Wystarczy 5 milionów
Założycielka Podwórkowych Kół Różańcowych Dzieci Magdalena Buczek opowiada o sile wiary i ufnym zmaganiu się z codziennością.
2013-06-05
Redakcja: Cieszę się, że udało nam się spotkać. Moja radość jest tym większa, ze należy Pani do osób bardzo aktywnych, mających wiele zajęć.
Magdalena Buczek: Tak, zgadza się. Aktualnie kończę pisanie pracy magisterskiej, którą niebawem chciałabym obronić. Właśnie wróciłam z kilkudniowego wyjazdu związanego ze zbieraniem informacji i ostatnich materiałów. Zawsze jest coś do zrobienia. Na brak zajęć absolutnie nie narzekam.
– A jaki jest temat Pani pracy?
– Piszę na temat "Wychowanie religijne dzieci w prasie". Studiuję w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, gdzie najpierw zrobiłam licencjat z dziennikarstwa, a teraz magisterium robię na politologii, na specjalności dziennikarstwo polityczne.
– Taki aktywny tryb życia prowadzi Pani nieprzerwanie od 15 lat. Wszystko zaczęło się od pewnego pomysłu…
– Były wakacje 1997 roku. Miałam wówczas 9 lat. Dzieci z sąsiedztwa często przychodziły do mnie na podwórko, by wspólnie się bawić. Oprócz zabawy był też czas na modlitwę. W tym celu moja mama wystawiała radioodbiornik na parapet, aby Radio Maryja wskazywało nam moment, kiedy powinniśmy przerwać naszą zabawę. O godz. 12.00 odmawialiśmy modlitwę „Anioł Pański”, pół godziny później różaniec, a o 15.00 Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Tak było codziennie. Pamiętam, że któregoś dnia dzieci przyszły do mnie z propozycją założenia gangu. Bardzo mi się nie spodobało to, czym zamierzały się w ramach tego gangu zajmować. Dlatego zupełnie spontanicznie zaproponowałam wówczas, że może lepiej byłoby zamiast gangu założyć Podwórkowe Koło Różańcowe Dzieci, które polegałoby na codziennym odmawianiu chociaż jednej dziesiątki Różańca Świętego. Dzieci zgodziły się i odtąd każdego dnia po Koronce do Miłosierdzia Bożego, dodatkowo odmawialiśmy dziesiątkę Różańca w wyznaczonych intencjach. Kiedy wakacje się skończyły i nie mogliśmy codziennie się spotykać z uwagi na szkolne obowiązki, postanowiliśmy, że nadal będziemy odmawiać modlitwę indywidualnie, łącząc się duchowo o tej samej godzinie. Niedługo potem na antenie Radia Maryja miałam okazję zachęcić dzieci, aby i one takie Koła zakładały. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Zaczęły przychodzić do mnie listy i zgłoszenia od dzieci z całej Polski, a także z zagranicy. Dzięki mediom takim jak Radio Maryja, Telewizja Trwam, czasopisma katolickie oraz internet, informacje o Podwórkowych Kołach Różańcowych Dzieci szybko się rozchodzą. Dzisiaj nasza wspólnota istnieje w 32 krajach świata, na wszystkich kontynentach i należy do niej blisko 150 tysięcy członków.
– Doskonale pamiętam wakacyjne miesiące 1997 roku. To był w Polsce czas wielkiej powodzi. To ciekawe, że z jednej strony żywioł ujawnił wówczas wiele ludzkich dramatów, nieszczęść i cierpienia, z drugiej strony przez dzieło, które wtedy za Pani przyczyną powstało, na wielu wylały się obficie łaska i dobro, które trwają do dzisiaj.
– Przypominam sobie, że kiedy zaczęliśmy się modlić w ramach Podwórkowego Koła Różańcowego Dzieci, nie było jeszcze deszczu. Potem rzeczywiście pogoda gwałtownie się załamała i padało niemal bez przerwy. Deszcz nie przestawał padać, a my nie przestawaliśmy się modlić…
– Przypuszczam, że często jest Pani pytana o doświadczenie wiary w swoim życiu. Mam ważny powód, dla którego również chcę o to zapytać. Otóż, spotykamy się na krótko przed rozpoczęciem Roku Wiary w całym Kościele. Łączy Pani z tym faktem jakieś osobiste nadzieje?
– Wiara jest dla mnie w życiu najważniejsza. Stale przekonuję się o tym, że wszystko co mam i co mnie spotyka jest darem Boga, Jego łaską. Gdyby nie Jego prowadzenie nie byłabym w stanie żyć, trwać w chorobie, w cierpieniu. Często zastanawiam się, jak bardzo nieszczęśliwi muszą być ludzie, którzy są daleko od Pana Boga i w Niego nie wierzą. Wszystko jest dla nich trudne i stanowi problem. Nie mając odniesienia do Boga i wiary, nie mają także nadziei, którą wiara daje. W tym, co ich spotyka nie widzą żadnej logiki i sensu. Spodziewam się, że Rok Wiary będzie czasem, w którym każdy człowiek będzie mógł pogłębić swoją relację z Bogiem, doświadczyć Jego prawdziwej obecności w swoim życiu. Ludzie wierzący będą mieli także okazję, by tym, którzy oddalili się od Kościoła pokazać, że wiara nie jest tylko wypełnianiem jakiegoś obowiązku. Będą mogli też odważnie zaświadczyć o miłości Boga do każdego człowieka, nawet najbardziej zagubionego i nieufnego. Trzeba to na nowo ogłosić światu, by jak najwięcej osób mogło w Bogu znaleźć sens i cel swojego życia.
– Bóg działa także w historii Pani życia. Działa cudownie, realizując Swoje plany.
– Nieustannie dziękuję Bogu za każdy dzień i każdą chwilę życia, bo wiem, że jest to Jego łaską. Choruję na wrodzoną łamliwość kości. Złamania zaczęły się od pierwszego miesiąca życia. Nie potrafię chodzić, poruszam się na wózku. Dzisiaj, mając 24 lata, mam za sobą 30 poważnych złamań, nie licząc tych drobnych, jak na przykład pęknięcia czy złamania żeber podczas zwykłego kaszlu. Jednak nigdy w swoim życiu nie przeżywałam takiego momentu, w którym zadawałabym Panu Bogu pytanie: „dlaczego?”. Uważam, że jest to dar przyjęcia i zaakceptowania cierpienia oraz takiej sytuacji od samego początku. Dziękuję Bogu za cierpienie i ofiaruję Mu je z miłością w zjednoczeniu z męką Pana Jezusa. Jestem więc szczęśliwa i staram się dobrze wykorzystać czas, który od Niego otrzymałam.
– Nie pytała Pani „dlaczego?” nawet podczas wielotygodniowych pobytów w szpitalu, gdy pojawiały się kolejne przeszkody i komplikacje?
– Nawet wtedy. Pan Bóg pokazał mi, że nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych. Trzy lata temu leżałam w szpitalu. 41 dni na oddziale intensywnej terapii, w tym 9 dni w śpiączce farmakologicznej. Powodem były poważne powikłania po zapaleniu płuc, między innymi obrzęk serca. Lekarze właściwie nie dawali mi żadnych szans na przeżycie. Do dzisiaj muszę w nocy korzystać z pomocy respiratora, bo dzięki temu mogę w ciągu dnia w miarę dobrze funkcjonować. Jestem przekonana, że moje wyjście ze szpitala i powrót do zdrowia, jest cudem. Doświadczyłam wtedy w szczególny sposób Bożego działania i siły modlitwy potężnej rzeszy ludzi, którzy modlili się w mojej intencji.
– Zastanawiam się czasem, jak długą drogę trzeba przejść, by przestać stawiać Bogu pytania, a zacząć dawać odpowiedzi.
– Dla wielu ludzi to jest długa droga. Każdy człowiek, zwłaszcza chory, ma swój określony czas, by przyjąć i w pełni zaakceptować cierpienie. Kiedy człowiek to uczyni z miłością i radością, to nagle zauważa, że jego życie zupełnie się zmieniło, nabrało sensu i jest pełne szczęścia. Cierpienie nie jest karą, ale łaską. Jeżeli człowiek doświadcza choroby, to Bóg równocześnie daje mu siłę do jej przeżywania. Najważniejsze jest to, by w swoim życiu wypełniać wolę Bożą oraz nie zmarnować cierpienia, ale je ofiarować, aby wydało ono owoce.
– Pani swoją codzienność przeżywa w bliskości Pana Boga i w otoczeniu wielu ludzi.
– Staram się żyć z Panem Bogiem na co dzień: uczestniczę we Mszy Świętej, odmawiam przynajmniej dwie części Różańca, rozważam Słowo Boże. Mam też wiele spotkań z ludźmi, które związane są głównie z funkcjonowaniem Podwórkowych Kół Różańcowych Dzieci. Są to wyjazdy na spotkania regionalne, odbywające się w różnych częściach Polski, a czasami nawet poza granicami kraju.
– Należy Pani do jakiejś wspólnoty, w której mogłaby Pani dzielić się wiarą?
– Był czas, że taką wspólnotą był dla mnie Ruch Światło-Życie. Miałam nawet okazję wyjechać na rekolekcje oazowe. Teraz, głównie z powodu mojego ciągłego przemieszczania się, bycie na stałe w jakiejś wspólnocie jest trudne. Mam natomiast szerokie grono przyjaciół, w tym kapłanów, którzy pomagają mi w moim wzrastaniu w wierze i sprawiają, że wciąż pamiętam, by nad sobą pracować i zbliżać się coraz bardziej do Boga.
– Kiedy wspomina Pani o oazie, to jakoś miękko robi mi się na sercu. Ruch Światło- Życie to miejsce w którym ja również przez większą część swojego życia mogłam doświadczać żywej wiary.
– Człowiek, który chce prawdziwie żyć wiarą, potrzebuje wspólnoty, która mu w tym pomoże. Ja na obecną chwilę funkcjonuję we wspólnocie parafialnej i w wielkiej rodzinie Podwórkowych Kół Różańcowych Dzieci, za które jestem odpowiedzialna i których modlitwy stale doświadczam.
– Doświadcza Pani modlitwy innych ale również sama modli się Pani w wielu intencjach.
– Tak. Modlę się i ofiaruję swoje cierpienia. Nie chcę, by jakiekolwiek cierpienie zostało zmarnowane. Dlatego od najmłodszych lat modlę się za Kościół, za Ojczyznę, o nawrócenie grzeszników i w wielu powierzonych mi intencjach. W tych intencjach odmawiam też codzienną modlitwę różańcową, bo jest to modlitwa, która naprawdę ma potężną moc.
– A czy któraś spośród 20 tajemnic Różańca jest Pani szczególnie bliska?
– Wszystkie są mi bliskie. Żadnej nie wyróżniam. W Różańcu jest jak w życiu. Wszystko ma swój czas. Jest czas radości, szczęścia, ale także momenty ogromnych cierpień i trudności. Dlatego Różaniec i rozważanie jego tajemnic jest modlitwą na każdy czas. Przez rozważanie tajemnic różańcowych można powierzać Bogu przez ręce Matki Najświętszej wszystkie swoje radości i smutki, by otrzymać siłę i potrzebne łaski.
– Jest coś na co szczególnie Pani czeka albo o czym marzy?
– Oczywiście, moim ogromnym pragnieniem jest to, aby spełniły się słowa Świętego Ojca Pio, który powiedział kiedyś, że jeżeli na świecie pięć milionów dzieci będzie odmawiało Różaniec, to świat będzie zbawiony. Wierzę, że to jest możliwe do zrealizowania. Chciałabym też po zakończeniu studiów podjąć pracę. Nie wyobrażam sobie, że będę siedziała w domu bez zajęcia. Choć na co dzień mam sporo obowiązków z prowadzeniem Podwórkowych Kół. Moje możliwości są ograniczone, ale przecież można nie wychodząc z domu pracować przy komputerze, na przykład pisząc artykuły. Mam nadzieję, że w ten sposób będę zdobywała doświadczenie w swoim zawodzie.