Ubogi w sercu Kościoła

Podczas niedzielnej Mszy w mojej krakowskiej parafii niejednokrotnie moją uwagę przykuwał kilkunastoletni chłopiec z zespołem Downa, który po zakończonej liturgii lubił podchodzić do wielkiego krucyfiksu stojącego obok ołtarza i całować stopy zawieszonej na nim rzeźby Jezusa. Niewątpliwie jego zachowanie odbiegało od społecznej normy, bo nikomu innemu z pełnosprawnych intelektualnie wiernych, taki gest nie przyszedł do głowy.

zdjęcie: sxc.hu

2013-06-07

A jednak to „odbieganie od normy” miało charakter pozytywny. Mogło bowiem stanowić dla wszystkich obserwatorów wielką katechezę, tym bardziej cenną, że nie była jakimś planowym działaniem na pokaz, ale zupełnie spontanicznym gestem, który odsłaniał poczucie bliskości z Jezusem i głęboką wdzięczność za to, czego Zbawiciel dokonał na krzyżu, a co właśnie przed chwilą zostało przywołane i zaktualizowane na ołtarzu.

Ten obrazek z życia to tylko przykład, jak ograniczenia w jednej dziedzinie mogą prowadzić do rozwoju wrażliwości w innej. Na szczęście od kilkudziesięciu lat coraz bardziej potrafimy to docenić, tak we współczesnym społeczeństwie, jak i w Kościele.

Kopernikański przewrót

Wcześniej nie zawsze było tak różowo. Osoby z niesprawnością intelektualną często były stygmatyzowane przez społeczeństwo, a nawet spychane na margines. Świadczyło o tym chociażby nazewnictwo jakie funkcjonowało nawet w świecie medycznym. Takie kategorie jak debilizm, imbecylizm czy idiotyzm, na szczęście odchodzą już dziś do lamusa. Obecnie mówi się raczej o obniżeniu poziomu rozwoju intelektualnego, który może mieć charakter lekki (kiedy taka osoba pozostaje na poziomie rozwojowym 10–12-latka), umiarkowanym (poziom 6–9 lat), znacznym (4–6 lat) i głębokim (max 3 lata).

Nowością w społecznym podejściu do takich osób jest również uznanie, że chorzy z lekką i umiarkowaną niepełnosprawnością przy dobrej opiece rodzinnej i właściwym wsparciu pedagogicznym, mogą nawet wykonywać proste prace zarobkowe, co jeszcze kilkadziesiąt lat temu było nie do pomyślenia. Warsztaty terapii zajęciowej, zakłady pracy chronionej i różnego rodzaju wsparcie dla pracodawców zatrudniających takie osoby, to tylko przykłady działań, które mają sprawić, aby niepełnosprawni intelektualnie mogli poczuć się potrzebni i czerpać poczucie własnej wartości także z dobrze wykonywanej, dostosowanej do ich możliwości pracy.

Powszechne prawo do wychowania

Przyczyny intelektualnych zaburzeń rozwojowych mogą być różne: od uwarunkowań genetycznych (jak to ma miejsce w przypadku zespołu Downa), poprzez zaburzenia rozwoju (np. w przypadku autyzmu dziecięcego), problemy neurologiczne (np. padaczka) czy też zaburzenia okresu prenatalnego (np. dziecięce porażenie mózgowe). Każdy przypadek wymaga odpowiedniego podejścia medycznego i swoistej pedagogiki, która może w znaczny sposób pomóc rozwijać się dziecku pomimo nieusuwalnych intelektualnych ograniczeń. Jest to tym bardziej ważne, że w Polsce w 1997 roku było aż 3,9 miliona rodzin, w których mieszkały osoby z niepełnosprawnością, w tym dzieci z porażeniem mózgowym było 20 tysięcy, lekko niepełnosprawnych umysłowo 250 tysięcy, a ciężko i głęboko 80 tysięcy. Liczby te w kolejnych latach niestety rosły. Ta ogromna rzesza ludzi wymaga pomocy tak ze strony państwa, społeczeństwa, jak i Kościoła.

Jak stwierdza II Sobór Watykański w Deklaracji o wychowaniu chrześcijańskim – wszyscy ludzie mają nienaruszalne prawo do takiego wychowania, które jest dostosowane do ich wrodzonych właściwości (por. 1), a ponadto wszyscy chrześcijanie jako dzieci Boże mają prawo do wychowania w duchu Ewangelii (por. 2), a więc też do pełnego uczestnictwa w życiu sakramentalnym.

Arka oraz Wiara i Światło

W Kościele katolickim wielkie zasługi w tych działaniach mają wspólnoty Arki oraz Ruch Wiara i Światło. Pierwsza Arka powstała w 1964 roku, kiedy to Jean Vanier z inspiracji Ojca Thomasa Philippe’a OP zamieszkał w Trosly pod Paryżem z dwoma mężczyznami niepełnosprawnymi intelektualnie. Za nim poszli inni i do roku 2005 na świecie działało około 125 tego typu wspólnot (w Polsce, w Śledziejowicach pod Wieliczką). „Aby żyć w Arce – pisał po latach Jean Vanier – musimy przestrzegać zasad Ewangelii. To właśnie jest metanoia, przemiana tak głęboka, że nie chodzi już o wiedzę o Chrystusie, ale przyjęcie Jego wizji. Jest to tak sprzeczne ze wszystkim, czego doświadczamy w świecie, że potrzebne jest nam wsparcie Ducha Świętego”.

Z kolei Ruch Wiara i Światło zrodził się w 1971 roku od zorganizowania przez Marie-Hélène Mathieu i Jeana Vaniera pielgrzymki niepełnosprawnych i ich rodzin do Lourdes. Potem na całym świecie zaczęły powstawać kilkudziesięcioosobowe wspólnoty gromadzące osoby niepełnosprawne, ich rodziny i przyjaciół. Podczas cotygodniowych spotkań (najczęściej przy parafiach) oraz wakacyjnych obozów wyjazdowych, prowadzona jest tam formacja ludzka i religijna dostosowana do możliwości podopiecznych. Obecnie na świecie funkcjonuje ponad 500 takich wspólnot w 37 krajach. W Polsce ruch skupia 3 tysiące członków.

Niepełnosprawni ikoną Jezusa

Od początku tego typu działalność znajdowała uznanie u papieży Pawła VI i Jana Pawła II. W 2004 roku Kongregacja Doktryny Wiary zorganizowała sympozjum poświęcone godności i prawom ludzi upośledzonych umysłowo, na które został zaproszony także Jean Vanier. Jan Paweł II powiedział tam m.in.: „Niepełnosprawni są żywymi ikonami ukrzyżowanego Syna. Odkrywają oni tajemnicze piękno Tego, który otworzył się dla nas i był posłuszny aż do śmierci. Słusznie się mówi, że niepełnosprawni są uprzywilejowanymi dowodami człowieczeństwa. Mogą nas wszystkich uczyć miłości, która nas wybawia, mogą być zwiastunami nowego świata, niezdominowanego przez siłę, przemoc i agresję, ale przez miłość, solidarność i akceptację”. W wypowiedzi tej słychać echa przeżyć, jakie towarzyszyły wszystkim obcującym z niepełnosprawnymi intelektualnie.

Odkrywają oni wielką wrażliwość i empatię takich ludzi, które są prawdziwym remedium na duchowe choroby współczesnej cywilizacji. Dają bowiem prawdziwe wyzwolenie z nadmiernego skoncentrowania na osiąganiu materialnego i społecznego sukcesu, a także zmuszają do przerwania szaleńczego tańca wokół bożka sprawności i skuteczności.

Tworzenie takich miejsc jest dziś szczególnie potrzebne także samemu Kościołowi, bowiem i jemu niekiedy grozi wciągnięcie w zasady gry tego świata. Dopóki ubogi może znaleźć swoje miejsce w sercu Kościoła, dopóty możemy czuć się w miarę bezpieczni. Kontakt z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie potrafi bowiem ujawniać różne absurdy naszego świata i uczy zachowywać właściwy dystans do utartych, ale wcale nie najlepszych kolein postępowania.

Na właściwym miejscu

Kiedy w stanie wojennym funkcjonariusze SB zrobili nalot na mieszkanie, w którym odbywało się spotkanie Wiary i Światła, chłopiec z zespołem Downa wyszedł ku nim, wyciągnął dłoń i powiedział: „Dobrze, że jesteście”. Zdumienie esbeków było najlepszym komentarzem do całej tej absurdalnej sytuacji. Kiedy indziej podczas Mszy sprawowanej dla ruchu przez pewnego kardynała w asyście biskupów, gdy główny celebrans rozdawał Komunię Świętą, na jego tronie usiadł niepełnosprawny intelektualnie mężczyzna. Wywołało to niemałe poruszenie i niektórzy biskupi chcieli nawet zareagować. Kardynał zachował się jednak bardzo przytomnie, bo usiadł na skromniejszym miejscu obok tronu i wdał się z mężczyzną w miłą pogawędkę. I tak jawne pogwałcenie jednej skądinąd słusznej, zasady liturgicznej hierarchii, stało się symbolem miejsca należnego ubogiemu w Kościele.

Dla mnie nie bez znaczenia jest fakt, że ów chłopiec z zespołem Downa, o którym pisałem na początku, od jakiegoś czasu jako ministrant służy do Mszy w mojej parafii. Świadczy to o żywotności i wrażliwości również mojego partykularnego Kościoła.

Miesięcznik, Numer archiwalny, Z cyklu:, Z bliska, 2013-nr-05

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024