Wspomnienia z pudełka
Pytam któregoś dnia pana Eryka gdzie są jego bliscy. W momencie staje się jasne, że miałam nie zadawać tego pytania. Codziennie siada przy oknie z nadzieją, że wypatrzy znajomą twarz.
2013-08-16
Zwykle leży na szpitalnym parapecie obok sterty gazet i oliwkowego etui na okulary. Często bywa niedomknięte, a jego zawartość wystaje wówczas spoza krawędzi niczym tłuszcz ze spodni pasibrzucha. Jest prostokątne, wyłożone lnianą szmatką z greckim haftem na brzegach. Na środku jego przedniej ścianki straszy zardzewiała skuwka z ubitym guziczkiem. Ogólnie jest nawet ładne, jeśli wziąć pod uwagę, że ma pewnie ze sto lat i pokonało niejeden ostry wiraż historii.
Pan Eryk strzeże go jak oka w głowie, nikomu nie pozwala go ruszać. Ewentualnie sam, w przypływie dobrego nastroju, pokazuje je innym. Bierze je wtedy do ręki, delikatnie kładzie na kołdrze i bardzo powoli otwiera. Wówczas na zewnątrz wydostają się uwięzione dotąd wyblakłe fotografie w kolorze sepii i pożółkłe kartki papieru, które ktoś zapisał do granic możliwości.
Pudełko. Dla pana Eryka cenniejsze niż Arka Przymierza. Poznałam kilka historii z tego pudełka. Jedna na przykład opowiada o młodszej siostrze pana Eryka, która pewnego popołudnia wyszła z domu na pole, by wykopać trochę kartofli na obiad. Nie żegnała się z nikim, bo przecież zaraz miała wrócić. Ale nie wróciła. Nikt nie wie, co się z nią stało. Została po niej tylko niepozowana fotografia, na której widać ją z naręczem polnych kwiatów, a także kolorowe piórko, którego używała jako zakładki do książki. I zdjęcie i piórko mieszkają do dziś w pudełku.
Inna historia jest bardziej optymistyczna, nawet zabawna. Córka pana Eryka jako mała dziewczynka była strasznym łakomczuchem. Obficie słodziła herbatę i ze sprytem podbierała z puszki babcine marcepany. Ktoś z jej bliskich (do dzisiaj nie wiadomo kto) chcąc ją „nauczyć rozumu”, razem ze słodkościami pozawijał w sreberka mydlane wiórki i włożył do puszki. Dziewczę w swoim glukozowym zapomnieniu niczego nie zauważyło. Za to kiedy już się najadło tych „pyszności”, przez kilka godzin puszczało nosem bańki mydlane. Przez moment widzę schowany na dnie pudełka malusi plasterek mydła. Dawno już nie pachnie.
W pudełku zauważam też mały loczek, odcięty z jakiejś bujnej blond czupryny. Okazuje się, że jest własnością jedynego wnuka pana Eryka – Ignacego. Zamknięty szczelnie w muślinowym woreczku sprawia wrażenie, jakby jakiś szalony anioł zgubił go w pośpiechu.
Pytam któregoś dnia pana Eryka gdzie są jego bliscy. W momencie staje się jasne, że miałam nie zadawać tego pytania. Codziennie siada przy oknie z nadzieją, że wypatrzy znajomą twarz. Ale prawda jest taka, że nikt go tutaj nie odwiedza i nikt o nim nie pamięta. Jego oczy zachodzą nagle łzami, a dłonie coraz ciaśniej oplatają leciwe pudełko – namiastkę bliskości.
Myślę sobie, że dziwnie poukładany jest ten świat. Postanawiam więc w duchu, że spróbuję zadbać o to, by pan Eryk miał jeszcze jakieś fajne wspomnienie. Bardzo proste i zwyczajne, nic wielkiego. Przez najbliższe dni staram się być na wyciągnięcie ręki. Trochę opowiadam o sobie, parzę herbatę a w chłodniejsze wieczory przynoszę dodatkowy koc. Nie przeczuwam nawet, że to ja będę mieć cudowne wspomnienie.
W ciepłe popołudnie – tuż przed wyjściem pana Eryka do domu – przychodzę jeszcze, aby go uściskać. Siadam na brzegu łóżka i słucham jego kolejnej opowieści. Pakujemy do torby ostatnie drobiazgi, wietrzymy pokój. Nagle kątem oka zauważam pudełko, które znów jest niedomknięte. Na samej górze dostrzegam kolorową nitkę związaną w kokardę. Po chwili dociera do mnie, że to nitka wypruta ze szpitalnego koca. O nic nie muszę już pytać.
Teraz to moje oczy zachodzą łzami.