W objęciach lęku
23 lutego przypada Światowy Dzień Walki z Depresją. O depresji, którą paradoksalnie mogą powodować także pozytywne wydarzenia oraz o wielkiej roli osób wspierających chorego, opowiada lekarz psychiatra dr Waldemar Kreis.
2023-02-23
REDAKCJA: – Jest Pan lekarzem psychiatrą z 20-letnim doświadczeniem. Domyślam się zatem, że temat depresji zna Pan doskonale z zawodowej praktyki.
DR WALDEMAR KREIS: – Niestety nie tylko z zawodowej praktyki, ale także z osobistego doświadczenia. Przed kilku laty z depresją walczyła moja żona. W pracy na co dzień stykam się z osobami cierpiącymi na rozmaite schorzenia psychiczne, a rozpoznanie depresji należy do najczęściej stawianych przeze mnie diagnoz.
–Kim są pacjenci, u których rozpoznaje Pan depresję?
– Tutaj nie ma żadnej reguły czy podręcznikowej definicji. Na depresję chorują ludzie w każdym wieku, o różnym statusie społecznym, przedstawiciele wielu zawodów. Choroba ta może dotknąć każdego, niezależnie od tego czy jest wykształcony i cieszy się poważaniem wśród znajomych, czy może raczej wegetuje gdzieś na obrzeżach społeczeństwa, spotykając się z odrzuceniem i niechęcią innych. Depresja nie jest chorobą ani arystokratów, ani życiowych rozbitków. Jest chorobą wszystkich bez wyjątku.
– To niezbyt optymistycznie brzmiąca teza.
– Być może faktycznie brzmi to nieciekawie, ale na pocieszenie mogę powiedzieć, że bardzo wielu chorym udaje się pomóc, tak, że wracają do trwałego zdrowia psychicznego. Aby jednak było to możliwe, muszą spełnić jeden podstawowy warunek – zgodzić się na leczenie pod kierunkiem fachowca. Z zawodowej praktyki wiem, że to połowa sukcesu. Owszem, można próbować jedynie faszerować kogoś antydepresantami i liczyć, że wszystko jakoś samo rozejdzie się po kościach, ale według mnie to strata czasu. Same lekarstwa najczęściej nie rozwiązują problemu. Potrzebne jest wsparcie psychoterapii. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że oczywiście istnieją różne postaci depresji, również takie, które nie wymagają leczenia farmakologicznego. Po to właśnie potrzebna jest fachowa konsultacja psychiatryczna, aby dobrać odpowiednie leczenie w konkretnym przypadku.
– Co charakteryzuje osoby cierpiące na depresję, jakie są objawy tej choroby?
– Wśród najczęstszych objawów depresji wymienia się długotrwałe obniżenie nastroju, brak życiowej energii, zaburzenia snu, zanik apetytu, gwałtowny spadek masy ciała, rozdrażnienie, napady płaczu i gniewu, brak planów na bliższą i dalszą przyszłość oraz zobojętnienie na rzeczywistość. Jak już wspomniałem, istnieją różne postaci depresji i w zależności od typu choroby oraz stadium jej objawy mogą się na przemian nasilać i łagodnieć. Wiele zależy także od indywidualnych uwarunkowań chorego.
– Jakie okoliczności i wydarzenia mogą wywołać depresję?
– Przyczyny depresji mogą być bardzo różne. Najczęściej są nimi jakieś bolesne przeżycia, np. śmierć bliskiej osoby, utrata pracy, rozstanie ze współmałżonkiem, zawód miłosny. Trzeba pamiętać, że okoliczności wywołujące stany depresyjne nie są jednakowe u wszystkich pacjentów. To, co jednego człowieka jest w stanie doprowadzić do załamania nerwowego, na innym może nie zrobić żadnego wrażenia. Każdy z nas bowiem ma sobie właściwą wrażliwość i odporność na sytuacje kryzysowe. Każdy też w inny sposób reaguje na niepowodzenia i wyrządzone mu krzywdy. Niezwykle ciekawym zjawiskiem z medycznego punktu widzenia są stany depresyjne spowodowane – paradoksalnie –pasmem życiowych sukcesów. Okazuje się, że depresję mogą wywołać nie tylko trudne czy wręcz tragiczne wydarzenia. Kilka lat temu miałem pacjentkę, u której zdiagnozowałem depresję. Nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie fakt, że choroba wystąpiła u niej nie na skutek bolesnych przeżyć, ale była wynikiem licznych osiągnięć zawodowych i dobrej passy w życiu rodzinnym.
– Jak to możliwe?
– Spróbuję wyjaśnić to w prosty sposób. Załóżmy, że pan Kowalski to ktoś, kto świetnie radzi sobie w życiu. Jest zdrowy, zamożny, dobrze wykształcony. Na dodatek ma piękną i kochającą żonę oraz gromadkę zdolnych dzieci. Jest szczęśliwy, a błogostan, którego doświadcza, dotyczy niemal każdej dziedziny jego życia. Krótko mówiąc: raj na ziemi. I oto pośród tego błogostanu nasz Kowalski zaczyna coraz częściej martwić się o to, czy aby na pewno da radę utrzymać owo wysokie życiowe „C”. Aby zagłuszyć pojawiające się obawy, więcej pracuje, bardziej się stara, intensywniej adoruje żonę, aktywniej spędza czas z dziećmi. Niby funkcjonuje na wyższych obrotach, generując pozytywne uczucia i wzmacniając relacje, a w rzeczywistości – nie do końca świadomie – zaczyna żyć w lęku o siebie i o wszystko, co stanowi o jego szczęściu. Ów lęk da o sobie znać znacznie później – dopiero wówczas, gdy pan Kowalski będzie trwał w jego objęciach na dobre. Ten prosty przykład pokazuje, że depresję może wywołać także ciąg pozytywnych wydarzeń, gdy nie zna się umiaru w pogoni za pomnażaniem dóbr i utrzymaniem wspaniałego samopoczucia.
– Przypomina mi się w tym miejscu piękna myśl ks. Jana Twardowskiego, który mawiał, że „w życiu musi być dobrze i niedobrze, bo jeśli jest tylko dobrze, to jest niedobrze”.
– Ksiądz Twardowski trafił w dziesiątkę! Dokładnie tak jest. Z punktu widzenia psychologii i psychiatrii życie, które jest tylko pasmem sukcesów, stanowi dla człowieka ogromne zagrożenie. Nie oznacza to oczywiście, że każdy taki Kowalski, o którym mówiliśmy, musi od razu przejść załamanie nerwowe lub zachorować na depresję, bo powiodło mu się w życiu. Należy się cieszyć dobrem, sukcesami, pieniędzmi, uzdolnieniami i wszystkim, co przynosi nam szczęście. Trzeba jednak zawsze pamiętać, że życie bez trudności, kryzysów i przeszkód jest zwykłą ułudą i kurczowe trzymanie się takiej bezproblemowej wizji świata może doprowadzić do tragedii.
– Czy osobie chorej na depresję, oprócz lekarza, mogą pomóc także najbliżsi?
– Oczywiście. Rola, jaką mogą spełnić najbliżsi chorego jest nie do przecenienia. I jak wiemy, dotyczy to nie tylko osób cierpiących na depresję, choć w ich przypadku ma to szczególne znaczenie. Jeśli miałbym coś doradzać, to przede wszystkim permanentną obecność. Nie tylko obecność w znaczeniu fizycznego kontaktu, ale przede wszystkim dawanie poczucia, że przeżywa się z chorym jego stan. Każdy człowiek, zwłaszcza chory, pragnie usłyszeć od znaczących dla niego osób słowa wsparcia i solidarności. Nie chodzi tutaj oczywiście o puste pocieszanie, takie „na odczepnego”, ale o serdeczne współczucie i zrozumienie. Kiedyś przeżywałem ogromne napięcie związane z problemami w szpitalu, w którym pracowałem. Chodziłem podenerwowany, markotny, przez długie tygodnie nie umiałem sobie znaleźć miejsca. Pamiętam, że jeden z moich przyjaciół – osoba, którą bardzo cenię i na opinii której mi zależy – wypowiedział do mnie wówczas proste i zarazem leczące słowa: „Trzymaj się, jestem z tobą”. To mi wystarczyło. Zyskałem pewność, że ktoś bardzo ważny w moim życiu, ktoś z kim łączą mnie bliskie i zażyłe relacje, troszczy się o mnie i kibicuje mi. Ów przyjaciel nie musiał być wciąż u mego boku, abym czuł, że jest naprawdę blisko. Byłem pewien, że martwi się o mnie, że w razie czego jest gotowy przyjść mi z pomocą, mimo, że nie widywaliśmy się każdego dnia. Kiedy nie mogliśmy się spotkać telefonował do mnie i rozmawialiśmy. Wówczas było dla mnie bardzo istotne to, że ktoś pamięta o mnie regularnie i konsekwentnie. To dawało mi siłę.
– Konsekwencja, o której Pan wspomina, może być czasem wielkim wyzwaniem dla osób, które wspierają chorego na depresję...
– To prawda. Osoby depresyjne w trakcie wychodzenia z choroby, potrzebują stałego punktu oparcia. Potrzebują powtarzającej się mobilizacji. To wymaga nieraz wielkiej samodyscypliny ze strony osób wspierających. Często bowiem muszą one pokonywać te same przeszkody, wciąż od nowa, przez wiele tygodni terapii. Może się wydawać, że wszystko, co udało się im zbudować mrówczą pracą, nagle popada w ruinę. Wtedy owa konsekwencja i nie uleganie zniechęceniu mogą chorego z depresją po prostu uratować. Bo on sam często nie ma siły walczyć i wówczas potrzebuje uporu i determinacji swoich najbliższych.
– Ktoś, kto ma obok siebie choćby jedną taką bliską osobę, może uważać się za bardzo hojnie obdarowanego.
– Tak. Wierny przyjaciel, zwłaszcza w dzisiejszej rzeczywistości, jest w cenie! Oby nikomu z nas takich właśnie przyjaciół nigdy nie brakowało.