Pogłębić duchowe pragnienia
Homilia ks. Wojciecha Bartoszka na III niedzielę Wielkiego Postu.
2020-03-15
Obecny czas sprzyja, abyśmy odnowili głębsze, duchowe pragnienia, które każdy z nas posiada. Nieraz są one „przysypane” innymi, czysto-ludzkimi pragnieniami. Jedni np. mówią: „chcę być wiecznie młodym i pięknym”. Inni dorzucają bogactwo, sławę. Wiele wysiłku wkładają w realizację tych marzeń. Są i takie osoby, które dążą do odkrywania w swoim życiu dobra, prawdy, piękna. To wielkie pragnienia. Małżeństwo, rodzina, praca traktowana jako powołanie do służby, np. wobec osób chorych i niepełnosprawnych, mogą stać się realizacją takich pragnień.
Warunkiem rozwoju każdego człowieka jest odkrywanie głębszych pragnień. Założenie rodziny, ochrona jej przed niebezpieczeństwami, wychowanie dzieci; budowanie trwałych relacji, stały rozwój naukowy i zawodowy, ciekawe zainteresowania, pociągające pasje stają się źródłem wielu satysfakcji. Pragnienia kształtują człowieka do końca życia. Widzimy je także u Jezusa. W obliczu zbliżającej się śmierci wołał: „Pragnę!”. Człowiek dojrzały doświadczając wielkiego cierpienia, nawet przed śmiercią posiada głębokie pragnienia. Rezygnacja z dobrych pragnień, czy też poddawanie się powierzchownym i zniekształconym pragnieniom prowadzi do regresu.
Istnieją dwie grupy pragnień: naiwne i mądre, powierzchowne i sięgające głębi naszego istnienia. Pragnienia są dobre, jeśli podporządkowane są wyższym celom. Nie ma nic złego w pragnieniu bycia sławnym i bogatym, jeśli jednak wskazany cel człowiek realizuje kosztem własnego zdrowia, kosztem rodziny, to poprowadzi go to prędzej, czy później na manowce.
Najważniejszymi pragnieniami obecnymi w naszym życiu są pragnienia kochania i bycia kochanym, pragnienia życia we wspólnocie. Ofiarowanie siebie (czasu, talentów…) drugiej osobie oraz przyjęcie takiego daru od bliźniego. W obecnym czasie to ofiarowanie może dotyczyć prostych czynności, które mogą ułatwić życie starszym osobom: propozycja zrobienia zakupów, czy też pójście do apteki.
Najgłębszymi pragnieniami są te, które dotyczą duchowości; życie duchowe jest najgłębszą „warstwą” naszego życia. Nieraz „warstwa” ta jest „przysypana” innymi powierzchownymi pragnieniami. Modlitwa jest dobrym czasem, aby „odgrzebać” te duchowe pragnienia.
Nikomu nie da się narzucić odpowiedniej hierarchii pragnień, podobnie jak nikogo nie da się zmusić do tego, by kochał, np. by pomagał osobom starszym, czy chorym. Pragnienia niejako kształtują się przez doświadczenia życiowe, dzięki wychowaniu. Jako uczniowie Jezusa odkrywamy wartość Słowa Bożego, które staje się dla nas miejscem formacji pragnień. Głębsze pragnienia człowiek kształtuje nieraz w wielkim pocie czoła, przy wzmożonym wysiłku duchowym. Idą one nieraz „w poprzek” współczesnej cywilizacji, upatrującej najwyższą wartość w przyjemności zmysłowej.
Zastanówmy się, jakimi pragnieniami kierujemy się w życiu?
W dzisiejszej ewangelii jesteśmy świadkami spotkania Jezusa z pewną kobietą. Spotkanie to ma miejsce przed szóstą, czyli w południe według naszego liczenia czasu. Jezus jest zmęczony wędrówką, jest spragniony z powodu południowego upału, zatrzymuje się i siada przy studni. Jest spragniony wody, jednak Jego pragnienie wskazuje na coś głębszego: Jezus pragnie spotkania z człowiekiem i dlatego czeka.
Historia tej głębokiej na 32 metry i szerokiej na ponad 2 metry studni – ważnego miejsca dla codziennego życia Izraelitów – sięga czasów opisanych w pierwszej księdze Pisma świętego, w Księdze Rodzaju. Studnię tę podarował Jakub Józefowi. Studnia i mieszcząca się w niej źródlana woda jest więc darem. Przypominają się słowa, które wypowiedział Jezus: „Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije!” (J 7, 38-39). To nie woda, ale Jezus staje się darem dla przychodzącego do Niego człowieka. Pragnie obdarować go, zwłaszcza tego, który jest zmęczony wędrówką swojego życia, jest zniechęcony realizacją powierzchownych pragnień, doświadcza wewnętrznej pustki, boi się i dlatego szuka wytchnienia. Wielu z nas może odnaleźć siebie w tym doświadczeniu. Zwłaszcza dzisiaj.
Przyjrzyjmy się pedagogii działania Jezusa wobec kobiety, która do Niego przychodzi. Rozpoczyna rozmowę: „Daj Mi pić!”. Wezwanie Jezusa wzbudza potrójne zdziwienie Samarytanki. Po pierwsze mężczyzna prosi kobietę o wodę, po drugie czyni to Żyd wobec Samarytanki, przedstawicielki znienawidzonego przez Żydów narodu, i po trzecie prosi ją o wydobycie wody, nie mając czerpaka pomocnego w wyciągnięciu wody z tak wielkiej głębokości.
Od samego początku rozmowy Jezus jednak kieruje jej serce na głębsze rozumienie rzeczywistości wody. Prowadzi Samarytankę do zrozumienia: źródło ze studni Jakubowej jest niewystarczające, jest ubogie, nie zaspokoi najgłębszych pragnień obecnych w człowieku. Woda ze studni może zaspokoić jedynie na chwilę ludzkie pragnienie. Mówi jej mniej więcej tak: istnieje Ktoś inny, kto potrafi zaspokoić najgłębsze pragnienia. Powoli odsłania przed nią prawdę o Sobie samym, czyni to stopniowo, ona również stopniowo odkrywa prawdę o Nim jako o Synu Bożym. Najpierw zwraca się do Niego per pan, następnie per prorok, a na końcu odkrywa w Nim Mesjasza. Im bardziej odkrywa, kim jest Jezus, równocześnie poznaje, kim ona jest. Poznaje prawdę o sobie.
Jezus dotyka w niej najgłębszej rany: mówi o mężczyznach w jej życiu. Samarytanka, która przyszła w południe do studni, czyli o porze kiedy inni pozostają w domu, być może przyszła o tej godzinie, by nie pokazywać się przed innymi. Przeżywała wstyd. Miała poczucie winy. Była kobietą cudzołożną. Jezus pomaga odsłonić tę ropiejącą w jej sercu ranę. Czyni to subtelnie. Jego Słowo, jak chirurgiczny skalpel, wydobywa z niej prawdę o niej samej. Jezus prowadzi ją do nawrócenia.
W Wielkim Poście, kiedy jesteśmy wezwani do nawrócenia, dzisiejsza ewangelia pomaga nam w osobistym nawróceniu. Czym ono jest? Jest nim poznanie Jezusa i Jego nieskończonej miłości, którą ma wobec każdego z nas. Jezus swoim Słowem odsłania najgłębsze nasze pragnienia: bycia przyjętym i kochanym! W drugim czytaniu, św. Paweł dopowiada: „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany. Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników”!
Samarytanka mówi do Jezusa: „Panie widzę, że Ty jesteś prorokiem”. Ona widzi, tzn. doświadcza miłości Chrystusa, ale nie tej miłości, którą dawali jej poprzedni mężczyźni, miłości egoistycznej. Doświadcza miłości uwalniającej jej serce z ciężarów. Jezus podnosi ją z jej pochylenia grzechem, z jej wstydu i oczyszcza. Podobna jest również nasza droga nawrócenia: najpierw poznanie, tj. doświadczenie Miłości Boga! Jezus, podobnie jak wobec Samarytanki, tak również wobec nas, swoim Słowem odsłania głębokie pokłady pragnienia bycia kochanym. Czyni to zwłaszcza, gdy doświadczamy odrzucenia, pustki, niespełnienia w życiu, gdy boimy się! Równocześnie swoim Słowem odsłania przed nami prawdę o nas samych, nieraz smutną prawdę. Nie musimy się kryć przed Nim ze swoimi słabościami i grzechami. Nie musimy „się wybielać”. On zna naszą nędzę i pustkę lepiej, niż my sami. On już wcześniej przeniknął serce Samarytanki. Nieraz nasze „głody miłości” i poczucie pustki są tak wielkie, jak ewangeliczna studnia, głęboka na 32 metry. Jezus przychodzi dzisiaj, aby zaspokoić nasze najgłębsze pragnienia. Amen.