On będzie was uczył miłości!
Przewieziona na salę pooperacyjną czekałam na jakąkolwiek wiadomość. Po jakimś czasie mąż przyniósł lakoniczną informację od lekarzy, że nasz syn ma symptomy zespołu Downa. Tylko tyle pamiętam.
2013-06-07
Ponad pięć lat temu nasza wiara przeszła „próbę ognia”, ale dzięki temu dziś stajemy jako świadkowie tego, co Bóg robi poprzez najmniejszych.
Bóg się nie myli
Od początku ciąży czułam lęk, którego pochodzenia nie znałam. Nie umiałam cieszyć się nowym życiem i wszystko wskazywało, że to najmniej odpowiedni moment na kolejne dziecko. Pewnego poranka, gdy siedziałam w pokoju gościnnym na kanapie, zaczęłam wołać do Boga, aby dał mi jakiś znak, aby dał odpowiedź na wątpliwości, które rodziły się w moim sercu, na ciemność, która zabierała wszelką radość z mojego życia. Zrobiłam wtedy coś, czego nigdy wcześniej nie robiłam – wstałam, włączyłam radio i z głośników usłyszałam męski głos: „Bóg, dając życie, nigdy się nie myli”. Tylko tyle, nic więcej. To było jak światło w mojej ciemności. Ogarnęła mnie pewność prawdziwego obdarowania. Te słowa przeprowadziły mnie przez całą ciążę, aż stały się kojącym blaskiem w dniu porodu.
Nasz synek urodził się prawie miesiąc przed terminem. Nic szczególnego się nie działo, a jednak swoim przyjściem jakby chciał powiedzieć, że chce być już z nami. Jego imię wybraliśmy jeszcze przed narodzinami – Józef. Z hebrajskiego oznacza ono Pan doda. Nawet nie przypuszczaliśmy, jak wiele Pan nam doda! Naprawdę nie spodziewaliśmy się, ponieważ noc, w której urodził się Józio, okazała się nocą głęboką, przez którą musieliśmy się przedrzeć, aby naprawdę widzieć. Na sali operacyjnej, tuż po porodzie, nie było radości. Uderzyła mnie przerażająca cisza. Z daleka tylko mogłam obserwować nasze dziecko, na widok którego nikt z personelu się nie ucieszył. Kiedy poprosiłam o możliwość przytulenia nowo narodzonego synka, padła krótka odpowiedź, że po prostu mi nie wolno. Intuicyjnie czułam, że coś jest nie tak. Tylko z dala pobłogosławiłam go. Przewieziona na salę pooperacyjną czekałam na jakąkolwiek wiadomość. Po jakimś czasie mąż przyniósł lakoniczną informację od lekarzy: syn ma symptomy zespołu Downa. Tylko tyle pamiętam. A później bezsenna noc, prawdziwie ciemna i jedno pytanie: „dlaczego?”.
Nowy ląd
O świcie przyszła myśl, jak promień światła, żeby przeczytać czytania z dnia. Pierwsze było z Księgi Izajasza z 6 rozdziału. Słowa „Kogo mam posłać, kto by Nam poszedł?” (Iz 6,8 a) były jak objawienie. Za prorokiem powtarzałam do znudzenia: „Oto ja, poślij mnie” (Iz 6,8 b). Było to jak odkrycie nowego lądu – Bóg, dając życie, nigdy się nie myli! Zgoda na przyjęcie takiego dziecka, jakiego Bóg Sam chciał, stała się motywem do walki o jego życie. Okazało się jednak, że była też motywem do walki o ŻYCIE w ogóle. Po pierwsze podłączona do licznych rurek przytulałam, przytulałam, przytulałam. Po drugie podjęłam zmaganie o karmienie piersią. Każdego dnia, niezależnie od uczuć, niezależnie od słów, jakie słyszałam od lekarzy (są to czasy, że „takich” dzieci nie trzeba rodzić) przez łzy dziękowałam Bogu za Józia.
Bóg szukał i znalazł
Nasz najstarszy syn Janek w prosty, dziecięcy sposób wytłumaczył nam, dlaczego Józio jest z nami: Pan Bóg długo szukał kogoś, kto przyjąłby Józia z zespołem Downa. Szukał kogoś, kto nie dokonałby aborcji. Pytał jednych, drugich i wtedy znalazł nas. Każdy dzień jest odkrywaniem nowych umiejętności, nowych zdolności Józia z zespołem Downa. Zadziwia mnie to, że radość mogą wywołać w nas tak niewielkie sprawy. Wręcz delektuję się każdą jego nowo zdobytą umiejętnością. Ogarnęło nas prawdziwe szaleństwo, kiedy Józio powiedział pierwsze słowa: „mamo, tato, amen i alleluja”, kiedy zrobił pierwsze kroki.
Promyk słońca
Pewnego ranka zadzwoniła do mnie dr Wanda Półtawska i powiedziała krótko: „On będzie was uczył miłości!”. I rzeczywiście tak jest. Po ponad 4 latach jego życia widzimy, że ostateczne zdanie nie należy do genetyki, lecz do miłości. Józio, oprócz dodatkowego genu, ma coś jeszcze – niezwykłą umiejętność rozpalania miłości i radości tam, gdzie jest ona wątła. Jest jak promyk słońca.