Jezus u bram
Warto na koniec Wielkiego Postu, u progu Wielkiego Tygodnia, Triduum Paschalnego i Świąt Zmartwychwstania zapytać siebie, czy przypadkiem nie jestem zatwardziały. Czy z całą wiedzą, bagażem doświadczeń, wspomnieniami, myślami i uczuciami, nie zbudowałem wokół siebie solidnego muru, który gwarantuje, że będzie tak, jak ma być, że będzie z grubsza tak, jak było.
2023-03-31
Wielki Post powoli dobiega końca, zbliżamy się do obchodów najważniejszych Świąt w czasie roku liturgicznego. Liturgia wiedzie nas więc coraz bliżej wydarzeń Paschalnych — narracja nabiera tempa, zagrożenie życia Jezusa staje się coraz bardziej wyraźne i jednoznaczne. Zwróćmy uwagę, że kluczowa dla rozwoju wydarzeń poprzedzających mękę Jezusa stała się ewangeliczna scena z ubiegłej niedzieli – wydarzenia w Betanii, w domu Marii, Marty i Łazarza. Ze względu na miejsce i okres roku (bliskość świąt żydowskich) wydarzenie to – wskrzeszenie Łazarza – zobaczyło na własne oczy bardzo wielu Żydów. Dużo więcej prawdopodobnie słyszało o nim. Zapewne był to jeden z tematów poruszanych powszechnie w grupach pielgrzymów, w tłumach, na ulicach. Jezus – wielki prorok, objawił moc i wskrzesił zmarłego od kilku dni człowieka. I tak wielu to widziało.
Właśnie w reakcji na to konkretne wydarzenie, Sanhedryn – rada Żydowska, podejmuje decyzję, że trzeba zgładzić Jezusa. Zdają sobie sprawę, że czyni On wielkie rzeczy. Co więcej przewidują, że jeśli nic nie zrobią, to „wszyscy uwierzą w Niego”.
Zobaczmy ten paradoks. Arcykapłani widzą człowieka – Jezusa, który czyni tak wielkie i wspaniałe dzieła, że przyznają, że zapewne z czasem wszyscy w Niego uwierzą. Mimo to jednak oni sami nie wierzą! Mają tak trwały i wyraźny obraz swojego wyobrażenia Boga i Prawa w swoich głowach i sercach, że nawet człowiek wstający z martwych (Łazarz) nie jest w stanie ich przekonać do zmiany.
W języku polskim funkcjonuje (choć już nieco jako archaizm) piękne słowo „zatwardziały”. Piękne, bo w swoim brzmieniu zawiera trzon „twardy”. Arcykapłani mieli zatwardziałe serca. Aby sobie ich wyobrazić można pomyśleć o wielkiej, warownej twierdzy – zamku wzniesionym przez wiedzę, intelekt i władzę. Olbrzymie mury i wieże. Taka osada nie do zdobycia. I choć rzeczywiście postawa ich serca – warownej twierdzy z twardym murem ze skały, dawała im poczucie bezpieczeństwa i poczucie, że w sposób sumienny i dokładny kultywują tradycję ojców, to jednak właśnie ta postawa doprowadziła do katastrofy.
Warto na koniec Wielkiego Postu, u progu Wielkiego Tygodnia, Triduum Paschalnego i Świąt Zmartwychwstania zapytać siebie, czy przypadkiem nie jestem taki zatwardziały. Czy z tą całą wiedzą, bagażem doświadczeń, wspomnieniami, myślami i uczuciami, nie zbudowałem wokół siebie solidnego muru, który gwarantuje, że będzie tak, jak ma być, że będzie z grubsza tak, jak było. Muru, który gwarantuje mi kontrolę nad biegiem wydarzeń. Twierdzy, która powoduje, że to ja jestem królem swojego życia i znam najlepsze odpowiedzi.
Jezus już stoi u naszych bram, już puka. Jest blisko i idzie „by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno”. Te rozproszone dzieci Boże, to dzieci pozamykane w swoich zamkach i twierdzach. Jesteśmy rozproszeni przez mury, które między sobą i między Bogiem pobudowaliśmy. A Jezus przychodzi do nas, abyśmy stali się jedno! Aby runęły mury. Abyśmy otworzyli swoje głowy i serca. Abyśmy spojrzeli inaczej – na codzienność, na to co się nam zdarzyło i na to co wciąż się z nami dzieje. Abyśmy Go przyjęli!