Jedna ręka strzelała, inna prowadziła kulę
Swoje cierpienie Jan Paweł II ofiarował w intencji Kościoła i świata. – Byłem po zamachu w karetce. Gdy jeszcze miał świadomość, modlił się coraz bardziej cicho. I słyszałem jak ofiarował to cierpienie za sprawy Kościoła, a także o to, by zachowano troskę o życie człowieka – mówił w wywiadzie dla KAI-u kardynał Stanisław Dziwisz.
2021-05-13
Dziś przypada 40. rocznica zamachu na Jana Pawła II. 13 maja 1981 r., podczas audiencji generalnej na placu św. Piotra w Rzymie, o godz. 17.19 turecki zamachowiec Mehmet Ali Agca, oddał w stronę Ojca świętego strzały. Wybuchła panika, a papieża, ciężko ranionego w brzuch i w rękę natychmiast przewieziono do kliniki w Gemelli, gdzie rozpoczęła się kilkugodzinna dramatyczna walka o jego życie. Cały świat w ogromnym napięciu śledził napływające doniesienia. Wszyscy zadawali sobie pytanie, czy Jan Paweł II przeżyje.
Swoje cierpienie Jan Paweł II ofiarował w intencji Kościoła i świata. – Byłem po zamachu w karetce. Gdy jeszcze miał świadomość, modlił się coraz bardziej cicho. I słyszałem jak ofiarował to cierpienie za sprawy Kościoła, a także o to, by zachowano troskę o życie człowieka – mówił w wywiadzie dla KAI-u kardynał Stanisław Dziwisz. Podkreślił, że „Jan Paweł II był przekonany, że zamach i związane z nim cierpienia są darem od Boga. Wierzył, że w ten sposób, przez ofiarę swojego cierpienia, mógł przysłużyć się Kościołowi i światu. Ta świadomość była źródłem jego siły, zwłaszcza w momentach, gdy pojawiały się kolejne dolegliwości, a nawet zagrożenie życia”. W jego ocenie „papież z tamtych bolesnych dni wyszedł wewnętrznie silniejszy, duchowo pogłębiony i jeszcze bardziej zjednoczony z Chrystusem”. Dodał, że „nigdy nie poznamy w pełni duchowych owoców tego zamachu, możemy być jednak pewni, że swoim cierpieniem papież wyprosił u Boga wiele łask dla Kościoła i świata”.
W swojej książce „Pamięć i tożsamość” Jan Paweł II pisał: „Pamiętam tę drogę do szpitala. Zachowałem jeszcze przez pewien czas świadomość. Miałem poczucie, że przeżyję. Cierpiałem, był powód do strachu, ale miałem taką dziwną ufność. Mówiłem do ks. Stanisława, że wybaczam zamachowcy”.
– Te chwile wyryły się w moim sercu, mam je wciąż przed oczami, jakby to wydarzyło się wczoraj – mówił kardynał Dziwisz. – Wciąż widzę, jak papież pochyla się, by wziąć na ręce i pobłogosławić małą dziewczynkę. Wciąż słyszę strzały i furkot setek gołębi, które przestraszone poderwały się do lotu. I krzyk rozpaczy tysięcy ludzi. Jan Paweł II został trafiony w brzuch, prawy łokieć i palec wskazujący lewej ręki. Osunął się w moje ramiona. Bardzo cierpiał.
W szpitalu z powodu upływu krwi papież stracił przytomność. Lekarze stwierdzili, że ciśnienie spada, a bicie serca jest coraz mniej odczuwalne. Poproszono ówczesnego sekretarza Jana Pawła II – Stanisława Dziwisza, o udzielenie Ojcu świętemu na sali operacyjnej sakramentu chorych, przygotowującego go do śmierci.
Po udanej operacji papieża spotkało kolejne niebezpieczeństwo: rozwijający się po przetoczeniu krwi wirus cytomegalii stanowił według lekarzy ogromne zagrożenie dla jego życia. Podkreślali, że stopień zakażenia jego organizmu przekraczał znane im przypadki śmiertelne.
Rekonwalescencja trwała długo. Jan Paweł II wierzył, że nieprzypadkowo data zamachu zbiegała się z rocznicą pierwszego objawienia fatimskiego. Papież powiedział: „Nie wiem, kto włożył pistolet w rękę strzelca, wiem jednak, kto zmienił lot kuli”. Uważał, że to Fatimskiej Pani zawdzięcza swoje życie. 1991 roku u jej stóp mówił: „Byłaś mi Matką zawsze, a w sposób szczególny 13 maja 1981 r., kiedy czułem przy sobie Twoją opiekuńczą obecność”.
Ostatecznie Ojciec święty pożegnał się z kliniką 13 sierpnia 1981 roku. Doświadczenie dramatycznego zamachu przyniosło za sobą konkretne owoce: papież zapoznał się z tajemnicami fatimskimi, odbył pielgrzymkę do Fatimy i zawierzył Europę oraz Rosję Nieokalanemu Sercu Maryi. Pocisk, którym został raniony złożył jako wotum do sanktuarium fatimskiego, został on umieszczony w koronie figury Matki Bożej z Fatimy.