Iść tam, gdzie jest najtrudniej
Najpierw skończył medycynę. Potem było powołanie i kapłaństwo. O tym, komu i kiedy potrzebny jest szpitalny kapelan opowiada ks. dr hab. Lucjan Szczepaniak SCJ.
2013-06-07
Ks. Wojciech Bartoszek: – Bardzo dziękuję za możliwość spotkania z Księdzem Profesorem. Znajdujemy się w krakowskim szpitalu, w którym pełni Ksiądz posługę kapelana. Proszę opowiedzieć o tym miejscu.
Ks. dr hab. Lucjan Szczepaniak SJ: – Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie oddano do użytku w 1965 roku. Powstał on dzięki Polonii Amerykańskiej i materialnemu wsparciu rządu USA. Stąd też znany jest jako Polsko-Amerykański Instytut Pediatrii. Szpital kontynuuje tradycje pierwszego w Polsce oddziału chorób dzieci, zorganizowanego w 1864 roku w Szpitalu Świętego Łazarza. Dzięki dalszej pomocy rządu amerykańskiego, szpital dziecięcy był rozbudowywany w latach 1974-1987. Wówczas otwarto nowe skrzydło laboratoryjne i Ośrodek Rehabilitacji. Po rozwiązaniu Komitetu Amerykańskiego Szpitala Badawczego w Polsce, rząd amerykański powołał fundację Project HOPE, która zarządzała funduszami przyznanymi na powiększenie szpitala i finansowanie wymiany licznych specjalistów. Od 1995 roku działalność Project HOPE uległa ograniczeniu. W 1992 roku oddano do użytku Centrum Opieki Ambulatoryjnej im. Klemensa J. Zabłockiego. 13 sierpnia 1991 roku zostało ono poświęcone przez Błogosławionego Jana Pawła II. Szpital odwiedził również prezydent USA Gerald Ford i wiceprezydent George Bush. Obecnie znajdują tu specjalistyczną pomoc najciężej chore dzieci z całej Polski, a zwłaszcza jest ona udzielana wcześniakom ze skrajnie niską masą urodzeniową, dzieciom z ciężkimi wadami wrodzonymi, nowotworami, oparzeniami i ofiarom wypadków. W ciągu roku szpital przyjmuje około 36 tysięcy pacjentów. W tym czasie lekarze udzielają 160 tysięcy specjalistycznych konsultacji i wykonują 6 tysięcy zabiegów.
– Podczas rekolekcji, które Ksiądz Profesor wygłosił dla kapelanów szpitalnych i diecezjalnych duszpasterzy służby zdrowia na Jasnej Górze, wsłuchiwałem się w treść konferencji. Odkrywałem w Osobie Księdza trzy powołania, które – myślę − stanowią całość w Księdza życiu: to droga kapłańska, droga lekarska i droga poety. Zgadza się Ksiądz Profesor z takim podziałem?
– Problem ten ujmę w inny sposób. Zostałem odnaleziony przez Chrystusa – jedyną moją Drogę, która jest Prawdą i Życiem. To On uczy mnie wciąż rozpoznawać Swoje Oblicze w bliźnim i kochać na miarę moich sił i ludzkiego rozeznania. W tej perspektywie praca lekarza i kapłana jest wciąż tą samą służbą Miłości, lecz w relacji do bliźniego. Człowiek potrzebuje bowiem wszechstronnej pomocy i wrażliwości wykraczającej poza granice wyznaczone empatią. Duchowa subtelność rodzi się, dojrzewa i owocuje w zetknięciu miłości z cierpieniem. Jedną z form jej wyrazu jest poezja, która nie upaja się bólem, lecz dzieli głębią przeżyć i ośmiela rozmawiać z Bogiem o sensie własnego istnienia, cierpienia i śmierci.
− Nasuwają się tutaj analogie do misji Chrystusa, który leczył i duszę i ciało.
– Chrystus uzdrawiając duszę i ciało, wskazywał na niezwykłą godność człowieka, przybranego dziecka Bożego. Niesienie mu ulgi duchowej i fizycznej jest wyrazem miłości i szacunku dla godności bliźniego i jego Stwórcy. Człowiek będąc jednością duchowo-somatyczną, jej pełnię osiągnie dopiero w zjednoczeniu z Bogiem. Stąd w swojej ziemskiej wędrówce potrzebuje pomocy ze strony Kościoła i kompetentnej służby zdrowia, aby przezwyciężać duchowe i fizyczne skutki grzechu pierworodnego. W tym aspekcie dostrzegam podobieństwo posługi kapłana i lekarza do misji Chrystusa. W istocie jest to ta sama troska o życie, zdrowie i wieczne zbawienie człowieka. Od jej wypełnienia i jakości zależy również ostateczny los duchownych i lekarzy, a ujmując szerzej − każdego chrześcijanina.
− Jak wygląda Księdza praca jako kapelana w tym szpitalu?
– Rozpoznając Oblicze Chrystusa w bliźnim, mam pomóc mu uczynić to samo, to znaczy, by odkrył w sobie nieśmiertelną duszę i godnie przeżył tajemnicę wiary w kochającego go Trójjedynego Boga. W szpitalu, miejscu szczególnego zagęszczenia ludzkiego cierpienia, stoję zatem na straży zbawienia ciężko chorych dzieci, ich rodzin i opiekunów medycznych. Temu celowi podporządkowane są wszystkie duszpasterskie działania wobec wymienionych osób. Troska o chore dziecko i opiekunów jest relacją wzajemnie zwrotną. Zatem posługa Słowa i sprawowane Sakramenty są dostosowane do ich duchowych potrzeb. W centrum uwagi jest przede wszystkim dziecko ciężko chore i bliskie śmierci. Dla niego jestem dostępny przez całą dobę, przez wszystkie dni tygodnia. Służę mu rozmową, posługą sakramentalną i modlitwą, zwłaszcza w zagrożeniu życia i umieraniu. Kiedy dziecko odejdzie do Boga, żegnam je w prosektoryjnej kaplicy. Zagrożenie życia dziecka wyzwala cierpienie rodziców i niepokój opiekunów, których nie można pozostawić samych sobie. Źródłem ich duchowej siły jest codzienna Msza Święta, wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu, codzienne nabożeństwo różańcowe połączone z nowenną do NMP Nieustającej Pomocy. Wierzący pracownicy służby zdrowia wspierają ich nie tylko umiejętnościami medycznymi, ale również ofiarną modlitwą i wrażliwością na potrzeby materialne. Skupieni są oni w Akcji Katolickiej, Straży Najświętszego Sakramentu, Żywym Różańcu, Harcerstwie i Wolontariacie. Do ich dyspozycji jest dobrze zaopatrzona Biblioteka Religijna. Konieczne jest zatem również pogłębianie wiedzy religijnej i etyczno-zawodowej. Odbywa się to w formie naukowych sesji z cyklu „Etyka w medycynie”, organizowanych dwa razy w roku, od dwunastu lat. Wygłoszone wykłady oraz inne pokrewne artykuły publikowane są w „Bioetycznych Zeszytach Pediatrii” Polsko-Amerykańskiego Instytutu Pediatrii Wydziału Lekarskiego UJ, których jestem redaktorem naczelnym. Przez te wszystkie lata pracy jestem kompetentnie wspierany przez Siostrę Bożenę Leszczyńską, dziewicę konsekrowaną, polonistkę z wykształcenia. Pełni ona przede wszystkim funkcję Szafarza Nadzwyczajnego, ale również jest kustoszem Biblioteki Religijnej i redaktorem językowym „Bioetycznych Zeszytów Pediatrii”. Szczerze wyznaję, że trudno wyobrazić sobie moją pracę i posługę pomagających mi współbraci kapłanów bez jej zaangażowania. Ofiarność Siostry można określić tylko w jeden sposób – jako szczególny rodzaj powołania do niesienia pomocy chorym dzieciom. Często bywa tak, że to Siostra Bożena podpowiada mi, któremu dziecku lub rodzinie mam w pierwszej kolejności pomóc z powodu ich biedy, o której dowiedziała się sobie wiadomymi sposobami. Natomiast kiedy chciałbym odłożyć wizytę, zachęca mnie, abym niezwłocznie odwiedził dziecko. Od 18 już lat jest ona drugą twarzą duszpasterstwa chorych, a często pierwszą, zanim spotkam się z chorym.
− To ogrom pracy. Widać tutaj dwie warstwy działań.
– Nawet trzy: Sakramenty, słowo i wymiar socjalny, czyli takie czysto ludzkie uwzględnienie potrzeb człowieka.
− Wracając do rekolekcji z Jasnej Góry – mówił Ksiądz wówczas o hierarchii działań kapelana, zaczynając od tego, co najmniej ważne, idąc w kierunku tego, co najważniejsze. Pamiętam, że mówił Ksiądz o tym, że kapelan szpitalny powinien być w takim miejscu, które jest najtrudniejsze, powinien być tam, gdzie nikt nie chce iść. Bo właśnie w takich miejscach szczególnie potrzebne jest działanie Jezusa.
– Kapelan powinien być tam, gdzie jest oczekiwany przez człowieka cierpiącego, a zwłaszcza bliskiego śmierci. Stąd też natychmiast przybywam, o każdej porze dnia i nocy, na wezwanie rodziny lub opiekunów medycznych. Bywają jednak sytuacje, że sam wykazuję inicjatywę, gdy obawiam się o zbawienie umierającego lub jego bliskich, a on lub oni są nieświadomi powagi sytuacji lub ją lekceważą. Jest jeszcze inny rodzaj obecności, o którym należy wspomnieć. Dotyczy on dzieci wykluczanych z aktywnego życia społecznego z powodu ich niepełnosprawności psychicznej lub fizycznej i biedy materialnej. Jeśli chcę się zbawić, to nie mogę ich pominąć, tak jak kapłan i lewita z przypowieści Jezusa o Miłosiernym Samarytaninie (por. Łk 10, 30-37). Troska o takie dziecko jest nie tylko wyrazem empatii, ale przede wszystkim praktyczną realizacją przykazania miłości, do wypełnienia którego zobowiązuje mnie Sam Chrystus. Stąd też wciąż zadaję sobie pytanie: Czy pomogłem wszystkim, których postawił na mojej drodze Jezus? Obawa o Miłość ukrytą w cierpiącym sercu jest probierzem i zarazem drogowskazem mojej aktywności chrześcijańskiej i szerzej ujmując − kapłańskiej. Sumienie zawsze we właściwy sobie sposób osądza mnie, czy byłem tam, gdzie powinienem być i czy kochałem? Z tym pytaniem budzę się i zasypiam od początku mojej pracy wśród chorych, początkowo jako lekarz, a potem zakonnik i kapłan, a więc od 1985 roku.
− Powoli zmierzamy ku jednemu z najtrudniejszych pytań… To pytanie związane z cierpieniem dziecka. Apostolstwo Chorych to droga ofiarowania cierpienia z Chrystusem za Kościół Święty. Bardzo trudne powołanie, o którym mówi Jan Paweł II w „Salvifici doloris”. Czy można o takiej drodze mówić w przypadku dzieci, bo tak świadomie przeżywają czas swojego cierpienia?
– Każdy chrześcijanin jest wezwany do wypełnienia nauki Chrystusa: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Łk 9,23). Objęcie krzyża własnego cierpienia jest zatem odpowiedzią dojrzałej miłości człowieka wiary. W tej odpowiedzi zamykają się pojęcia: powołanie i apostolstwo, jako dwa refleksy tej samej miłości, przyjmującej dar od Chrystusa-Miłości i zdolnej do obdarowania innych swoją ludzką miłością. Ten duchowy dar może być ofiarowany Bogu tylko przez kogoś, kto jest świadomy swojego czynu i w pełni wolny. Zatem w przypadku dziecka jest to możliwe tylko w tych wypadkach, gdzie możemy z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że podejmuje ono moralne decyzje w sposób dojrzały i wolny, a jego wybory nie są zdeterminowane przez opinie dorosłych. Stąd też tego rodzaju apostolstwo wśród dzieci należy traktować bardzo odpowiedzialnie, aby nie obciążać ich ciężarami duchowymi, niemożliwymi do uniesienia i budzącymi ich niepokój. Znam jednak wyjątki, kiedy dzieci w wieku szkolnym (6-14 lat) wykazywały się heroiczną wiarą i miłością w obliczu spodziewanej śmierci. W moim subiektywnym przekonaniu był to dar od Boga, aby przymnożyć wiary nam, dorosłym opiekunom.
− Na koniec powróćmy do początku naszej rozmowy, czyli do posługi kapelana. Mówiliśmy o oddziaływaniu duszpasterskim na pacjentów, na służbę zdrowia. Ksiądz dzielił się doświadczeniem swojej trudnej pracy. Jak w takich warunkach radzić sobie z własną formacją?
– Musi sobie człowiek sam poradzić, nie oczekiwać, że ktoś mu to zorganizuje. Sam jest przed sobą i Bogiem za to odpowiedzialny. Zewnętrznym odbiciem formacji duchowej i religijnej jest wytrwanie w trudach pracy przez wiele lat, trwanie przy swoim. Wnętrze człowieka można poznać po tym, jak działa on na zewnątrz. Zawsze poznajemy po owocach…
− Bardzo dziękuję Księdzu Profesorowi za rozmowę.