Krzyż – znak zbawienia i Apostolstwa Chorych
Dzisiaj, kiedy tak zdecydowanie usuwa się krzyże z przestrzeni publicznej, potrzeba szczególnej czujności i gotowości do tego, by umieć krzyż obronić. Jeśli nie zrobimy tego my – chrześcijanie, uczniowie Jezusa – wykorzystają to inni, i na miejsce krzyża wprowadzą własne znaki i ideologie, nie mające nic wspólnego z wiarą.
2024-09-14
W święto Podwyższenia Krzyża Świętego ze szczególną miłością wpatrujemy się w znak naszego zbawienia. Bądźmy dumni, że to właśnie krzyż Jezusa jest symbolem naszej wspólnoty.
Znak krzyża świętego towarzyszy wspólnocie Apostolstwa Chorych od samych jej początków. Krzyż przypomina chorym, że cierpienie, które dźwigają, nie jest brzemieniem samotności, beznadziei i rozpaczy, ale kontynuacją krzyża Chrystusa, który na jego drzewie pokonał śmierć.
Święty Paweł napisał w liście do Kolosan: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24). Czy słowa te oznaczają, że Jezusowej męce czegoś brakowało? Oczywiście, że nie. Męka Jezusa była doskonała i przyniosła światu zbawienie. Ale choć Pan Jezus dokonał dzieła odkupienia jednorazowo i w sposób doskonały, pozwala człowiekowi uczestniczyć w tym dziele, gdy ten naśladuje Go na drodze cierpienia. Święty Paweł w tych słowach uświadamia nam, że cierpienia były nieodłączną częścią zbawczego dzieła Chrystusa i że każdy chrześcijanin powinien być gotów pójść śladem swego Pana. To jednak, że – jak pisze św. Paweł – dopełniamy „braki udręk Chrystusa”, nie czyni nas zbawicielami bądź odkupicielami samych siebie, gdyż zostaliśmy już „odkupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa jako Baranka bez skazy” (1 P 1, 19). Nasz współudział w ofierze Chrystusa ma polegać na przyjmowaniu cierpień i trudów życia i włączaniu ich w Jego krzyż. To z jednej strony wielki zaszczyt i przywilej, z drugiej zaś wielki trud, któremu człowiek nie mógłby sprostać bez Bożej łaski i umocnienia.
Niezwykłą intuicją serca wykazał się założyciel Apostolstwa Chorych, ks. Jakub Willenborg, który tak pisał do chorych w jednym ze swoich pierwszych listów: „Krzyż, który jest dla was namacalnym znakiem waszego apostolstwa, przypomina wam o świętości i szlachetnej odwadze waszego czynu, by chcieć być apostołem Jezusa, apostołem Jego Królestwa. Zbawienie, życie i zmartwychwstanie leżą w krzyżu. Tam otwierają się źródła Zbawiciela. Stamtąd płyną wszystkie łaski i błogosławieństwa na wszystkich ludzi”.
Do grona uczniów Jezusa może należeć tylko ktoś, kto jest gotowy naśladować Go również w cierpieniu i odrzuceniu. Uczniem Jezusa może być tylko ktoś, kto zgadza się, by jego Pan został wzgardzony, wyszydzony i zabity. By być uczniem Jezusa trzeba niejako zgodzić się na „słabego Boga”, Boga, który pozwala się sponiewierać i przybić do krzyża. Ale ten sponiewierany i wzgardzony Bóg to przede wszystkim Bóg potężny, Bóg przychodzący z mocą, Bóg w chwale, Bóg zwyciężający śmierć. Krzyż i śmierć mają bowiem swój ciąg dalszy. Jest nim Miłość, która pokonuje lęk. Jest nim Życie, które ostatecznie rozprawia się ze śmiercią. Jest nim Zmartwychwstanie, które przynosi nadzieję nowego początku.
Dzisiaj, kiedy tak zdecydowanie usuwa się krzyże z przestrzeni publicznej, potrzeba szczególnej czujności i gotowości do tego, by umieć krzyż obronić. Jeśli nie zrobimy tego my – chrześcijanie, uczniowie Jezusa – wykorzystają to inni, i na miejsce krzyża wprowadzą własne znaki i ideologie, nie mające nic wspólnego z wiarą.