Świątynia, a nie targowisko
W dzisiejszej Ewangelii widzimy gniew Jezusa. Nie można bowiem bezkarnie nadszarpywać świętości.
2013-11-09
I Rok czytań
J 2,13-22
Dlaczego Jezus tak bardzo się denerwuje widząc w świątyni handlarzy? I co właściwie znaczą Jego słowa mówiące, że jest On w stanie w trzy dni odbudować zburzone sanktuarium? Dzisiejszą Ewangelię można rozumieć zarówno w sensie dosłownym, jak i przenośnym. W tym pierwszym znaczeniu Jezus upomina nas, że nie można robić ze świętego miejsca targowiska. Świętość nie może współistnieć z pragnącymi zysku handlarzami, którzy za nic mają sobie miejsce, w którym się znajdują.
Ważniejsze jest jednak chyba to drugie znaczenie. Jezus pod pojęciem świątyni rozumie bowiem każdego z nas. To my mamy być domem Boga, to my mamy w naszych sercach budować świątynię, w której mieszka Sam Chrystus. Oczywiście świątynie w sensie fizycznym też są niezwykle ważne. Są one jednak zewnętrznym znakiem tego, co powinniśmy nosić w naszych sercach. To dlatego Jezus w trzy dni po Swojej śmierci wzniósł ponownie zburzoną świątynię. Ta najważniejsza jest przecież Jego ciałem, które wraz ze zmartwychwstaniem powstało na nowo.
Nie możemy zapominać jak ważne jest dbanie o naszą wewnętrzną świątynię, o jej czystość i porządek. Jeżeli z własnego serca będziemy urządzać sobie targowisko, kalkulując co nam się w życiu bardziej opłaca, wywołamy gniew u Jezusa. Bo mamy być miejscem fizycznej obecności Pana. A tam, gdzie jest on obecny, sprawy doczesne stają się drugorzędne. Jeżeli rzeczywiście zaprosimy Chrystusa do naszych serc z pewnością zrozumiemy, że tak naprawdę liczy się tylko Jego obecność. Wszystko inne przestanie mieć znaczenie.