Chorzy piszą do nas - lipiec 2013 r.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2013-07-30

Kiedyś, wiele lat temu, moje życie dzieliło się na dwie sfery: sacrum i profanum. Sacrum to daleki, mieszkający w kościele Pan Bóg, a profanum to moje życie, które, jak wówczas sądziłam, niewiele Pana Boga miało obchodzić. Jakże się myliłam… Nadeszła chwila uświadamiająca mi, że jako chrześcijanka nie powinnam tworzyć żadnych granic obecności Pana Boga.
Od tamtej chwili w mym życiu nie istnieją już miejsca, gdzie nie byłoby Pana Boga, gdzie są jakieś bariery dla Jego obecności. Doświadczam Bożej obecności gdy przebacza mi moje grzechy, czuję Jego obecność w trudnych chwilach. Wiem, że Zmartwychwstały Jezus żyje, a dzięki Niemu ja również mam życie. Duch Święty pomaga mi zrozumieć rzeczy, których nie potrafiłam wcześniej przyjąć. Pan Bóg, wkraczając w moje życie, wciąż uczy mnie oceniać trudności z innej perspektywy. Wiem, że każde cierpienie, każdy kłopot i radość przeżywane z wiarą mają sens, bo Pan Jezus umarł i zmartwychwstał. On zawsze myśli o każdym z nas, kocha nieskończoną miłością i daje nadzieję.

BOŻENA KACZOROWSKA


 

Mając 37 lat dowiedziałam się, że jestem chora na nieuleczalną chorobę – białaczkę. Stan mojego wnętrza w tym czasie był przeciętny, byłam praktykującą katoliczką, bardziej religijną niż naprawdę wierzącą. Chodziłam do kościoła, modliłam się, ale nie zapraszałam Boga do mojego życia. Ciągle za czymś goniłam, konkretnie nie wiedząc za czym. Wszystko dawało mi chwilowe zadowolenie i znów wracała głęboko ukryta pustka, której nie dało się niczym wypełnić. Boga trzymałam daleko od siebie. Zapomniałam o tym, że On nas ukochał najbardziej na świecie, bo oddał za nas życie.

Za namową mojej kuzynki pojechałam do Częstochowy, by wziąć udział we Mszy o uzdrowienie. Tam stałam się świadkiem działania Ducha Świętego. Byłam jednak tak zamknięta na Boga, że to wszystko, co się działo wokół mnie, tak naprawdę nie potrafiło do mnie dotrzeć. Jednak powstało we mnie wołanie: „Boże jeśli istniejesz, to daj mi znać – pomóż!”.

Od tamtej pory zaczęły dziać się cuda w moim życiu. To wołanie rozpaczy rozpoczęło drogę do poznania Boga. Gdy nadszedł moment poddania się leczeniu, poszłam na nie, czując, że już nie jestem sama. W Klinice Hematologii i Transplantacji Szpiku w Katowicach, spotkałam kapelana ks. Andrzeja, który w niesamowity sposób pochylał się nad ludzkim cierpieniem i bezsilnością. Teraz jestem szczęśliwa i mam wszystko, czego można pragnąć: dom, pracę i zdrowie w o które dba Bóg oraz Przyjaciela, którym jest Chrystus! To wszystko odkryłam dzięki mojej chorobie, która stała się trudną, ale właściwą ścieżką do Boga.

EWA DŹBIK


Zobacz całą zawartość miesięcznika »

Z cyklu:, 2013-nr-07, Numer archiwalny, Nasza korespondencja, Autorzy tekstów, pozostali Autorzy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024