Niezwykły podarunek
Z trudem rozprostowałam palce i wtedy z mojej dłoni wypadł ten medalik. Nie należał do mnie. Nigdy niczego takiego nie miałam. Pomyślałam, że pewnie jakaś pobożna pacjentka lub pielęgniarka włożyła mi go do ręki. Tylko po co?
2013-11-27
Jak bardzo można się pomylić w ocenie ludzi, kierując się pierwszym wrażeniem! Przekonałam się o tym kilka miesięcy temu. Nieszczęśliwy wypadek sprawił, że przez kilka tygodni zasilałam szeregi „połamańców”, którzy chcąc nie chcąc musieli się poddać kolejnym torturom, żeby jako odzyskać jako taką sprawność tej czy innej kończyny. Wśród uczestniczek mojego turnusu znalazła się też Justyna. Początkowo trudno mi było ocenić jej wiek. Przeważnie czarne lub w kolorach zbliżonych do czerni koszulki dodawały jej lat, jednak wystarczyło przyjrzeć się jej twarzy ukrytej pod tlenioną grzywką, żeby zauważyć, że nie może mieć więcej niż 30-35 lat. Niemal całe ramiona i kark pokryte miała motylkowymi tatuażami, w każdym uchu po kilka kolczyków a jeden tkwił nawet w jej języku. Jestem człowiekiem „starej daty”, więc muszę przyznać, że podobne „akcesoria” zwykle odrzucają mnie od ludzi. Nie inaczej było i tym razem. Do czasu, gdy miałam okazję poznać Justynę trochę bliżej.
Zwykle mijałyśmy się na progu sali rehabilitacyjnej. Czasem ja zajmowałam jej miejsce na „madejowym łożu”, a czasem ona poddawała się torturom po mnie. Tego dnia przyszłam trochę później, Justyny już nie było. Kiedy zajmowałam swoje miejsce zauważyłam coś srebrzącego się na zielonej skórze kozetki. To był dość sporych rozmiarów, metalowy medalik. Gołym okiem można było poznać, że ze srebrem nie miał nic wspólnego. Czyżby zgubiła go Justyna? Nie, to niemożliwe. Myśl, że medalik mógłby należeć do właścicielki tatuażu z motylkami wydała mi się niedorzeczna. Włożyłam go do kieszeni z zamiarem oddania w recepcji. Po wieczornych zajęciach ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju. „Ale szczęście, że Panią znalazłam!” – na progu stała Justyna. Bez ceregieli przysiadła na brzegu mojego łóżka. „Bo w Pani jedyna moja nadzieja – powiedziała. Już wszędzie szukałam i nic. Pomyślałam, że może Pani go znalazła… – „Chodzi Pani o to?” - wyjęłam z kieszeni medalik, a ona niemal wyrwała mi go z palców i w tym samym momencie rzuciła mi się na szyję. „Dzięki, dzięki – powtarzała w kółko. Ratuje mi Pani życie!”. „Chyba Pani trochę przesadza. To dla Pani jakiś talizman?” – zapytałam z uśmiechem, ale ona gwałtownie zaprzeczyła: „O nie, wcale nie!”. Przy kawie opowiedziała mi swoją historię.
Justyna miała swoją „przeszłość”, o której wolałaby zapomnieć. „Wie pani; faceci, narkotyki, te rzeczy…”. Trzy lata temu spotkała ludzi, dzięki którym trafiła na odwyk. Rozumieli ją, bo sami przeszli przez to samo. Pomogli się pozbierać, wytrwać w pierwszym, najtrudniejszym okresie. A potem zdarzył się ten bezsensowny wypadek. „Wie Pani, nieraz byłam tak naćpana, że nie wiedziałam nawet, co się ze mną dzieje, a nigdy nic mi się nie stało. A wtedy byłam trzeźwa i „czysta” jak niemowlę”. Za to kierowca, który wjechał na chodnik, był pijany. Kiedy się ocknęła, leżała na sali pooperacyjnej, od stóp do głów spowita w kokon z bandaży, z nogą na wyciągu. „Wie Pani, chyba wtedy po raz pierwszy w życiu się „modliłam”. Wykrzyczałam Panu Bogu całą swoją złość za to moje podłe życie, ale najbardziej za to, co mi zrobił teraz, kiedy wszystko zaczynało się prostować. Byłam tak wściekła, że prawie nie czułam bólu. Musiałam wrzeszczeć bardzo głośno, bo pacjentka obok nie wytrzymała i wezwała pielęgniarkę. Po dwóch dniach okazało się, że czeka mnie jeszcze jedna poważna operacja. Było ze mną krucho. Wprowadzili mnie w stan śpiączki farmakologicznej, a potem nie umieli wybudzić przez dwa miesiące. Kiedy w końcu się ocknęłam, próbowałam odnaleźć w sobie tamten gniew, ale już nie potrafiłam. Za to zauważyłam, że bardzo boli mnie dłoń. Z trudem rozprostowałam palce i wtedy wypadł z niej ten medalik. Nie należał do mnie. Nigdy niczego takiego nie miałam. Pomyślałam, że pewnie jakaś pobożna pacjentka lub pielęgniarka włożyła mi go do ręki. Tylko po co? Po kilku dniach zdobyłam się na odwagę i zaczęłam wypytywać kapelana o ten medalik. Powiedział mi, że to jest Cudowny Medalik. Wie Pani, ja tam w cuda to raczej nie wierzę, a już na pewno nie wierzyłam wtedy. Ale kiedy przyniósł mi książki na ten temat, pochłonęłam je od deski do deski. Od kiedy kuzynka przyniosła mi rzemyk, nie rozstaję się z tym medalikiem. Obiecałam sobie i Panu Bogu, że jeśli wyjdę z tego wszystkiego cało, zmienię moje życie i postaram się mówić komu się tylko da o tym medaliku. Słowo się rzekło. Chyba nadchodzi czas, żeby wywiązać się z obietnicy” – roześmiała się Justyna, a ja zauważyłam, że kolczyk w jej ustach nie przeszkadza mi już tak bardzo.
PS.
Cudowny Medalik – znany również jako Medalik Niepokalanego Poczęcia – rozpropagowany został przez św. Katarzynę Labouré, żyjącą we Francji w latach 1806-1876. To siostra ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo czyli szarytek. Fakt ten poprzedziło zaakceptowane przez Kościół prywatne objawienie Najświętszej Maryi Panny w Paryżu przy ulicy Rue du Bac 140 w 1830 roku. Siostra Katarzyna była jeszcze wówczas nowicjuszką. Maryja miała jej obiecać, że ci, którzy noszą Cudowny Medalik dostąpią wielkich łask, „szczególnie jeśli go będą nosili na szyi”. Powiedziała też: „Tych, którzy we mnie ufają, wieloma łaskami obdarzę”.
27 listopada 1830 roku Katarzyna ujrzała Maryję ponownie. Według jej słów, Najświętsza Maryja Panna była otoczona czymś w rodzaju owalnej ramki i stała na białej półkuli, na której znajdował się zielony wąż w żółte plamki. Na palcach Maryi były kosztowne pierścienie, wysadzane drogocennymi kamieniami, nieziemsko pięknymi, po 3 na każdym palcu, w sumie 30 pierścieni. Każdy z tych pierścieni był inny, jedne były bardziej błyszczące, inne mniej. Z pierścieni wydostawały się promienie symbolizujące Boże łaski. Pierścienie mniej błyszczące symbolizowały łaski, o które proszą dusze bez ufności, albo o które nikt nie prosi. Największe pierścienie były u nasady palców Najświętszej Panny, średnie po środku, a najmniejsze przy końcach palców. Według św. Katarzyny, kula, którą na początku wizji Cudownego Medalika Najświętsza Maryja Panna trzyma w Swych dłoniach, przedstawia cały świat, szczególnie Francję i każdą osobę w szczególności. Promienie wychodzące z drogocennych kamieni znajdujących się w pierścieniach na palcach Niepokalanej Dziewicy, symbolizują łaski Boże. Jedne promienie są intensywniejsze, inne mniej intensywne w zależności od stopnia ufności, z jaką proszą o nie modlący się wierni. Następnie kula, którą Najświętsza Panna trzymała w swych dłoniach zniknęła, a Maryję, która miała teraz ręce zwrócone ku ziemi, otoczył owalny pas, a na nim znajdował się napis w języku francuskim, ułożony ze złotych liter: O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy. Maryja poprosiła zakonnicę o wybicie medalika według tego, co jej objawiła. Katarzyna zrelacjonowała także: „W tej chwili zdawało mi się, że obraz się obraca. Potem ujrzałam na drugiej stronie literę M z wyrastającym ze środka krzyżem, a poniżej monogramu Najświętszej Maryi Panny – Serce Jezusa otoczone cierniową koroną i Serce Maryi przeszyte mieczem”. Wizja powtórzyła się 3 razy, o czym Katarzyna opowiedziała swemu kierownikowi duchowemu ks. Jean Marie Aladel, jednak zwlekał on z wybiciem Medalika, a nawet zabronił jej o tym myśleć. W końcu jednak przedstawił sprawę arcybiskupowi Paryża i po jego akceptacji w 1832 roku przystąpiono do wybijania medalików Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej. Z czasem, z powodu licznych uzdrowień, nawróceń i innych łask otrzymanych za pośrednictwem Maryi zaczęto go nazywać Cudownym Medalikiem a nazwę tę Stolica Apostolska zatwierdziła w 1838 roku.
Nosząc Cudowny Medalik trzeba pamiętać, że nie jest on amuletem czy talizmanem o magicznej mocy, lecz znakiem oddania Niepokalanej oraz świadectwem wiary i ufności, jaką w Niej pokładamy. Moc Cudownego Medalika związana jest z obietnicą, jaką Niepokalana złożyła św. Katarzynie w momencie objawienia 27 listopada 1830 roku i jest ona rezultatem wstawiennictwa Najświętszej Maryi Panny u Boga dla tych, którzy go pobożnie i z czcią noszą.