Matuszka pojednanych

Błogosławiona Siostra Marta Wiecka.

zdjęcie: www.martawiecka.pl

2013-06-07

Jest takie miejsce, jedno z nielicznych już na świecie, gdzie w zgodzie gromadzą się ludzie, których na co dzień podzieliła trudna historia, skomplikowane stosunki sąsiedzkie i wyznawana wiara.

Pamięć pokoleń

Na cmentarzu w Śniatyniu na Ukrainie jest pewien grób, gdzie wspólnie modlą się katolicy, unici, ormianie, prawosławni, a nawet wyznawcy religii niechrześcijańskich. Na tym stale ukwieconym grobie nigdy nie gasną świece. Co jednak dziwi najbardziej, trwa to już od ponad 100 lat i nawet ciemne lata komunizmu nie zdołały zniszczyć czci, jaką ludzie otoczyli to niezwykłe miejsce. Mogiła kryje doczesne szczątki skromnej zakonnicy, którą miejscowi nazywają Matuszką lub Mateczką, choć w chwili śmierci nie skończyła nawet 30 lat. Przynoszą tu swoje problemy i troski z nadzieją, że ich codzienne brzemię stanie się lżejsze, jeśli podzielą się nim z Martą Wiecką – Siostrą Miłosierdzia, która przed laty służyła tu ich przodkom. Nie pochodziła stąd. Urodziła się 12 stycznia 1874 roku we wsi Nowy Wiec w powiecie kościerzyńskim na Pomorzu, jako trzecia z trzynaściorga dzieci właściciela ziemskiego Marcelego Wieckiego herbu Leliwa i Pauliny z Kamrowskich. Sześć dni później, na Chrzcie Świętym otrzymała imiona Marta Anna.

Dom pełen prostej wiary

Państwo Wieccy prowadzili dom, który w obliczu wzmagającego się nacjonalizmu pruskiego dla wielu był ostoją świadomości narodowej, ale przede wszystkim wiary. Modlitwa, pobożna lektura i rozważanie treści niedzielnych kazań było stałą praktyką w ich rodzinie. Kiedy mała Marta miała 2 latka wydarzyło się coś, co miało wielki wpływ na Jej późniejszą bliską, niemal zażyłą więź z Maryją. Dziewczynka ciężko zachorowała. Zabiegi lekarskie nie przynosiły oczekiwanego skutku. Wszystko wskazywało na to, że dziecko umrze. Lecz rodzice nie dawali za wygraną. Dzięki ich gorącej modlitwie do Matki Bożej dziewczynka odzyskała zdrowie. Pielęgnowana w rodzinie pamięć tego cudu sprawiła, że już przez całe życie Marta uciekała się do Maryi we wszystkich swoich sprawach, przekonana, że Matka Najświętsza nie odmówi Jej niczego.

Oprócz Maryi wielką czcią darzyła także Świętego Jana Nepomucena. Jednak od dnia Pierwszej Komunii Świętej, to Chrystus Eucharystyczny znalazł się w centrum Jej życia. Często zrywała się przed świtem i przemierzała wiele kilometrów drogi dzielącej Ją od parafialnego kościoła, aby wziąć udział we Mszy Świętej. Kiedy było to niemożliwe, modliła się w domu. Żyła Eucharystią, a każdą wolną chwilę poświęcała na modlitwę. Ci, którzy znali Martę, podziwiali Jej pobożność,  ale także dobre i wrażliwe serce, a pogodny nastrój dziewczynki udzielał się całemu otoczeniu. Chwile wolne od nauki i modlitwy Marta w miarę swych skromnych dziecięcych możliwości i sił przeznaczała też na pomoc w domowych zajęciach, a gdy Matka zaczęła chorować, musiała dla młodszego rodzeństwa stać się prawdziwą „drugą mamą”.

Iść za pragnieniem

Mając 16 lat Marta poczuła, że nadszedł dla niej czas życiowych wyborów. Podjąwszy decyzję o wstąpieniu do zakonu, pojechała do Chełmna, prosząc Siostry Miłosierdzia (szarytki) o przyjęcie. Niestety, z powodu zbyt młodego wieku przyszło Jej na to czekać jeszcze dwa lata. Po tym czasie wraz z przyjaciółką udała się do Krakowa, aby tam podjąć służbę Chrystusowi w zakonie szarytek. 26 kwietnia 1892 roku została postulantką, a w sierpniu rozpoczęła nowicjat. Przez kolejnych osiem miesięcy poznawała styl życia i posłannictwo Sióstr Miłosierdzia. Od pierwszych dni, poznając wskazania Świętego Wincentego, starała się je gorliwie wprowadzać w życie. Dzięki praktykom zakonnym i ćwiczeniom duchownym pogłębiała swoje nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu, do Serca Pana Jezusa i do Męki Pańskiej. Już w nowicjacie spotkała się z ludzką biedą i cierpieniem. Może dlatego z wielką gorliwością pielęgnowała w sobie nabożeństwodo Matki Boskiej Bolesnej.

Cała dla chorych

Wreszcie nadszedł upragniony dzień. 21 kwietnia 1893 roku Marta Wiecka otrzymała strój Siostry Miłosierdzia. Pierwszą posługę przyszło Jej pełnić w Szpitalu Powszechnym we Lwowie, a od 15 listopada 1894 roku przez pięć lat pracowała w szpitalu w Podhajcach. Wszędzie zjednywała sobie powszechną sympatię oraz opinię siostry, która autentycznie kocha chorych i służy im z wielkim poświęceniem. Całe dnie spędzała w salach szpitalnych, w zaduchu chorób i środków dezynfekcyjnych, w atmosferze gorączkowych majaczeń, pooperacyjnych jęków, często wśród niecierpliwych pacjentów, skoncentrowanych na własnych dolegliwościach i chorobie. Mimo to nigdy nie okazała zniechęcenia, zniecierpliwienia czy choćby zwykłego zmęczenia.

W obliczu trudności

15 sierpnia 1897 roku Siostra Marta złożyła swoje pierwsze śluby, potwierdzając tym samym całkowite oddanie się Bogu i służbie najuboższym, w której odnajdowała tak wiele radości. Kiedy w roku 1899 młoda zakonnica przybyła do wspólnoty sióstr w Bochni, nie wiedziała, że tę radość z pełnienia służby przyjdzie Jej tu okupić wielkim cierpieniem. Pewien pacjent po wyjściu ze szpitala, kierując się zazdrością rozgłosił, że Siostra Marta jest w ciąży z jednym z pacjentów – studentem, krewnym proboszcza. Niełatwo było żyć pod brzemieniem plotek i złośliwości ze strony niektórych mieszkańców miasta. Cierpiała w ciszy, zdając się całkowicie na Boży osąd, a swoje codzienne obowiązki spełniała z tą samą, niezmienną dobrocią i miłością. Dzięki stanowczej postawie przełożonej – Siostry Marii Chabło – Jej niewinność w końcu została dowiedziona.

Kochać wszystkich bez wyjątku

Kolejnym miejscem, do którego Pan, za pośrednictwem zakonnych przełożonych posłał Siosrę Martę był Śniatyń na terenie dzisiejszej Ukrainy. I tu nie ograniczyłasię do pracy w szpitalu, lecz chętnie spieszyła z pomocą wszystkim, którzy na tę pomoc czekali. Zawsze uśmiechnięta, pełna cierpliwości i dobroci, niosła ulgę nie tylko cierpiącemu ciału. Zabiegała też o zdrowie dusz powierzonych Jej chorych. Zawsze znajdowała czas, by uczyć ich katechizmu, przygotować do sakramentów świętych, czy po prostu się z nimi modlić. A Bóg nie skąpił darów Swej wiernej służebnicy. Obdarzył Siostrę Martę niezwykłym talentem jednania dusz z Bogiem. Na Jej oddziale nikt nie umierał bez Sakramentu Pojednania, a zdarzało się, że nawet przebywający pod Jej opieką Żydzi prosili o Chrzest. Dla Siostry Marty każdy cierpiący człowiek był jednakowo ważny, bez względu na to, czy był to Polak, Ukrainiec czy Żyd, grekokatolik, prawosławny czy katolik. Wszystkim służyła z tą samą miłością. Siostra Marta otrzymała od Boga również dar poznania. Jej brat – ks. Jan Wiecki mówił, że wiele razy objawiała mu stan jego duszy. Potwierdzili to również inni kapłani. Także miejscowy proboszcz szybko rozpoznał charyzmaty Siostry Marty i chętnie posyłał do Niej swoich parafian z rozmaitymi problemami, a ona skutecznie je rozwiązywała dla dobra ich duszy.

Oddana do końca

Skąd ta młoda zakonnica czerpała siłę? Odpowiedź wydaje się oczywista; modlitwa i krzyż. Modlitwa, która wypełniała Jej życie i krzyż, z którego przemówił do Niej Pan Jezus, zachęcając Ją do cierpliwego znoszenia przeciwności i obiecując zabrać Ją wkrótce do Siebie. Tak, jak całe życie Siostry Marty obfitowało w czyny miłości, tak również Jej śmierć stała się aktem autentycznej miłości do Boga i bliźniego. Któregoś dnia, świadoma niebezpieczeństwa, dobrowolnie podjęła się dezynfekcji pomieszczenia po chorej na tyfus, choć był do tego zobowiązany inny pracownik, o którym wiedziała, że jest młodym ojcem rodziny. Już nazajutrz pojawiły się pierwsze objawy choroby. Rzesza ludzi przypuściła modlitewny szturm do Nieba. Także przedstawiciele gminy żydowskiej w miejscowej synagodze prosili o uzdrowienie katolickiej zakonnicy.

Międzywyznaniowy kult

Choć lekarze podjęli wszelkie wysiłki, nie udało się uratować Jej życia. 27 maja 1904 roku do Śniatynia przybył brat Marty – ksiądz Jan Wiecki. Siostra przyjęła z jego rąk Komunię Świętą. Bardzo cierpiała, a spieczone i spękane od gorączki wargi utrudniały Jej mowę. Choć ból związany z przebiegiem choroby utrudniał Jej porozumiewanie się, była przytomna. Tymczasem pod szpitalnym murem ustawiali się mieszkańcy Śniatynia – ci, którzy korzystali z posługi Siostry Marty i ich rodziny. Stali Polacy, Rusini, Żydzi, starając się choć w ten sposób odpowiedzieć na miłość tej skromnej, zwyczajnej zakonnicy, która potrafiła tak niezwyczajnie kochać. Otoczona ich miłością Siostra Marta – trzymając w ręku gromnicę i powtarzając z innymi słowa litanii – umarła spokojnie 30 maja 1904 roku.

Od tej pory ludzie nie przestają modlić się na Jej grobie. Otrzymują za Jej wstawiennictwem wiele łask. Nazywają Ją Mateczką, a Jej grób pozostaje swoistym symbolem ekumenizmu. Ten nieustający od 100 lat kult miał niewątpliwie duży wpływ na rozpoczęcie w czerwcu 1997 roku procesu beatyfikacyjnego. W grudniu 2004 roku papież Jan Paweł II promulgował dekret o heroiczności cnót Siostry Marty Wieckiej, zaś Ojciec Święty Benedykt XVI w lipcu 2007 roku zatwierdził dekret o uznaniu cudu przypisywanego wstawiennictwu Siostry Marty.

Niechaj beatyfikowana 25 maja 2008 roku we Lwowie Siostra Marta Wiecka inspiruje i dziś do miłości ofiarnej, która jest większa niż życie i śmierć.

Miesięcznik, Numer archiwalny, Z cyklu:, Nasi Orędownicy, 2013-nr-05

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024