Żyjemy dla Pana i umieramy dla Pana
Śp. Florentyna Szkudło doświadczając cierpień – zwłaszcza blisko 10-letniego życia po udarze – trwała w dystansie; nie mówiła, czasem coś powtarzała, śpiewała; nade wszystko ukazywała swoją fundamentalną cechę: niezwykłą pogodę ducha, nie przestając być aż do końca człowiekiem dziękczynienia i apostolstwa chorych
2024-01-24
Homilia Arcybiskupa Seniora Archidiecezji Katowickiej na pogrzebie śp. Florentyny Szkudło, 24 stycznia 2024 r.
Kochane dzieci śp. Florentyny,
drogi biskupie Marku, drodzy Mario i Zenonie z rodzinami!
Bracia w kapłaństwie Chrystusowym – biskupi, prezbiterzy i diakoni oraz osoby życia konsekrowanego!
Siostry i Bracia!
W zakończeniu Listu do kobiet św. Jan Paweł wyraził głęboką wdzięczność wobec nich. Pisał: „Kościół dziękuje za wszystkie kobiety i za każdą z osobna: za matki, siostry, żony; […] za te, które czuwają nad człowiekiem w rodzinie będącej podstawowym znakiem ludzkiej wspólnoty; […] za kobiety dzielne – za wszystkie: tak jak zostały pomyślane przez Boga w całym pięknie i bogactwie ich kobiecości; tak jak zostały objęte przez Jego odwieczną miłość; tak jak – razem z mężczyzną – są pielgrzymami na tej ziemi, która jest doczesną «ojczyzną» ludzi, a niejednokrotnie «łez padołem»; tak jak razem z mężczyzną podejmują wspólną odpowiedzialność za losy ludzkości, według wymagań dnia powszedniego i tych ostatecznych przeznaczeń, które ludzka rodzina znajduje w Bogu samym, w łonie niewypowiedzianej Trójcy” (LdK 31).
Dziś – w dniu pożegnania śp. Florentyny – pragniemy naszą wdzięczność wyrazić Bogu za dar jej osoby, życia i służby oraz cierpienia. Najpierw dziękujemy jej rodzicom, bo przez nich otrzymała dar życia i piękne imię (od „florus” – kwitnący) nadane jej na chrzcie świętym, imię przywodzące od razu na myśl wiosnę, kwitnące kwiaty, radość i pogodę. I kiedy w dniu pogrzebu patrzymy na blisko 95-letnie życie zmarłej Florentyny, to możemy stwierdzić na podstawie świadectwa najbliższych i znajomych, że swoje życie przeżywała w klimacie wiosny i radości oraz pogody ducha do końca, do ostatniego oddechu. Dlatego odnosimy do niej słowa modlitwy odmawianej w dniu 15 sierpnia, w dniu Matki Bożej Zielnej przy święceniu kwiatów, zbóż i ziół:
„A gdy będziemy schodzić z tego świata, niechaj nas, niosących pełne naręcza dobrych uczynków, przedstawi Tobie Najświętsza Dziewica Wniebowzięta, najdoskonalszy owoc ziemi, abyśmy zasłużyli na przyjęcie do wiecznego szczęścia”
Zmarła śp. Florentyna, pielgrzymując do wieczności, napełniała przez ponad 94 lata swoje ręce naręczem najpiękniejszych kwiatów, dobrymi uczynkami miłości. Jedno ze świadectw o niej brzmi tak: „była osobą życzliwą, pomocną, serdeczną i ofiarną. Niezwykle dobrą, z sercem na dłoni, zawsze uśmiechniętą, zatroskaną o swoje dzieci matką. Gościnną. To był dom otwartych drzwi…”.
Zawierając małżeństwo ze śp. Ludwikiem, przyjęła dar powołania do miłości, które spełniała jako żona, budując przez 60 lat komunię osób w duchu wiernej miłości. Jako matka czuwała nad swoją rodziną, w której przyszło na świat troje dzieci: Marek, Maria i Zenon. Razem z śp. mężem wypełniała odpowiedzialne zadanie wychowania swego potomstwa, starając się o jego pełny rozwój; także o duchowy klimat w rodzinie, w którym rodziły się powołania do miłości; w tym powołanie syna Marka do wyłącznej służby Ewangelii. Nie pracowała zawodowo, gdyż poświęciła się całkowicie swojej rodzinie; jej „zawodem” było bycie matką, a ta z natury swej nie żyje dla siebie. W myśl słów św. Pawła, że chrześcijanin „nie żyje dla siebie i nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana”. Te właśnie słowa św. Apostoła Narodów wydają się niezwykle trafnie opisywać postać chrześcijańskiej matki, śp. Florentyny…
Żyjąc dla swego męża, dla dzieci, dla rodziny, żyła również dla Pana. Obumierając codziennie w miłości dla rodziny i bliźnich, obumierała dla Pana. W życiu i w śmierci należała do Niego, ponieważ została objęta od początku swego życia odwieczną miłością Boga. Dlatego poważnie podchodziła do roli matki chrzestnej, dbając o swoich chrześniaków, o ich religijne wychowanie. Dobrze znała drogę do parafialnego kościoła i wskazywała ją innym, bliskim i dalekim. Z Chrystusem dzieliła pragnienie, które przed chwila wybrzmiało w Ewangelii: „Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata. […] Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich”.
Siostry i Bracia! Kiedy czytamy u Norwida:
– Gdy życia koniec szepce do początku: „Nie stargam Cię ja – nie! – Ja u-wydatnię!...”
(Norwid, Fortepian Szopena I), to słyszymy nieodparcie głos śmierci. Lecz nie jest to głos kresu, nie jest to głos nicości. Śmierć uwydatnia życie człowieka. Sprawia, że my, żyjący na ziemi, dostrzegamy zmarłego, jego ziemską drogę niezwykle wyraźnie. Śmierć życia nie targa, nie skazuje na niebyt. A jest to możliwe dzięki śmierci Chrystusa, który zwyciężył tragizm ludzkiego odchodzenia ze świata, który nadał śmierci nowe znaczenie, pełne chrześcijańskiej nadziei. Śmierć Chrystusa i Jego zmartwychwstanie objawiają całe bogactwo życia, objawiają jego piękno, sens i cel ostateczny.
Odejście śp. Florentyny uwydatniło jej życie. Należała w nim do swej rodziny, należała do Pana. Codzienność pracy domowej i wychowawczej splatała z modlitwą, zwłaszcza różańcową. I pewnie Wniebowzięta przedstawiła ją Temu, który jest Miłością. Doświadczała jej za życia w przestrzeni Kościoła, tu, w paprocańskim kościele, przy Sercu Jezusa czuła się bezpieczna i kochana. Do Niego prowadziła swoje dzieci, ucząc je modlitwy, wskazując tym samym nadprzyrodzony wymiar ludzkiego życia, jego sens i cel zamierzony przez Boga. Modlitwa uczyła śp. Florentynę wdzięczności względem Boga i ludzi. Doświadczając cierpień – zwłaszcza blisko 10-letniego życia po udarze – trwała w dystansie; nie mówiła, czasem coś powtarzała, śpiewała; nade wszystko ukazywała swoją fundamentalną cechę: niezwykłą pogodę ducha, nie przestając być aż do końca człowiekiem dziękczynienia i apostolstwa chorych, co z pewnością ułatwiało codzienną troskę o matkę. Bóg zapłać pani Marii, córce zmarłej, za lata opieki; za odpłacanie miłością za miłość. Za heroiczne wypełnianie IV Bożego przykazania. I biskupowi Markowi za obecność przy matce i za celebrowane Msze św., łączące człowieczy krzyż z ofiarą naszego Zbawiciela. Bóg zapłać za tę Mszę św. ostatnią, w minioną niedzielę, dniu „wniebowzięcia” Twojej matki, celebrowaną z nią i za nią.
Umiłowani! Bracia i Siostry! To, co śp. Florentyna ogląda twarzą w twarz – rzeczywistość domu Ojca, gdzie jest mieszkań wiele – jest jeszcze przed nami zakryte. Od wieczności dzieli nas zasłona śmierci, ale wiarą, nadzieją i miłością już w pewien sposób w nią wstępujemy. Zanim jednak przekroczymy granicę, starajmy się wiernie wypełniać swoje powołanie oraz te zadania, które składają się na naszą codzienność.
Wierności powołaniu uczmy się od świadków, od śp. Florentyny i tylu innych osób, kobiet i mężczyzn, którzy w pielgrzymce wiary swojego życia dążyli do świętości.
I składajmy Bogu dzięki za „tajemnicę kobiety”, za „wielkie dzieła Boże”, jakie w niej i przez nią dokonały się w historii kilku pokoleń. I módlmy się o to, aby wszystkie kobiety odnalazły i wypełniały swoje najwyższe powołanie, którego celem jest doskonałe zjednoczenie z Chrystusem, na wzór Maryi (zob. LdK 31).
Niech Bóg przyjmie nasze dziękczynienie i swoją łaską sprawi, byśmy pouczeni przykładem życia śp. Florentyny zawsze pamiętali, że „żyjemy dla Pana i umieramy dla Pana”. A On jest naszym życiem i zmartwychwstaniem. Amen.