"Przeczytać" człowieka

O interaktywnych kazaniach i o tym, że cisza potrafi głośno krzyczeć opowiada ks. Jan Emanuel Sołtysik, krajowy duszpasterz osób niesłyszących i niedosłyszących.

Ksiądz Jan od 26 lat służy niesłyszącym. Jak sam mówi, jest to środowisko, którego nie należy się bać, ale którym trzeba się zainteresować.

zdjęcie: Archiwum prywatne

2013-10-01

REDAKCJA: – Wyobrażał sobie Ksiądz kiedyś, jak to jest nie słyszeć?

KS. JAN EMANUEL SOŁTYSIK: – To raczej trudno sobie wyobrazić. Jednak przebywanie wśród osób niesłyszących i komunikowanie się z nimi innymi sposobami niż tradycyjny, daje pewien pogląd na to, jak to jest żyć w świecie ciszy.

– Jest Ksiądz krajowym duszpasterzem niesłyszących. Jak zaczęła się droga służby tym właśnie osobom?
– Moje zainteresowanie tematyką osób niesłyszących sięga jeszcze czasów pobytu w seminarium. Wówczas z kolegami amatorsko zacząłem uczyć się języka migowego. Kosztowało nas to sporo wysiłku, ponieważ nie dysponowaliśmy fachową literaturą i nie mieliśmy dostępu do jakichkolwiek materiałów edukacyjnych. Wszystkiego uczyliśmy się sami, metodą – powiedziałbym – pionierską. W późniejszym okresie, rozpoczął się w seminarium profesjonalny kurs języka migowego, który umożliwiał dobre opanowanie warsztatu i techniki migania. Mnie najwięcej dał jednak bezpośredni kontakt z niesłyszącymi. Możliwość takiego kontaktu jako kleryk miałem dzięki nieodżałowanemu ks. Konradowi Lubosowi, który zabierał nas na wspólne wyjazdy z niesłyszącymi. Tam posługiwaliśmy im i wszystkiego się od nich uczyliśmy. Nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że żaden, nawet najlepszy kurs, nie jest w stanie zastąpić tego żywego kontaktu z drugim człowiekiem. Kiedy zostałem księdzem, otrzymałem dekret kierujący mnie do posługi w duszpasterstwie osób niesłyszących. Wtedy zaczęła się prawdziwa przygoda, bo tak naprawdę musiałem uczyć się wielu znaków od początku. Proszę pamiętać, że w języku migowym – podobnie jak w normalnej mowie – również istnieją narzecza czy gwary. Mamy oczywiście język zunifikowany, który jest opracowany w słownikach i podręcznikach, jednak różnice pokoleniowe i edukacyjne sprawiają, że nie dla wszystkich język ten jest jednakowo zrozumiały. I tak, nawet nie wiem kiedy, minęło te 26 lat mojej pracy z niesłyszącymi.

– Jak zatem wygląda ta praca?
– Można powiedzieć, że moja praca w środowisku osób niesłyszących przebiega jakby dwutorowo. Po pierwsze jest to praca duszpasterska, a więc ogólnie rzecz biorąc – troska o sprawy duchowe. Po drugie, jako duszpasterz krajowy odpowiadam także za sprawy organizacyjne i tworzenie struktur. Tego wszystkiego oczywiście nie robię sam. Pomagają mi duszpasterze diecezjalni i duża grupa zaangażowanych świeckich. Jako grono odpowiedzialnych za to duszpasterstwo staramy się spotykać przynajmniej raz w roku, by przekazać sobie bieżące sprawy oraz omówić kwestie wymagające rozwiązania. Takie spotkania są też okazją, by wymienić się doświadczeniami, które każdy z nas zdobywa w swoim środowisku.

– Ile jest w Polsce osób zaangażowanych w duszpasterstwo niesłyszących?
– Na to pytanie trudno udzielić dokładnej odpowiedzi, bo skład personalny tego grona wciąż się zmienia – jedni przychodzą, inni odchodzą. Z ostatnich zebranych danych wynika, że średnio w każdej diecezji jest 15 takich osób. Jeśli więc te 15 osób przemnożyć przez ponad 40 diecezji w Polsce, to wychodzi na to, że grono to jest dość liczne, ponad sześciuset osobowe. A trzeba pamiętać, że nie wliczam tutaj całej rzeszy tych, którzy wspomagają to duszpasterstwo, a więc nauczycieli i katechetów uczących w szkołach dla niesłyszących. Oni tak naprawdę wykonują najważniejszą i najtrudniejszą pracę, która jednak nie zawsze jest dostatecznie doceniana z uwagi na to, że nie od razu widać jej efekty. Plony wykonanej przez nich pracy z reguły zbierają inni.

– Proszę opowiedzieć o tym, jak w praktyce wygląda posługa duszpasterska wśród niesłyszących?
– Zacznę od tego, że środowisko osób niesłyszących jest dość zamknięte, hermetyczne. Dzieje się tak nie dlatego, że niesłyszący nie są otwarci na nowe kontakty czy znajomości, ale dlatego, że komunikacja z nimi ma ograniczony charakter. To tak jak w przypadku spotkania z obcokrajowcem. Mogę próbować być dla niego miłym, uprzejmym i pomocnym, ale jeśli nie znam języka, którym on się posługuje, moje wysiłki na niewiele się zdadzą. On mnie po prostu nie zrozumie. Osoby niesłyszące komunikują się z otoczeniem za pomocą języka migowego, który nie jest powszechnie znany. Język ten znają tylko sami niesłyszący oraz ci, którzy bezpośrednio im służą i z nimi pracują. Prowadzenie duszpasterstwa wśród niesłyszących różni się od tego zwyczajnego duszpasterstwa jedynie stosowanymi środkami komunikacji. Jeśli chodzi o potrzeby duchowe tych osób, to są one podobne do tych, które ma każdy z nas. Wracając do pytania – mogę powiedzieć, że bardzo ciekawym wydarzeniem jest każda Msza Święta, w której uczestniczą niesłyszący. W sensie istoty jest to oczywiście taka sama Msza, jak każda inna, ale zasadniczo różni się w wymiarze zewnętrznej praktyki.

– Nigdy nie uczestniczyłam we Mszy z udziałem osób niesłyszących, ale obstawiałabym, że musi być na niej bardzo cicho...
– Sprawując Mszę Świętą, posługuję się językiem migowym, ale jednocześnie mówię. Ta mowa musi być często powolna i dużo wyraźniejsza, bo wielu niesłyszących czyta także z ruchu warg. Dodatkowo dochodzi jeszcze rozbudowana mimika, a nierzadko także elementy pantomimy. Msza z udziałem osób niesłyszących jest zdecydowanie interaktywna. W przypadku niesłyszących nie wystarczy, że ja przekażę im jakąś treść. Muszę jeszcze sprawdzić, czy oni dobrze tę treść odczytali i zrozumieli. W praktyce wygląda to tak, że niesłyszący tłumaczą mi, jak odebrali przekazany przeze mnie komunikat. Czasem zdarza się, że nie rozumieją tego, co do nich migam. Wówczas bawię się w aktora i odgrywam scenkę. Jest przy tym dużo radości i zabawnych sytuacji. Okazuje się, że wciąż istnieją słowa, których ja używam, a których niesłyszący w ogóle nie znają. Albo odwrotnie – znają znak i gest, ale nie wiedzą, jak to się powinno powiedzieć czy zapisać. Dlatego żeby do nich dotrzeć, trzeba wejść w ich myślenie oraz w ich sposób interpretacji i rozumienia świata.

– Z tego, co Ksiądz mówi wynika, że aby porozumieć się z osobą niesłyszącą, nie wystarczy jedynie znajomość języka migowego.
– Zdecydowanie nie wystarczy. Znam przypadki, że ktoś bardzo dobrze opanował technikę migania, czyli świetnie znał język migowy, a mimo to nie udało mu się porozumieć z tymi, do których mówił. Bo on był bardzo dobry technicznie, ale zabrakło mu empatii, czyli wejścia w sytuację i położenie drugiego człowieka. Dla mnie największym osiągnięciem są takie momenty, w których udaje mi się wywołać u niesłyszących jakąś spontaniczną reakcję, na przykład śmiech. Wówczas jestem pewien, że oni mnie zrozumieli, bo weszli na wyższy poziom pojęciowania – nie tylko odczytali treść, ale także potrafili odebrane treści ze sobą połączyć i skojarzyć, a także poddać refleksji. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że istotną rolę w komunikacji z osobami niesłyszącymi odgrywa także kontakt wzrokowy. W tym przypadku nie może być mowy o jakimś rozkojarzeniu albo chwilowym wyłączeniu się. Kiedy niesłyszący nie będzie na mnie patrzył, nie zrozumie mnie. Aby to zobrazować, często podaję pewien przykład z kolonii dla dzieci niesłyszących. Kiedy dzieciaki zamiast spać rozrabiały, a my chcieliśmy, aby zachowały ciszę nocną, po prostu gasiliśmy światło – kiedy się nie widziały, nie mogły się skomunikować i mieliśmy ciszę. Mówi się często, że osoba niesłysząca „czyta” innych ludzi. Należy to rozumieć w sensie niemalże dosłownym. Komunikując się odczytuje ona nie tylko język migowy, ale również zamiary, emocje i nastrój swego rozmówcy.

– Co Księdza zdaniem jest największą trudnością duszpasterstwa osób niesłyszących?
– To duszpasterstwo – jak każde duszpasterstwo specjalistyczne – boryka się z różnymi trudnościami. Obecnie naszym największym problemem jest brak ksiąg liturgicznych, które zostałyby zatwierdzone do użytku i opatrzone imprimatur. Chcemy stworzyć mszał, a także lekcjonarz z czytaniami i katechizm, które zawierałyby transkrypcję treści dla niesłyszących. Dopuszczenie do użytku takich opracowań ułatwiłoby duszpasterzom sprawowanie sakramentów, zwłaszcza Eucharystii. Chodzi o to, aby podczas celebracji liturgicznych kapłan nie musiał kombinować, jak przemigać niesłyszącym jakieś trudne pojęcie, tak by oni je zrozumieli. W tych opracowaniach byłoby to już zapisane i dane do wykorzystania. Pewną trudność stanowi w tym duszpasterstwie także przenoszenie kapłanów z miejsca na miejsce. Oczywiście takie częste przeprowadzki są niejako wpisane w kapłańskie życie i jest to całkowicie zrozumiałe. W przypadku jednak kapłana, który posługuje osobom niesłyszącym, jego pobyt w jednym miejscu powinien być nieco wydłużony. Chodzi głównie o to, że zanim duszpasterz dobrze pozna to – jak już wspomniałem – dość zamknięte środowisko, zostaje przeniesiony w inne miejsce i sytuacja wraca do punktu wyjścia. Myślę, że warto byłoby dać takiemu kapłanowi szansę przebywania wśród osób niesłyszących przez dłuższy czas.

– Było o trudnościach, to teraz kolej, aby powiedział Ksiądz, co jest największą radością w tej posłudze.
– Największą radością i zarazem nagrodą w służbie osobom niesłyszącym jest ich ogromna wdzięczność za każde wyświadczone im dobro. Oni bardzo cieszą się na widok kapłana, ufają mu do końca, traktują jak przyjaciela. Kiedy jest się adresatem takiej bezinteresownej wdzięczności  i życzliwości z ich strony, wówczas serce rośnie i aż chce się dalej dla nich pracować.

– Z jakimi problemami osoby niesłyszące borykają się na co dzień?
– Niestety tych problemów jest wiele. Osoby niesłyszące są często pomijane i traktowane jak ludzie drugiej kategorii. Aby się przekonać o skali problemu, przeprowadzono kiedyś eksperyment z udziałem trzech osób: poruszającej się na wózku inwalidzkim, niewidomej i niesłyszącej. Wszystkie one przyszły do urzędu w jakiejś konkretnej sprawie. Osobie na wózku inwalidzkim od razu ktoś pomógł – popchał i umożliwił skorzystanie z windy. Podobnie było w przypadku osoby niewidomej – ktoś podał rękę, zaprowadził do okienka. Osoba niesłysząca została natomiast całkowicie zignorowana. Pouczono ją jedynie, że jeśli nie umie się komunikować, to ma więcej nie przychodzić! To bardzo smutne, ale tak niestety często bywa. Dlatego rolę duszpasterstwa niesłyszących ja pojmuję nieco szerzej niż tylko jako zapewnianie tym osobom dostępu do sakramentów. Według mnie należy także propagować samą ideę nauki języka migowego i przy każdej możliwej okazji tłumaczyć, że głuchy nie znaczy gorszy czy głupszy. Z tego miejsca zachęcam wszystkich, by nauczyli się przynajmniej kilku podstawowych znaków migowych, takich chociażby jak „dziękuję”, „proszę” czy „dzień dobry”. To nic nie kosztuje, a naprawdę może pomóc.

– Daleka jestem od pobłażania takiemu zachowaniu wobec niesłyszących, bo jest krzywdzące i niesprawiedliwe, ale myślę, że wynika ono głównie z lęku przed innością.
– Z pewnością tak. Dlatego potrzebna jest działalność edukacyjna w tym względzie. Tutaj nie ma się czego bać, tutaj trzeba się zainteresować. Póki co, jako duszpasterze staramy się organizować dla niesłyszących coś więcej niż tylko cotygodniową czy comiesięczną Mszę Świętą. Dbamy o to, by był czas na spotkanie przy stole z okazją do pogadania o zwykłych sprawach. Pozwalamy zadawać pytania i wyjaśniamy wątpliwości. Próbujemy tworzyć normalną ludzką wspólnotę, w której każdy niesłyszący znajdzie życzliwych mu ludzi, z podobnymi problemami. Organizujemy także pielgrzymki zarówno w skali ogólnopolskiej jak i diecezjalnej. Warto wspomnieć, że umiłowanymi przez niesłyszących miejscami pątniczymi są: Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej Pani Świętokrzyskiej w Kałkowie-Godowie na terenie diecezji radomskiej, a także Częstochowa i Piekary Śląskie. Niesłyszący chętnie się spotykają i chetnie się razem modlą. Trzeba im tylko stworzyć odpowiednie do tego warunki. Od tego, jako duszpasterze, jesteśmy.

– Słuchając Księdza, dochodzę do prostego wniosku, że osoby niesłyszące absolutnie niczym nie różnią się od tych, którzy słyszą.
– Oczywiście. To są cudowni, bardzo wrażliwi ludzie. Często głęboko wierzący i uduchowieni. Cisza, w której żyją z powodu swojej niepełnosprawności w zakresie komunikacji powoduje, że paradoksalnie są bardziej wrażliwi w kontaktach z innymi. Ta cisza wokół nich, zdaje się krzyczeć najgłośniej...

Z cyklu:, 2013-nr-09, Numer archiwalny, W cztery oczy, Miesięcznik, Cogiel Renata Katarzyna, Autorzy tekstów

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 25.11.2024