Mieć Jezusa w ramionach
Szkoła Modlitwy. Kochające serce niesie w sobie wspomnienie miłości. Na tym polega też istota każdej modlitwy. Zapraszamy więc do zanurzenia się w tajemnicę miłosnego spotkania z Bogiem.
Jak się modlić? Jak rozmawiać z Bogiem? Czy możliwa jest rozmowa z Nim w chorobie i w samotności? Odpowiedzi na te i na inne pytania znajdziemy w zakładce „Szkoła modlitwy”. W zakładce tej ponadto pragniemy zaproponować różne metody modlitwy oraz pomoc w przezwyciężaniu trudności, które napotykamy kierując nasze myśli ku Bogu.
Modlitwa wzniesieniem naszego ducha do Pana
Modlitwa jest potrzebna w każdej sytuacji naszego życia, tym bardziej w okresie choroby oraz samotności, czy też innego trudnego doświadczenia życiowego. Z jednej strony modlitwa jest obecna w naszym życiu i to często od pierwszych lat, z drugiej zaś – przychodzi czas, kiedy mówimy: „nie potrafię się modlić” albo „tak trudno jest mi się modlić”. Czujemy wówczas pustkę, zniechęcenie i nieraz być może odchodzimy od praktykowania modlitwy.
Sędziwy Symeon nauczycielem naszej modlitwy
Na początku naszej drogi chciałbym przywołać tekst francuskiego świętego, żyjącego na przełomie XVI/XVII w. – Franciszka Salezego, wprowadzającego nas w szkołę modlitwy. „Wielu ludzi myli się sądząc, że aby dobrze odprawić modlitwę, należy uczynić wiele szczegółowych czynności, w tym także poznać liczne metody modlitwy. Nie mówię – pisze ten święty nauczyciel – iż nie należy posłużyć się zalecanymi metodami. Nie wolno się jednak do nich przywiązywać i tak się nimi posługiwać, by tylko w nich pokładać swoją ufność.
Istnieje tylko jedna wymagana powinność służąca dobrej modlitwie. Konieczne jest, aby mieć Pana Jezusa w swoich ramionach!” – pisze św. Franciszek Salezy. „Trwając tak na modlitwie, możemy powiedzieć, iż modlitwa jest dobrze odprawiona. Bez realizacji tego warunku, nasze modlitwy nic by nie znaczyły. Nie mogłyby być również przyjęte przez Boga, albowiem sam Boski Mistrz mówił: «Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie» (J 14,6). Modlitwa nie jest niczym innym tylko «wzniesieniem naszego ducha do Pana», tak że nic nie możemy uczynić z siebie samych. Mając bowiem Pana naszego w swoich ramionach, wszystko przychodzi nam o wiele łatwiej. Popatrzcie na św. Symeona, który przytula do siebie Pana Jezusa! «Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie» (Łk 2,29-30)”.
Modlić się sercem
Przytulić się duchowo do Pana Jezusa – to według św. Franciszka Salezego – recepta na dobrą modlitwę wznoszącą nasze dusze ku Bogu. W tych prostych słowach autor kieruje nas do modlitwy sercem. Nie tyle wysiłek naszego rozumu jest ważny, nie tyle wypowiadane wargami słowa, co otwarcie naszego serca na Miłość Bożą. Nie koncentrowanie się na sobie, ale „wzniesienie się” ku Bogu – jak mawiała św. Teresa z Avila. Otwarcie się na Boga i wzniesienie się ku Niemu leżą u podstaw dobrej modlitwy.
Przypominam sobie w tym miejscu zasłyszane niedawno świadectwo. Pewien chrześcijanin przywoływał szkołę modlitwy, której udzielała mu w dzieciństwie jego matka. Gdy był małym dzieckiem, mama brała go w ramiona i przytulała do swojego serca. Wspominał, iż nie uczyła go jakichś reguł modlitewnych, czy też pacierza, tylko tuliła go do swojego serca i spontanicznie wypowiadała na głos słowa do Boga. Po latach, gdy dorósł, został kapłanem. Chwile matczynej modlitwy z dzieciństwa mocno utkwiły mu w sercu. Zapamiętał nie to, co jego matka wówczas mówiła. Jego serce natomiast zapamiętało miłość. Miłość jest sercem każdej modlitwy. Nawet nie tyle nasza miłość, co miłość Boga do nas.