec swego serca przed ciągłą złością na najmłodszych członków naszej ludzkiej społeczności. W końcu każdy z nas był kiedyś dzieckiem, każdy z nas biegał boso, z głośnym „przytupem”, każdy z nas śmiał się z całego serca i płakał wniebogłosy, gdy bolało lub gdy odmówiono mu ulubionej zabawki…
Przyjąć nowe życie
Dobrze znamy nauczanie Kościoła: życie ludzkie rozpoczyna się w momencie poczęcia i każde działanie mające na celu jego przerwanie jest po prostu zabójstwem. Jako ludzie wierzący angażujemy się w różne działania na rzecz ochrony życia: marsze dla życia, duchowa adopcja dziecka poczętego czy wiele innych. Warto jednak przy okazji Dnia Świętości Życia zapytać siebie, czy rzeczywiście przyjmuję każde życie: czy otaczam szacunkiem kobiety spodziewające się dziecka? czy z cierpliwością traktuję każde dziecko, także to, które mi przeszkadza np. w pracy? czy znajduję czas na rozmowę, spotkanie z moimi dziećmi? czy rodziny wielodzietne nie są dla mnie synonimem patologii społecznej? czy mam dobre słowo dla rodziców wychowujących dzieci?
Boże plany
Jakiś czas temu zadzwonił do mnie mój znajomy, z serdeczną prośbą o modlitwę: poczęło się nowe życie w ich rodzinie, ale żona nie potrafi tego zaakceptować. To ich czwarte dziecko, boi się, że nie poradzą sobie z wychowaniem i utrzymaniem tak licznej rodziny. Koleżanki w pracy też raczej kpią niż podtrzymują na duchu, podobnie zresztą lekarz ginekolog. Dlatego żona nosi się z zamiarem „usunięcia problemu”.
Moja wspólnota podjęła modlitwę, z drugiej strony – ojciec dziecka pomógł żonie znaleźć innego lekarza, który jest znanym przeciwnikiem aborcji. Chociaż w kobiecie nadal nie było wewnętrznej zgody na poczęte dziecko, jednak nie mówiła już o „zabiegu”.
Kilka miesięcy później w środku nocy maleństwo nieoczekiwanie zaczęło się wiercić w brzuchu mamy. To ją obudziło. Wstała, aby pójść do łazienki i wtedy usłyszała dziwne syczenie. Nie robiąc światła, obudziła śpiącego obok męża. Okazało się, że z zaworu umieszczonego na zewnątrz budynku wydobywa się gaz, który otoczył ich dom jak gęsta mgła. Mogli w każdej chwili wylecieć w powietrze. Wezwani na pomoc pracownicy pogotowia gazowego nie potrafili zrozumieć, jak to się stało, że przy tak dużym stężeniu gazu nie doszło do wybuchu. Mojemu znajomemu do dzisiaj drży głos, gdy o tym mówi. Ale wspomina tamto wydarzenie chętnie, podkreślając, że to jego jeszcze nienarodzony wtedy synek uratował życie całej rodzinie. Gdyby go nie było, mogło skończyć się bardzo źle… We mnie zaś zrodziła się myśl: Pan Bóg ma wobec każdego z nas jakiś plan, także wobec tych maleńkich dzieci, jeszcze w łonie mamy. Dzisiaj Mateuszek ma trzynaście miesięcy, a jego mama często powtarza, że nie wyobraża sobie życia bez niego.
Cieszyć się życiem
Przyjąć życie to nie tylko zgodzić się na istnienie człowieka obok – to także zgodzić się na własne życie. W naszym społeczeństwie nie brakuje, niestety, wiecznych malkontentów, niezadowolonych z rodziny, miejsca zamieszkania, wykonywanej pracy, sąsiadów… Powody można mnożyć. Tak naprawdę jednak, brakuje im jednego: zgody na własne życie, umiejętności przyjęcia tego, co mam, z wdzięcznością wobec Boga – Dawcy wszystkiego.
Jeśli wierzę, że Bóg jest Dawcą każdego życia, to muszę przyjąć, że również mojego. Może nie wszystko toczy się po mojej myśli, ale przecież Bóg – jak dobry Ojciec – wie lepiej, co jest potrzebne Jego dzieciom. W Ewangelii Łukasza czytamy: „Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona?” (Łk 11, 11-12). To, co otrzymuję, pochodzi z rąk Boga, więc musi być dobre.
Dlatego jakość mojego życia zależy w dużej mierze ode mnie. Tam, gdzie jest zgoda na otrzymane życie, tam rodzi się radość i pokój. Tam, gdzie tej zgody brak, mamy frustracje, nerwice, kompleksy, agresję.
Może warto w Dniu Świętości Życia otoczyć modlitwą nie tylko to nowe, poczęte życie, ale także swoje własne, by było owocne, oddane Bogu?