Płacz Jezusa znakiem Bożej miłości i sprawiedliwości
Co płacz Jezusa oznacza dla nas? To wielki znak prorocki. Jezus nas kocha, pragnie dla nas pokoju, jak pragnął go dla Jerozolimy. Jezus nie chce naszej zguby. Ale nie wstrzyma jej, jeśli my sami poprzez nasze grzeszne postępowanie doprowadzimy siebie do katastrofy.
2020-11-18
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Łk 19, 41-44
XXXIII tydzień zwykły
Chwila była bardzo uroczysta i podniosła. Jezus otoczony rzeszą uczniów, siedząc na osiołku, zjeżdżał w triumfalnym pochodzie z Góry Oliwnej do Jerozolimy. Zwolennicy Jezusa wołali: „błogosławiony Ten, który przychodzi jako król w imię Pana”. I chyba nikt nie spodziewał się, że właśnie w tym momencie Jezus rozpłacze się. To było głośne zawodzenie, wielki lament, na co wskazuje użyte w tym miejscu tekstu greckie słowo klaio. Płacz Jezusa musiał tak wstrząsnąć świadkami, że wszyscy zapamiętali tamto miejsce i dlatego też tradycja potrafi je dziś dokładnie wskazać. Znajduje się tam dziś kościół zatytułowany Dominus flevit (Pan zapłakał). Z tego miejsca pielgrzymi mogą dziś podziwiać niezwykłą panoramę współczesnej Jerozolimy.
Jezus miał przed oczami widok na ówczesną Jerozolimę. Przede wszystkim widział z tego miejsca wielkość i piękno świątyni jerozolimskiej. I zamiast wpaść w głęboki zachwyt, ogarnia Go lament. Płacząc, wypowiedział życzenie pod adresem Jerozolimy: „o, gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi”. I dodał z głębokim smutkiem, wiedząc, że życzenie się nie spełni: „lecz teraz jest to zakryte przed twymi oczyma”. Jezus z jednej strony życzy pokoju Jerozolimie, ale z drugiej strony wie, że jej mieszkańcy nie chcą przyjąć tego, co pokojowi służy. W tradycji żydowskiej pokój był rozumiany jako dar Boży, jako skutek przymierza, które Bóg zawarł z narodem wybranym. Płacz Jezusa ma charakter prorocki. Podobnie parę wieków wcześniej prorok Jeremiasz przestrzegał, że jeśli Izraelici nie zaufają swojemu Panu i nie odwrócą się od obcych bogów, utracą upragniony pokój i doświadczą skutków wojny i niewoli. Jezus płacze nad tym, że mieszkańcy miasta nie rozpoznali w Nim Mesjasza Pańskiego, który pragnąL przynieść pokój, wypływający z więzi z Nim.
Dalsze słowa Jezusa są jeszcze bardziej dramatyczne. Zapowiadają katastrofę miasta: „bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia”. Płacz Jezusa był płaczem proroka, proroka niewysłuchanego, co więcej: proroka parę dni później straconego na drzewie krzyża. Jednak samo proroctwo Jezusa wypełniło się. Mniej więcej 40 lat później Rzymianie zrównali z ziemią Jerozolimę, dokonując zagłady mieszkańców i burząc totalnie wszystko, w tym świątynię, do dziś nie odbudowaną. Jezus widział ze stoków Góry Oliwnej świątynię; współcześni pielgrzymi jej nie widzą, bo jej nie ma.
Płacz Jezusa ukazał Jego wielką miłość do Jerozolimy. Myśl o zburzeniu miasta nie rodziła w Nim żadnej satysfakcji. Równocześnie jednak płacz Jezusa nad miastem zapowiedział sprawiedliwość Bożą, wyrażającą się w tym, że Bóg dopuścił zgubne konsekwencje dla miasta z powodu nieprzyjęcia Mesjasza Bożego. Sprawiedliwość Boża nie polegała na zemście Boga, ale na dopuszczeniu negatywnych konsekwencji ludzkich działań. To nie tyle Bóg osądził czyny mieszkańców Jerozolimy, ile same ich czyny doprowadziły do katastrofy, którą Bóg dopuścił i w tym właśnie wyraziła się sprawiedliwość Boża.
Co płacz Jezusa oznacza dla nas? To wielki znak prorocki. Jezus nas kocha, pragnie dla nas pokoju, jak pragnął go dla Jerozolimy. Jezus nie chce naszej zguby. Ale nie wstrzyma jej, jeśli my sami poprzez nasze grzeszne postępowanie doprowadzimy siebie do katastrofy.
Ta katastrofa może mieć charakter doczesny. Nastąpi ona wówczas, gdy nasze uparte złe postępowanie ściągnie na nas jakieś cierpienia. Bo choć nie każde cierpienie jest karą, bo jakże często cierpią niewinni, to jednak cierpienie może mieć charakter kary, gdy związane jest z naszą winą, z naszym grzechem. Jeszcze raz powtórzmy: bardzo często cierpią ludzie niewinni. W Starym Testamencie niewinnie cierpiał sprawiedliwy Hiob, w Nowym Testamencie – najniewinniejszy z ludzi: Jezus Chrystus. A i dziś bardzo często wielu cierpi niewinnie. Wystarczy spojrzeć na choroby i cierpienia dzieci. To wielka tajemnica ludzkiego cierpienia. Jednak należy też pamiętać, że cierpienia mogą mieć charakter kary, gdy są związane z naszą winą. I dlatego czasem ludzie, znając swoje wcześniejsze grzeszne postępowanie, mówią, gdy dotknie ich jakieś cierpienie lub choroba: Bóg mnie pokarał. To nie musi być zdanie fałszywe, bo może cierpienie jest rzeczywiście jakąś negatywną konsekwencją ich wcześniejszego grzesznego życia, którą teraz postrzegają jako karę Bożą.
Katastrofa w naszym życiu może mieć niestety charakter wieczny, jeśli nie nawrócimy się przed śmiercią. A zdążył się nawrócić łotr wiszący obok Jezusa na krzyżu. Bo choć konsekwencje naszych złych czynów mogą być naprawdę poważne i Bóg może je na nas dopuścić (łotr wiedział, że cierpi zasłużenie, że spotyka go zasłużona kara), to jednak póki żyjemy, mamy czas na nawrócenie. Zresztą katastrofa doczesna, czyli cierpienia, które nas zasłużenie spotykają, mogą być dla nas szansą na opamiętanie, by zdążyć przed śmiercią z naszym nawróceniem. Łotra dotknęła katastrofa doczesna, ale uniknął katastrofy wiecznej; usłyszał od Jezusa: „dziś ze mną będziesz w raju”. Obyśmy i my zdążyli. Bo „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”. Jezus kochał Jerozolimę, pragnął dla niej pokoju i nie chciał jej katastrofy. Jezus kocha również nas i nie chce naszego potępienia, pragnie dla nas pokoju doczesnego i wiecznego.