Naznaczony bólem – św. Ojciec Pio
Stygmat ramienia pozostawał ukrytą raną i nie był należycie opatrywany, jak pozostałe stygmaty. To przyczyniało się do jeszcze większego cierpienia ojca Pio. W przeżywaniu bólu, który sprawiała mu ta rana, przebywał on z Jezusem na osobności, sam na sam. Uczestniczył w konaniu Jezusa opuszczonego w Ogrójcu i na Golgocie.
2024-09-23
Trzydziestojednoletni zakonnik o delikatnej budowie ciała, po zakończonej Mszy świętej 20 września 1918 roku udał się do klasztornego chóru, by odprawić dziękczynienie. Gdy był pogrążony w modlitwie, zjawiła się tajemnicza postać, która odcisnęła mu na dłoniach, stopach i boku stygmaty. Jak okazało się wiele lat później, zakonnik otrzymał wówczas jeszcze jedną ranę, która jednak pozostała ukryta przed światem aż do jego śmierci.
Co to są stygmaty?
Terminem „stygmaty” (gr. stigma – piętno, znamię) określa się znaki na ciele, przypominające rany ukrzyżowanego Jezusa. Pojawiają się na tych częściach ciała, które u Jezusa w czasie męki zostały najdotkliwiej zranione. Są to ręce, nogi (miejsca wbicia gwoździ), klatka piersiowa (rana po przebiciu włócznią), plecy (rany po biczowaniu) oraz głowa (rany po koronie cierniowej).
W historii Kościoła odnotowano około czterysta przypadków stygmatyzacji, w tym u blisko osiemdziesięciu świętych. Tylko w jednym z nich stygmaty zostały uznane za autentyczne, czyli będące wynikiem interwencji samego Boga. Stało się tak w przypadku św. Franciszka z Asyżu – pierwszego stygmatyka w dziejach. Nie oznacza to, że rany przypominające rany ukrzyżowanego Jezusa, występujące u pozostałych świętych nie mają cech zjawiska nadprzyrodzonego, ale że Kościół nie zajął jeszcze ostatecznego stanowiska w tej kwestii.
Ślady Ukrzyżowanego
Pierwsze symptomy ran podobnych do ran Jezusa ukrzyżowanego pojawiły się u ojca Pio latem 1910 roku, kilka miesięcy po przyjęciu przez niego święceń kapłańskich. Zakonnik przestraszony i zawstydzony pojawieniem się niezwykłych ran, modlił się, by Pan „zabrał od niego te widoczne znaki”. Bóg wysłuchał jego modlitwy i stygmaty stały się na jakiś czas niewidzialne, choć pozostały dokuczliwie bolesne. Cierpienia wywołane owymi ranami występowały z różną częstotliwością i intensywnością w określonych dniach tygodnia przez następnych 8 lat. „Bolesna tragedia trwa dla mnie od czwartkowego wieczoru do soboty, a także we wtorek. Wydaje się, że moje serce, ręce i stopy przeszywa miecz – tak wielki jest ból, który odczuwam” – czytamy w jednym z listów ojca Pio. Ostatecznie stygmaty stały się widzialne 20 września 1918 roku. Miało to miejsce w chórze zakonnym, gdzie ojciec Pio klęczał samotnie przed krucyfiksem i odprawiał dziękczynienie po Mszy świętej. Podczas modlitwy ogarnęła go senność, której towarzyszyło poczucie głębokiego spokoju. Wówczas ujrzał przed sobą tajemniczą postać, której ręce, stopy i bok ociekały krwią. Gdy postać zniknęła, przerażony zakonnik poczuł przeszywający ból w rękach, stopach i boku, które zostały przebite i odtąd mocno krwawiły.
Po tym wydarzeniu stygmaty zostały naocznie zweryfikowane przez ówczesnego prowincjała, ojca Benedetto, który tak opisał to, co zobaczył: „To nie są plamy ani znamiona, ale prawdziwe rany przeszywające dłonie i stopy. Ta na boku to prawdziwe rozdarcie, które nieustannie broczy krwią albo krwistą cieczą”.
Zapowiedź pojawienia się tych bolesnych ran na ciele, ojciec Pio otrzymał od samego Jezusa. Pisał o tym w jednym ze swoich listów adresowanych do kierownika duchowego, ojca Agostina: „Przeniknięty zupełnie łaskawością Jezusa wobec mnie, skierowałem zwykłą modlitwę do Niego, robiąc to z większą poufałością: «O Jezu! Obym mógł kochać Cię! Obym mógł cierpieć tyle, ile chciałbym, aby Cię zadowolić i naprawić w jakiś sposób niewdzięczność ludzi wobec Ciebie!». Lecz Pan Jezus pozwolił mi usłyszeć w mym sercu wyraźniej Jego głos: «Mój synu! Miłość poznaje się w bólu; odczujesz go ostry w swej duszy, a jeszcze ostrzejszy w swym ciele»”.
Czynnik nadprzyrodzony
Stygmaty ojca Pio widziało wiele osób. Były one bowiem na przestrzeni lat przedmiotem wnikliwych badań lekarskich i naukowych analiz. Szczególnie władzom zakonnym zależało na uzyskaniu rzetelnej opinii medycznej dotyczącej źródła i przyczyn ran na ciele zakonnika. Pierwszym lekarzem, który badał stygmaty ojca Pio, był chirurg, prof. Luigi Romanelli. W swoim sprawozdaniu opisał je od strony medycznej i postawił następującą diagnozę: „Według mojej metody oceniania nie można zaklasyfikować tych ran jako zwykłe i powszechne, mające swe podłoże w chorobach zakaźnych albo urazowych. Wniosek jest taki, iż rany te mają zupełnie odmienny proces gojenia, niż inne rany. Jest zatem wykluczone, by pochodzenie ran ojca Pio miało źródło naturalne. Czynnik, który wywołał takie rany, powinien być bez wątpienia poszukiwany wśród zjawisk nadprzyrodzonych. Fakt ten jest fenomenem, którego nie sposób wytłumaczyć jedynie za pomocą wiedzy ludzkiej”.
Ukryta rana
Dzięki podobnym medycznym sprawozdaniom i naukowym ekspertyzom, o tych ranach, które ojciec Pio miał na dłoniach, stopach oraz boku, wiedzieli niemal wszyscy. Jedna rana natomiast – ta, która sprawiała mu największy ból – nie została ujawniona w czasie jego życia. Była to rana na prawym ramieniu – odciśnięte piętno dźwigania krzyża przez Jezusa (Jezus obecność tej dotkliwej rany na swoim ciele objawił św. Bernardowi, który później ułożył Modlitwę do Świętej Rany Ramienia).
Ojciec Pio wspomniał kiedyś swojemu duchowemu synowi, bratu Modestino, który pomagał mu w codziennych obowiązkach, że największy ból odczuwa przy zmianie podkoszulka. Ten jednak myślał, że chodzi o ból spowodowany raną boku. Dopiero po śmierci ojca Pio, w trakcie porządkowania jego ubrań, brat Modestino na jednym z nich zauważył dużą krwistą plamę, blisko obojczyka. Dopiero wtedy zorientował się dlaczego ojciec Pio wspominał o wielkim bólu w trakcie zmiany ubrania. Stygmat ramienia pozostawał ukrytą raną i nie był należycie opatrywany, jak pozostałe stygmaty. To przyczyniało się do jeszcze większego cierpienia ojca Pio. W przeżywaniu bólu, który sprawiała mu ta rana, przebywał on z Jezusem na osobności, sam na sam. Uczestniczył w konaniu Jezusa opuszczonego w Ogrójcu i na Golgocie. Również dzisiaj wielu chorych znosi swe cierpienia – podobnie jak ojciec Pio – w łączności z Jezusem i w ukryciu przed światem. Ileż bólu, smutku i łez pozostaje zakrytych przed ich rodzinami i osobami z najbliższego otoczenia. Jakże wielkiego męstwa wymaga cierpliwe znoszenie bólu w cichości serca, bez narzekania i złorzeczenia. Jakże ogromnej wiary potrzeba, by bez rozgłosu złączyć swój dotkliwy ból z bólem Jezusa... Ojciec Pio, który ukrywał przed światem swoją najdotkliwszą ranę, zdaje się podpowiadać osobom cierpiącym, że każdy ich ból, zwłaszcza ten ukryty i niezrozumiany przez innych, jest niczym drogocenny kanał, przez który Bóg zlewa na świat swoje łaski.
Powiernik tajemnicy
W 1948 roku ojciec Pio powiedział o istnieniu stygmatu na ramieniu tylko jednej osobie. Tą osobą był dopiero co wyświęcony na kapłana Karol Wojtyła – przyszły papież. Wokół ich spotkania narosło w późniejszym czasie wiele legend. Jedną z nich było twierdzenie, jakoby ojciec Pio miał przepowiedzieć Karolowi Wojtyle wybór na papieża oraz zamach na jego życie. Wszelkie spekulacje uciął po latach sam Jan Paweł II, kiedy ujawnił prawdziwą treść rozmowy z ojcem Pio: „Rozmawialiśmy jedynie o jego stygmatach. Zapytałem, który ze stygmatów sprawia mu największy ból. Byłem przekonany, że ten w sercu. Ojciec Pio bardzo mnie zaskoczył, mówiąc: «Nie, najbardziej boli mnie ten na ramieniu, o którym nikt nie wie i który nawet nie jest opatrywany»”.
Może zastanawiać fakt, że ojciec Pio nie powiedział o tej ranie swoim współbraciom, a młodemu polskiemu księdzu, którego przypadkiem spotkał w zakonnej zakrystii. Wiele osób dopatruje się w tym zdarzeniu dowodu na to, że zakonnik przeniknął przyszłość księdza Wojtyły i tym osobistym wyznaniem dotyczącym ukrytej rany, chciał podkreślić, że Bóg wybrał go do wielkiej misji.
Święty bliski Apostolstwu Chorych
Ojciec Pio od młodości był człowiekiem chorowitym. Ze względu na stan zdrowia nie wiadomo było nawet, czy zdoła ukończyć przygotowania do kapłaństwa i przyjąć święcenia. Bóg jednak dał mu łaskę przyjęcia święceń i codziennego sprawowania sakramentów świętych. Obdarzył go także wyjątkową i trudną do spełnienia misją. Ojciec Pio miał realnie wchodzić w sekret cierpień duchowych i fizycznych Chrystusa, ofiarującego się Bogu Ojcu za zbawienie grzeszników. Jezus wybrał go i przez dar stygmatów upodobnił w widzialny sposób do Siebie – ukrzyżowanego i cierpiącego. Ojciec Pio konsekwentnie i mężnie podążał drogą krzyża, rozbudzając w sobie pragnienie współcierpienia z Jezusem w ofierze miłości za Kościół, grzeszników i dusze w czyśćcu cierpiące. W jednym z listów do kierownika duchowego pisał: „Odczuwam potrzebę ofiarowania się Bogu jako żertwa ofiarna za biednych grzeszników i za dusze w czyśćcu. To ofiarowanie siebie Panu Bogu uczyniłem kilkakrotnie, zaklinając Go, aby chciał przenieść na mnie kary przygotowane dla grzeszników i dla dusz w czyśćcu, a nawet stokrotnie je pomnożył wobec mnie, byleby tylko nawrócił i zbawił grzeszników, a także szybko przyjął do nieba dusze czyśćcowe”.
Cała, trwająca blisko 60 lat, posługa ojca Pio, skupiała się na sprawowaniu sakramentów świętych i kierownictwie duchowym. Są to posługi właściwe każdemu kapłanowi, ale u ojca Pio osiągnęły poziom heroicznej miłości. Oczywiście, posługa ta była nad wyraz płodna i przynosiła głębokie duchowe owoce także dlatego, że ojciec Pio miał nadzwyczajne charyzmaty: stygmaty, dar bilokacji czy umiejętność czytania w ludzkich sercach. Dawało mu to wgląd w stan ludzkiego ducha i możliwość stosowania takiego lekarstwa, aby penitent mógł jak najszybciej wyjść z duchowej choroby. Aby skutecznie pomagać innym, ojciec Pio nie tylko modlił się za nich, ale także pokutował za ich grzechy i ofiarował za nich swój ból i cierpienia. To wszystko sprawiało, że jego posługa była skuteczna i ciągle przynosi wielkie owoce w postaci nawróceń i duchowej przemiany wielu ludzi, którzy się do niego zwracają.
Modlitwa do Świętej Rany Ramienia Jezusa
O najukochańszy Jezu Mój, Najcichszy Baranku Boży!
Ja, biedny grzesznik, pozdrawiam i czczę tę Ranę Twą Najświętszą, która Ci sprawiała ból bardzo dotkliwy, gdy niosłeś krzyż ciężki na swym Ramieniu – ból cięższy i dotkliwszy niż inne Rany na Twym Świętym Ciele.
Uwielbiam Cię, oddaję cześć i pokłon z głębi serca. Dziękuję Ci za tę najgłębszą i najdotkliwszą Ranę Twego Ramienia.
Pokornie proszę, abyś dla tej srogiej boleści Twojej, którą wskutek tej Rany cierpiałeś i w imię Krzyża Twego ciężkiego, któryś na tej Ranie Świętej dźwigał, ulitować się raczył nade mną, nędznym grzesznikiem, darował mi wszystkie grzechy i sprawił, abym wstępując w Twoje krwawe ślady, doszedł do szczęśliwości wiecznej. Amen.