Poproszę PIN i zielony

Tak się składa, że w ostatnim czasie dane mi jest spotykać niezwykłych ludzi. Te spotkania są raz zaplanowane, innym razem przypadkowe, zawsze jednak inspirujące, z niespodzianką w tle. O jednym z nich opowiem.

zdjęcie: Magdalena Markowicz

2013-07-09

Jest sobota, 6 lipca tego roku. Na Jasną Górę pielgrzymują chorzy, niepełnosprawni i starsi. Do Bazyliki płynie rzeka ludzi. Jedni na wózkach, inni o kulach, jeszcze inni wsparci o silne ramiona swoich „aniołów stróżów”. Przyglądam się z zachwytem i podziwem wszystkim naraz i każdemu z osobna. Urzeka mnie i zwala z nóg ich wiara. Nagle łapię samą siebie na gorącym uczynku, że tej wiary i ufności po prostu im zazdroszczę. Że chciałabym, aby moje serce było choć trochę podobne do serca jednego z nich. Bezgłośnie proszę więc o wiarę, choćby miały to być tylko jej okruchy.

W tym momencie podchodzi do mnie starszy pan w kraciastej koszuli i pyta o toalety. Wskazuję mu drogę. Po dziesięciu minutach pan wraca do mnie i jakby nigdy nic, czule obejmuje mnie ramieniem. – Wiesz córciu, przyjechałem z daleka, zupełnie sam. Muszę załatwić z Panem Bogiem kilka spraw. Do Świętej Panienki też mam interes – mówi. Trochę onieśmielona grzecznościowo pytam o to, skąd przyjechał, jak żyje. Specjalnie nie muszę ciągnąć go za język. Sam chętnie dzieli się sobą. – Dawno tutaj nie byłem. Jakoś się nie składało. Ale teraz jestem, bo uzbierało się trochę tych spraw do załatwienia i jestem pewny, że tutaj załatwię wszystko. Bo kontakt z Panem Bogiem to nie jest, moje dziecko, wizyta w administracji osiedla, gdzie w zadymionej kanciapie przesiaduje kilku szalenie zajętych fachowców. Przez Niego czuję się naprawdę wysłuchany. Ja mój kontakt z Nim traktuję jak negocjacje. On nie jest automatem, który na zawołanie wyrzuca a to kawę z mlekiem, a to kakao z pianką. Pan Bóg to nie terminal kart płatniczych – wpiszesz kwotę, wstukasz PIN, zatwierdzisz zielonym i po sprawie. On jest jak Przyjaciel, z Nim można się trochę potargować, uprosić więcej niż się planowało – dodaje.

Słucham tego niecodziennego wykładu i coraz bardziej rozdziawiam buzię. Myślę sobie, że oto stoi przede mną świadek wiary. Nie pierwszy raz dociera do mnie, że faktycznie nie da się zbudować relacji tylko na wymianie usług: ja ci to, a ty mi tamto. Odkrywam na powrót znaną skądinąd prawdę, że Bóg nie świadczy usług, ale daje dary. Daje też przestrzeń. Z Nim – jak z przyjacielem – można pogadać, wypłakać się w rękaw, pomilczeć. Po latach takiego właśnie kontaktu, człowiek zaczyna rozumieć, że Bóg nie potrzebuje wskazówek i skrupulatnych podpowiedzi, że On Sam wszystko wie.

Kiedy ta prawda w końcu dociera do mojego serca, wówczas zaczyna się najlepsze – oprócz tego, o co proszę, dostaję także to, co wybrał dla mnie Bóg. Wtedy zaczynają się niespodzianki. I pomyśleć, że zachowawczo prosiłam tylko o okruchy… Jestem wdzięczna Panu Bogu i pielgrzymowi w kraciastej koszuli, bo jak zwykle otrzymałam dużo więcej. Nie usługę, lecz dar.

Najpopularniejsze, Pielgrzymki, Wydarzenia, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024